Poranne wydanie Proroka Codziennego nader głośno i wyraźnie głosiło o morderstwie jednego z aurorów i porwaniu córki pani Minister Magii. Wszyscy myśleli, że zagrożenie już minęło i wrócili do normalnego funkcjonowania a tu nagle przy śniadaniu pojawiła się taka wiadomość, którą ponownie poruszyła całe społeczeństwo czarodziei i czarownic zamieszkujących Wielką Brytanię. Czyżby ta rodzina miała nigdy nie zaznać prawdziwego spokoju?
Ron wpadł w szał na wieść o śmierci podwładnego i porwaniu córki. Hermiona zapomniała o wszelkich sprawach ministerstwa i skupiła się tylko na nienawiści do człowieka, który podniósł ponownie rękę na jej najbliższych. Tylko Harry zdołał zachować dość trzeźwości umysłu by zarządzać akcją poszukiwawczą, która mimo starań nie przynosiła efektu, mimo tego, że odkąd tylko odbili ministerstwo poszukiwali młodego Yaxley'a.
- Zaraz połamiesz sobie tą rękę!- warknął w końcu zirytowany Albus, mając dość uderzania pięścią w stół przez Scorpiusa.
- Powinienem był ją odprowadzić do samego domu i sprawdzić czy jest tam bezpieczna...
- Nawet rodzice nie przypuszczali, że ten wariat się na coś takiego odważy, że zabije jednego z Aurorów i ją porwie z domu. Wcześniej uwięził Ministerstwo, ale teraz kopnął w gniazdo szerszeni. Ludzie powpadali w szał, nie mówiąc już o Hermionie. Ten facet zginie.
- A co jeśli wie o tym i najpierw zabije Rose?- zadane, przez Scorpiusa pytanie również dręczyło Albusa i sprawiało, że wszyscy tym zacieklej poszukiwali dziewczyny.
Co jednak tym czasem robiła Rose? Właściwie trudno powiedzieć, że cokolwiek robiła. Po kilku nieudanych próbach wydostania się z więzów poddała się i jedynie siedziała, wpatrując się w drzwi piwnicy, zastanawiając się czy istnieje jeszcze coś, co może zrobić, ale jak na złość nie potrafiła nic wymyślić. Wiedziała jedynie, że musi grać na zwłokę i mimo wszystko nie denerwować porywacza, który i tak wyglądał jakby właśnie przeżywał załamanie nerwowe.
Gdy pojawił się ponownie nad ranem, jego oczy były przepełnione szaleństwem. Poplątane włosy i ciemne cienie pod oczami nie wróżyły nic dobrego. Mężczyzna musiał całą minioną noc myśleć nad nowym planem, sposobem zaatakowania swoich wrogów i dogłębnym zranieniem ich.
- Pomożesz mi...
- Niby jak?- zapytała bezzwłocznie, chcąc wiedzieć, co ją czeka.- Porwałeś mnie i tu uwięziłeś, a już wcześniej wszyscy cię szukali. Wątpię, że istnieje jeszcze sposób żebyś zdołał wyjść z tego cało i zdrowo. Powinieneś się poddać nim będzie za późno- raczej nie tak powinna się była odzywać, jeśli chciała przeżyć, ale o dziwo Eryk uśmiechnął się szeroko.
- Ja wiem, że już im nie ucieknę. Twoi rodzice poruszą niebo i ziemię by cię odnaleźć nim spadnie ci, chociaż jeden śliczny włosek z tej bystrej główki, ale wiesz co, ty jesteś ich największą słabością. Ich pierworodną, córką którą kochają i za którą daliby się zabić. Ta miłość do ciebie sprowadzi na nich zgubę, bo ty zrobisz dokładnie to, co ci powiem, jeśli nie chcesz przypadkiem sama źle skończyć- wyjął różdżkę i przyklęknął przed nią.- To jak panno Weasley, zaczynamy?
Rose spojrzała w oczy mężczyzny, czując, że powali nadchodzi koniec. Czy miała jeszcze ujrzeć swoich bliskich? Jednego była pewna, nie zamierzała się poddawać bez walki, niezależnie od tego, co szykował dla niej Yaxley. Po rodzicach odziedziczyła dusze wojownika i czas najwyższy żeby jej użyć.
Gdy do biura aurorów napłynęła informacja o walkach na przedmieściach Londynu, w których prawdopodobnie brała udział córka pani Minister, od razu wysłano tam oddział, któremu dowodził sam Harry. Dotarli pod wskazany adres w dosłownie przeciągu kilku sekund jednak nie zastali tam już porywacza a jedynie ruiny budynku, z których dobiegało wołanie.
CZYTASZ
Scorose (opowiadanie zawieszone)
FanfictionTo nie tak, że każdy Gryfon i Ślizgon to odwieczny wróg, a już na pewno nie w wiele lat po wojnie i upadku Voldemorta. Przyjaciela można w końcu znaleźć dosłownie wszędzie, nawet wśród tak zwanych wrogów swojej własnej rodziny. Co sprawi, że urocza...