24. | Rozwiązanie zagadki |

904 112 53
                                    

Plagg nie wiedział, co tak naprawdę powinien powiedzieć Strażniczce. Nie mógł przecież bez ceregieli wyznać jej, że jego były właściciel wyrzekł się go, ponieważ wyjeżdżał na studia, nawet jeśli bardzo tego chciał. Nie mógł znieść tego, co działo się przez ostatnie tygodnie z Adrienem i z tego powodu jeszcze bardziej niż zwykle nienawidził zasad, które zostały ustalone wieki temu przez kogoś, kto najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, jak niemożliwe będzie ich przestrzeganie.

Jego miraculum przewinęło się już przez niezliczoną ilość rąk. Służył zarówno mężczyznom, jak i kobietom, którzy zazwyczaj nie potrafili pogodzić się z jego niecodziennym usposobieniem, obwiniając go po części za wszelkie nieszczęścia, jakie ich spotykały. Czasami sam zaczynał wierzyć w to, że w istocie nie był bożkiem zniszczenia, a jedynie podstępnym demonem niosącym nieszczęście wszędzie tam, gdzie się pojawiał. Przez lata, kiedy jego pierścień spoczywał spokojnie w szkatule Mistrza Fu, skrycie liczył na to, iż nieprędko będzie musiał znów zetknąć się z przedstawicielem gatunku ludzkiego. Och, jak bardzo się mylił.

Widząc swojego nowego właściciela po raz pierwszy, omal nie wydał z siebie jęku rozpaczy, sądząc, że Mistrz raczył zażartować z powagi jego mocy. Oto stał przed nim w całej swojej wątłej okazałości lichy, blady chłopiec w początkowej fazie mutacji, z pierwszymi, widocznymi objawami wchodzenia w burzliwy okres dojrzewania. Jego zielone, okrągłe ze zdziwienia oczy, odznaczające się na tle bladej, pyzatej, niepasującej do patykowatego ciała twarzy, okalanej burzą powywijanych we wszystkie strony, jasnych włosów, wpatrywały się w niego stanowczo zbyt intensywnie, jak na jego gust. Miał zdrowo przerąbane, był tego pewien. Nienawidził służyć nastolatkom. Zawsze kończyło się tak samo — na niańczeniu nabuzowanych hormonami dzieciaków.

Ale w jego ciekawskim spojrzeniu było coś, co w pewien sposób dało mu do myślenia. Ten chłopiec nie był przerażony. Ani przez moment nie zląkł się tego, że w jego mocach spoczywał jeden z najniebezpieczniejszych klejnotów na świecie. To musiało oznaczać tylko jedno: nie miał nic do stracenia.

Z automatu zaczął mu współczuć. Z dnia na dzień zaczął rozumieć, że jego osąd był słuszny. Ten chłopiec naprawdę nie miał nic do stracenia. Biedne, bogate dziecko. Niekochane przez jedynego rodzica, który mu pozostał, bez przyjaciół, bez drogi ucieczki z pułapki, w jakiej się znajdował. Chciał mu pomóc. Po raz pierwszy od dawna Plagg złapał się na tym, że zaczęło mu zależeć. Z dumą patrzył na każdy kolejny krok, stawiany przez Adriena. Na jego pierwszy dzień w publicznej szkole, na niezgrabne próby zawierania znajomości, na rozwijanie swoich zainteresowań. Praktycznie natychmiast, ten chudy, narwany dzieciak stał się jego protegowanym, w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Czas mijał, a Adrien z wystraszonego nastolatka, nieumiejącego zawalczyć o swoje, stawał się dorosłym, pewnym swoich wyborów mężczyzną. I jedyne, co przez te lata nie uległo drastycznym zmianom, było jego wnętrze. Choć rysy jego twarzy znacznie zmężniały, nie pozostawiając już nawet wspomnienia po dziecięcym tłuszczyku na policzkach, a mięśnie rozwinęły się na tyle, że ciężko było w nim odnaleźć tamtego chuderlawego dzieciaka, złote serce Adriena nadal biło tym samym rytmem. Rytmem, w którym jak mantra, z każdym kolejnym uderzeniem, odbijało się echem jej imię.

Strażniczka była mu przeznaczona. Kochał ją beznadziejnie i bezgranicznie, dlatego tak bardzo bolało to, że nie mógł wyznać mu prawdy. Otworzyć oczy na to, że jego ukochana, nieustraszona Biedronka i słodka, infantylna Marinette, której przez lata bezwiednie śledził każdy ruch, były tą samą osobą. O ileż prostsze byłoby teraz życie zarówno Adriena, jak i Strażniczki, gdyby tylko on i Tikki nie byli obarczeni tajemnicą ich tożsamości.

Podleciał do okna jej sypialni, chcąc zapukać łapką w szybę, jednak kiedy zorientował się, że dziewczyna nie była sama, zrezygnował. Dopiero po chwili jego spojrzenie starło się z radosnymi, chabrowymi tęczówkami Tikki, zerkającej na niego po drugiej stronie szklanej tafli.

Trylogia szczęścia część 1: Zanim staliśmy się szczęśliwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz