Był zmęczony. Po tych wszystkich latach bezowocnej walki był sfrustrowany i zniechęcony, a jego wiara w to, że idealny plan zdobycia miraculum Biedronki oraz Czarnego Kota, coraz poważniej zachwiana. Skutki swoich maniakalnych czynów odczuwał już nawet w sferze fizycznej. Tak prozaiczne na pozór błahostki, jak nieprzespane noce, brak ruchu oraz świeżego powietrza, a także znacząco zaburzone pory posiłków, wszystko to sprawiło, że Gabriel Agreste czuł się jak wrak człowieka. Miał dość. Dość bezsensownego uganiania się za mrzonkami dnia poprzedniego. Dość walki o coś, co najwyraźniej utracił bezpowrotnie lata temu. Jednakże, zanim ostatecznie miał pogodzić się ze swoim losem, musiał spróbować raz jeszcze. To była jego bitwa. Ostatnia bitwa Władcy Ciem.
— Mój Panie, być może nie powinieneś dzisiaj nadwyrężać swoich sił, w celu tworzenia złoczyńcy? Czuję, że twoje samopoczucie nie jest na najwyższym poziomie.
Pomimo tego, iż Nooroo przez ostatnie lata przeżywał istny koszmar, będąc uwięzionym w rękach tyrana, jakim niewątpliwie był jego mistrz, nadal pozostawał najbardziej empatycznym ze wszystkich kwami. Jego moc doskonale wyłapywała emocje innych ludzi, co sprawiało, iż potrafił przekuć ich słabości w atuty. Nie popierał tego, w jaki sposób Gabriel pragnął spełnić swoje marzenie, ale skłamałby, gdyby powiedział, że go nie rozumiał. Czuł, jak ogromne uczucie łączyło go ze swoją zaginioną przed laty żoną i w głębi duszy chciał, by pewnego dnia udało mu się zaznać spokoju.
— To nasza ostatnia, wspólna walka, mój przyjacielu — odrzekł Gabriel nieco nostalgicznym, całkowicie niepasującym do niego tonem. — Wybacz mi, że przez te wszystkie lata nie traktowałem cię najlepiej. Obiecuję, że jeszcze dziś wieczorem wrócisz w ręce strażniczki, niezależnie od tego, czy uda mi się wypowiedzieć moje życzenie, czy też nie.
— Nie jesteś złym człowiekiem, mistrzu — odrzekło kwami, przysiadając na jego ramieniu po raz pierwszy od czasu, kiedy Gabriel wszedł w jego posiadanie. — Jesteś nieszczęśliwy, zgorzkniały i pełen żalu, ale w twoim sercu nadal tli się iskierka ciepła i miłości. Jeżeli tylko uchylisz nieco drzwi swojego serca, jestem pewien, że pewnego dnia znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie się do niego wślizgnąć i rozpalić ten przygasły płomień na dobre.
— Jeżeli Emilie wróci... — zaczął z nadzieją, lecz szybko ponownie przybrał swój powściągliwy wyraz twarzy i odchrząkając, zacisnął palce na broszce. — Nieważne. Pora zagrać va banque, Biedronko. Ten ostatni raz, zagrajmy o wszystko. Nooroo, daj mi mroczne skrzydła!
Fioletowe kwami po raz ostatni posłało mu pełne troski spojrzenie, by po chwili zniknąć w czeluściach biżuterii, sprawiając, że w miejscu tego złamanego człowieka, pojawił się bezwzględny potwór, za którego mieli go przecież wszyscy mieszkańcy Paryża.
Władca Ciem wziął głęboki oddech, starając się ukoić skołatane nerwy choćby odrobinę. Przymknął powieki i składając swoje dłonie jedna na drugiej, włożył maksimum wysiłku w to, by wsłuchać się w rytm niespokojnych emocji, jawiących się na ulicach miasta.
Mandaty, złamane serca, zwolnienie z pracy, śmierć ukochanego zwierzęcia...
Za mało. Potrzebował czegoś większego, bardziej spektakularnego. Czegoś, co byłoby benzyną, która podpalona iskrą nadziei na zemstę, wywołałaby prawdziwą pożogę.
Wtedy to poczuł. Mężczyzna, około czterdziestu lat. Były policjant, który lata temu brzydząc się wszechobecnej korupcji i kumoterstwa porzucił służbę i zajął się prowadzeniem prywatnej agencji detektywistycznej. Był rozżalony, zdesperowany. Jego klient zlecił mu odnalezienie zabójcy swojej jedynej córki, jednak policja zabroniła mu działać pod groźbą sankcji prawnych, tłumacząc się dobrem śledztwa. Przecież był wystarczająco dobry. Mógł wytropić tego zwyrodnialca w okamgnieniu.
CZYTASZ
Trylogia szczęścia część 1: Zanim staliśmy się szczęśliwi
FanfictionPrequel do "Kiedyś będziemy szczęśliwi" W jaki sposób wyglądały relacje Adriena i Marinette, zanim na świecie pojawiła się Emma? Dla przyjaciół z liceum Francoise Dupont'a, to ostatni rok nauki, a zarazem ostatni dzwonek na zapewnienie sobie odrobin...