16. | Noc, która zmieniła bieg historii |

1.1K 108 87
                                    

Serce waliło w jego piersi jak oszalałe, kiedy wylądował na balkonie, na którym bywał już przecież dziesiątki razy. Przełknął ślinę i zacisnął palce na swoim kiju, rozwijając go na tyle, by swobodnie dosięgnąć do okna jej sypialni. Biorąc głęboki oddech, zawiesił w powietrzu wyciągniętą pięść. Zawahał się, zastanawiając nad tym, co tak właściwie chciał jej powiedzieć. Jego myśli były zbyt chaotyczne, by zaplanować jakikolwiek scenariusz rozmowy. Chciał się wyżalić? Poszukać w jej objęciach schronienia przed zawirowaniami, jakimi częstowało go ostatnimi czasy życie? A może chciał wyznać jej to, co do niej czuł? Nawet jeśli, to czy mógł bez żadnych oporów powiedzieć jej, że ją kochał? Czy to, co czuł wobec niej, faktycznie było miłością, czy może zwykłym zauroczeniem? Czy był wobec niej szczery? Szczery wobec swoich własnych uczuć, skoro w jego sercu nadal było miejsce dla Biedronki?

Nie miał siły dłużej analizować swoich emocji. Zawsze myślał tylko o innych. Zawsze stawiał siebie i swoje potrzeby z boku. Nie miał ochoty dłużej walczyć.

Słysząc cichy pomruk silniczka maszyny do szycia, zorientował się, że okno było uchylone, co postanowił potraktować jako ostateczny znak od losu. Wślizgnął się do wnętrza pokoju niemal bezszelestnie i wciągając do płuc znajomy zapach cukru waniliowego i cynamonu, złożył swój kij, upinając go na plecach.

Nadal nie zauważyła jego obecności, pochłonięta bez pamięci układaniem na blaszce maszyny niebieskiego tiulu. Dopiero jego ciche chrząknięcie wyrwało ją z transu.

— Można?

Marinette podniosła głowę znad projektu sukienki, która miała być kreacją na bal maturalny dla Mylene i zobaczyła jego sylwetkę. Tak bardzo znajomą, a jednocześnie wyglądającą w tamtym momencie tak bardzo obco. Skinęła głową, a on szybkim susem wskoczył na łóżko.

— Najmocniej przepraszam za najście, Księżniczko. Widzę, że jesteś zajęta, ale...

— Nie odezwałeś się — burknęła, posyłając mu pełne wyrzutu spojrzenie. — Obiecałeś, że dasz znać! Wiesz, przez co ja przechodziłam? Odchodziłam od zmysłów! Myślałam, że coś ci się stało! Sądziłam, że ci się pogorszyło, że może nawet...

— Umarłem? — wszedł jej w słowo, posyłając w jej stronę smutny uśmiech.

— Nawet tak nie żartuj! — pisnęła, opadając obok niego na łóżko.

Niewiele myśląc, oparła głowę o jego ramię i zacisnęła palce na złotym dzwoneczku.

— Chyba tak byłoby dla wszystkich lepiej — szepnął, przymykając powieki. — Tak właściwie to i tak nie mam się, gdzie podziać. Chyba właśnie uciekłem z domu — dodał melancholijnym tonem.

Dopiero teraz, w świetle ledwie tlącej się lampki, znajdującej się na jej biurku dostrzegła na jego twarzy wyraźne zmęczenie. Jego zielone oczy były podpuchnięte i czerwone, a oddech płytki i urywany. Niewiele myśląc, chwyciła do ręki błękitny, puchaty koc i okryła go szczelnie, jakby chciała ochronić go przed całym światem.

— Co się stało? Jak to uciekłeś z domu? — dopytywała, szukając odpowiedzi na jego twarzy.

Czarny Kot uparcie wbijał wzrok w różowy dywan, unikając kontaktu wzrokowego. Bał się, że rozpadnie się pod ciężarem jej zmartwionego, fiołkowego spojrzenia i rozpłacze jak mały chłopiec. Uśmiechnął się smutno i odrzekł:

— Mam ostatnio trochę problemów, zarówno w moim cywilnym życiu, jak i jako Czarny Kot. Widzisz, podobnie jak ty, niedługo mam iść na studia. Całe dnie spędzam nad książkami, bo niebawem czeka mnie matura, a później potwornie trudne egzaminy wstępne. Pewnie nie powinienem ci tego mówić, bo w ten sposób mogę naprowadzić cię na to, kim jestem pod maską — westchnął, uśmiechając się pod nosem. — Biedrona byłaby na mnie wściekła, ale mam to gdzieś. A może i ona miałaby to w nosie? W końcu jestem dla niej tylko partnerem, takim samym jak każdy inny.

Trylogia szczęścia część 1: Zanim staliśmy się szczęśliwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz