1. | Jak na rycerza przystało |

1.8K 166 96
                                    

Dzwonek ogłaszający koniec przerwy nastał dla Marinette w najmniej odpowiednim momencie. Zamiast przygotować się do zajęć z języka angielskiego, całe dwadzieścia minut poświęciła na walkę ze złoczyńcą jako Biedronka. Na szczęście, rozwścieczony kierowca autobusu nie był dla niej i Czarnego Kota specjalnym wyzwaniem, jednak oprócz ciążących na jej barkach obowiązków superbohaterki oraz strażniczki szkatułki z miraculami, Marinette pozostawała nadal zwyczajną siedemnastolatką. Nie mogła usprawiedliwiać wszystkich prywatnych niepowodzeń swoim podwójnym życiem. Westchnęła głęboko, kiedy po raz kolejny zamek w jej szafce postanowił zastrajkować i zaciąć się w najmniej odpowiednim momencie. Już miała zamiar wykorzystać swoją niecodzienną gibkość do tego, by kopnąć metalowy mebel z całej siły z nadzieją, że może w ten sposób odzyska swój podręcznik do angielskiego, kiedy zrezygnowany, niski głos, dobiegający z przeciwnej strony korytarza powstrzymał ją przed tym desperackim krokiem. W tym pełnym pokory pomieszanej z nutką irytacji głosie poznała Adriena.

— Musisz mi wybaczyć Kagami, ale nie odwołam próby z zespołem. Obiecałem już Luce i Ivanowi. Opuściłem trzy próby z rzędu i jeśli tak dalej pójdzie, po prostu wykopią mnie z kapeli — tłumaczył na pozór cierpliwie, choć Marinette znała go jak własną kieszeń i wiedziała, że wytężał właśnie wszystkie swoje neurony odpowiedzialne za uprzejmy ton.

Doskonale wiedziała, że blondyn zaczynał mieć po dziurki w nosie wszechobecnej kontroli ze strony swojego ojca i dziewczyny.

— Oczywiście jesteś zaproszona, gdybyś zmieniła znanie. Mam nadzieję, że znajdziesz chwilę, żeby do nas dołączyć. Do zobaczenia — urwał, chowając telefon do tylnej kieszeni spodni.

W międzyczasie Marinette ponownie dobyła z torebki kluczyków do swojej szafki i pod pretekstem szarpania się z uszkodzonym zamkiem, postanowiła udawać, że niczego nie widziała, ani nie słyszała.

— Nie jesteś na angielskim? — zagadnął, kiedy zorientował się, że nie był jedyną spóźnioną na zajęcia osobą.

— Adrien! — zawołała jak zwykle przesadnie wysokim głosem. — Tak... To znaczy nie! Nie mogę iść na angielski, bo nie mogę otworzyć szafki. Zamek zaciął się na amen, a w środku jest mój podręcznik — westchnęła, wyciągając kluczyk z zamka.

— Może mógłbym ci jakoś pomóc? — zaoferował w szarmanckim geście.

— Chętnie — odparła, odsuwając się na kilka kroków, by zrobić dla niego miejsce.

Po kilku nieudanych próbach Adrien załamał ręce.

— Przykro mi, ani drgnie — stwierdził, oddając w jej ręce kluczyki. — Może powinniśmy poprosić o pomoc woźnego? — zaproponował z przepraszającym uśmiechem. — Póki co, mogę zaoferować ci mój podręcznik. Usiądziemy na zajęciach razem. Myślę, że nauczycielka zgodzi się na to bez problemu, kiedy opowiemy jej o twoim małym problemie natury technicznej.

Marinette zastanowiła się przez chwilę nad jego słowami. Siedzenie z nim razem w ławce choćby przez jedną godzinę lekcyjną byłoby spełnieniem jej marzeń, jednak nie mogła pozwolić sobie na tego typu rozproszenie. Nie teraz, kiedy była na dobrej drodze do tego, by umocnić swoje serce w przeświadczeniu, że Adrien był dla niej tylko przyjacielem.

— Byłoby świetnie, naprawdę, ale nie mogę się na to zgodzić — wycedziła z trudem. — Jesteśmy już okropnie spóźnieni i o ile tobie zdarza się to sporadycznie, ja jestem już w tej kwestii recydywistką — zaśmiała się nerwowo, zaciskając palce na szkolnej torbie. — I tak mam już przechlapane, więc myślę, że lepiej będzie, jeśli odpuszczę sobie dzisiejsze zajęcia. Jutro załatwię sobie zwolnienie od pielęgniarki, a dziś pójdę już do domu. Mam masę pracy w związku z nadchodzącym dniem muzyki w szkole. Muszę zaprojektować i uszyć stroje dla Kitty Section, zabrać się za dekoracje — wymieniała na palcach, uciekając przed jego przeszywającym, zielonym spojrzeniem. — Ale ty powinieneś już lecieć. Nie chciałabym, żebyś i ty wpadł przeze mnie w tarapaty.

Trylogia szczęścia część 1: Zanim staliśmy się szczęśliwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz