4. Taki trochę Madagaskar

120 12 1
                                    

Peron 9 i ¾ był przepełniony dokładnie cztery razy do roku. W pierwszy dzień szkoły, w dniu rozpoczęcia i zakończenia przerwy świątecznej, a także w dniu powrotu uczniów do domu na wakacje. Osoby, które nie miały wprawy, często gubiły się w tym tłumie, ale rodziny Potter i Wesley miały już opanowany plan przemieszczania się po peronie. Kluczowym elementem strategii było wyznaczenie miejsca spotkań wszystkich członków rodziny, którzy pojawiali się danego dnia na dworcu. Ci, którzy oczekiwali na powrót dzieci, zwykle zjawiali się nieco wcześniej by sobie poplotkować, co miało miejsce również tamtego roku, a dzieci, które wysiadały z pociągu, powoli się tam gromadziły, odnajdując swoich opiekunów.

- A gdzie moja mama?- zapytał Hugo, rozglądając się po krewnych, którzy również zadawali sobie to pytanie. Ich wzrok padł na Rose, która właśnie wyłoniła się z tłumu, razem z Albusem i Scorpiusem, którego Potterowie zwykli odwozić do domu.

- Nie zdążyłam ci powiedzieć na śniadaniu- zaczęła, uśmiechając się do młodszego brata.- Musiała wziąć dzisiaj udział w bardzo ważnym spotkaniu, dlatego nie dała rady po nas przyjść, ale spokojnie, wszystko mam zaplanowane.

- A co tu planować, odwieziemy was- zaproponowała Ginny, klepiąc Hugo po ramieniu.

- Dziękuję ciociu, ale nie chcę robić kłopotu, to w przeciwnym kierunku, a Błędny Rycerz już pewnie tu czeka na pasażerów, więc pora na nas.

Uprzejmie odmawiając pozostały ciotkom i wujom, chwyciła Hugo za rękę i pociągnęła do wyjścia, nie chcąc zbyt długo znosić nieco zdziwionych spojrzeń krewnych.

- Pewnie o tym myślała po nocy- zauważył Albus, wlokąc się ze Scorpiusem na końcu pochodu Wesley- Potter.- Nie ma, co Hermiona naprawdę na poważnie bierze swoją pracę, nawet mój ojciec tyle nie siedzi w biurze. Czy Minister Magii w ogóle ma coś takiego jak urlop?

- Nie wydaje mi się- odparł jego przyjaciel, ignorując pogardliwe spojrzenie mijanego przez nich staruszka.- Pewnie nie jest łatwo dobrze wychowywać dzieci, gdy praca jest najważniejsza- stwierdził z nutą sarkazmu, która umknęła jego przyjacielowi.

- Śmiem twierdzić, że Rose to jest aż zbyt dobrze wychowana, czasami mogłaby trochę wyluzować i przestać być perfekcyjnym dzieckiem perfekcyjnej pary.

Scorpius na czas ugryzł się w język by nie wspomnieć o tym, co mu powiedziała dziewczyna minionej nocy. Nie ma nic gorszego niż posiadanie perfekcyjnego rodzica, któremu nie można dorównać i którego oczekiwania graniczą z mistrzostwem. Hermiona może nigdy nie mówiła wprost, że jej dzieci muszą być najlepsze, zawsze twierdziła, że będzie je kochać niezależnie od wszystkiego, ale niestety inni sprawili, że jej dzieci czuły presję. Główna uwaga skupiła się na Rose, która w końcu tak przypominała matkę i z pewnością była tak odważna i mądra jak obecna Minister Magii. Oczekiwania innych, które tak naprawdę nie były zbyt ważne, sprawiły, że Rose czuła przymus bycia doskonałą i w pewnym sensie się w ty odnalazła, zwłaszcza, że dzięki temu Hugo mógł żyć spokojniej, bez tego ciężaru, który spoczywał na barkach jego siostry.

- Powiedziała ci, o której wróci?- zapytał młodszy brat Rose, gdy weszli do rodzinnego domu.

- Nie sprecyzowała godziny, ale pewnie nie wcześniej niż o dwudziestej- Hugo pokiwał głową, po czym wniósł swój kufer na górę do pokoju, co po chwili zrobiła też jego siostra.

- Przynajmniej dostaniemy szarlotkę z lodami- zauważył chłopak, zaglądając do pokoju siostry.

Rose westchnęła. Taka była już tradycja. Gdy Hermionie nie udało się wrócić na czas lub, gdy była zmuszona odwołać plany, kupowała im ulubione ciasto i górę lodów. Trudno wyrazić słowami jak przez ten zwyczaj Rose znienawidziła szarlotkę, którą kiedyś mogła jeść bez przerwy, teraz jednak kojarzyła się jej jedynie z niedotrzymanymi obietnicami.

Scorose (opowiadanie zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz