One.

1.8K 50 22
                                    

-Natalia, proszę Cię wstawaj już! –Usłyszałam krzyk mamy dochodzący z kuchni.
Byłam w trakcie wciągania na siebie obcisłych czarnych rurek, które idealnie podkreślały moje długi nogi jak i tyłek. Przełożyłam przez głowę croptop tego samego koloru co spodnie. Wzięłam do ręki szczotkę i przeczesałam włosy. Westchnęłam widząc jak naturalnie zakręcają się na końcach. Przełożyłam przez ramię jasną dżinosową kurtkę chwyciłam torbę po czym zbiegłam po kręconych schodach w dół.

-Kochanie wyjmij ten kolczyk z pępka. To nieestetyczne. –Syknęła moja rodzicielka patrząc na mój odkryty brzuch.
-Sama jesteś nieestetyczna. –Zaśmiałam się widząc jej zmarnowaną minę. –Podaj mi lepiej Jabłko. –Rzuciłam siadając na wyspie kuchennej.
Mama zgrabnym ruchem rzuciła w moją stronę owocem, a ja bez problemu go złapałam i zaczęłam smakować. Kocham jabłka i wszystko co z nimi związane.
-Wrócę dzisiaj później. Mam trening. –Usłyszałam męski głos zza mnie. Do pomieszczenia wszedł wysoki ciemny blondyn o zielonych oczach. Ubrany był w ciemne spodnie, białą koszulkę w ręku trzymał bluzę drużyny szkolnej, a na ramieniu zwisał mu czarny plecak. Mój starszy brat. –Hej Nat. Jedziesz ze mną? –Zapytał po chwili.
-Aha. –Przytaknęłam.
-Co chwilę masz jakieś treningi Jackson. Nie podoba mi się to. Gdzie czas na naukę? Rodzinę? –Skrzywiła się chuda szatynka. Po chwili zaszła mnie od tyłu i zaczęła pleść luźnego warkocza z moich ciemnych włosów. Byłam do tego przyzwyczajona, ponieważ bardzo nie lubiła moich rozpuszczonych włosów.
Jackson przewrócił oczami.
-Mam wolne weekendy i środy. –Wzruszył ramionami. –Zbierajmy się już. –Dorzucił, kierując się ku wyjściu.
Zeskoczyłam z blatu i ruszyłam za chłopakiem. Nałożyłam na nogi białe, niskie trampki, po czym pożegnałam się z mamą.

Droga do szkoły mijała tak samo jak każdego dnia. W radiu przez cały czas leciała głośna muzyka, rozmowy o niczym. Po tym gdy Jack znalazł wolne miejsce na parkingu szkolnym, oby dwoje wyszliśmy z samochody i ruszyliśmy równym krokiem. Przeszliśmy czarną bramę Hood High School. Po chwili do ust mojego brata przykleiły się malinowe wargi jego dziewczyny. Jennifer miała długie, kręcone blond włosy i  californijską karnacje. Chuda, wygimnastykowana, mądra, z dobrym stylem cheeliderka. Według mnie zawsze była ideałem dziewczyny.
-Do zobaczenia później. –Przewróciłam oczami z uśmiechem samotnie idąc dalej.

Potarłam dłonią ramiona, czując jak gęsia skórka powoli przechodzi przez moje ciało. Przyśpieszyłam, wbiegając po czterech marmurowych schodach, po czym popchnęłam potężne drzwi wchodząc do środka budynku. Do moich uszu dobiegły szepty szkolnego korytarza. Czułam na sobie wzrok ludzi. Nigdy nie potrafiłam się do tego przyzwyczaić.
-Ty dziwko, czemu tak cudownie wyglądasz? – Słysząc głos mojej przyjaciółki odnalazłam ją w tłumie, co nie było trudne bo biegła prosto na mnie. Poczułam, że tracę grunt pod nogami, gdy Eliza całym swoim ciałem wleciała na mnie. W efekcie znalazłyśmy się na szkolnej posadce słysząc nasze zmieszane śmiechy ze śmiechami nieznajomych.
-Wstawaj ze mnie szmaciuro. –Syknęłam z uśmiechem czując jej wbijający się w mój brzuch łokieć.
Wstała po czym podała mi rękę, abym do niej dołączyła.
-Koniec przedstawienia, dawno jej nie widziałam po prostu. –Zaśmiała się do ludzi przyglądających naszym poczynaniom.

Objęła mnie w pasie i mocno przyciągnęła prowadząc do Sali od Biologii.

Lekcja mijała strasznie wolno. Siedziałam oparta na zaciśniętej pięści. To co mówił profesor Stone Jednym uchem wchodziło, a drugim wychodziło, także nic nowego.
Do czasu gdy kontem oka nie przyuważyłam czegoś poruszającego się po mojej prawej stronie. Powoli odwróciłam głowę. Cała zdrętwiałam.
-Ja pierdole! –Krzyknęłam, po czym wybiegłam z ławki. Po ścianie chodził sporych okazałości pająk, a tych stworzeń bałam się bardziej od wszystkiego.
-Panno Blanck, co to za zachowanie?! –Profesor momentalnie przerwał lekcje słysząc moje słowa.
-Jest pan przyrodnikiem to niech pan coś zrobi z tym chodzącym potworem do cholery, a nie zadawał głupie pytania! –Odkrzyknęłam.
-Natalio, zaraz zostaniesz ukarana. –Ostrzegł, nie zwracając uwagi na ośmionogą obrzydliwość.
-Ukarana za to, że boje się pająków? Niech pan nie będzie śmieszny i zabije to! –Odpyskowałam wskazując ręką na wciąż poruszającego się pajęczaka.
Pan Stone odszedł od tablicy idąc w kierunku ściany, po czym wziął pająka w rękę. Uspokoiłam się dopóki nie zaczął iść w moją stronę. Kiedy Nauczyciel stał stanowczo za blisko, wyminęłam go biorąc do ręki torbę i zeszyt który leżał na ławce.
-Jest pan nienormalny. –Syknęłam kierując się do drzwi zaraz za nie wychodząc. Zaczęłam spokojnie oddychać na pustym korytarzu.
-Panno Blanck, miłej kozy po lekcjach. –Profesor wychylił głowę przez drzwi ze sztucznym uśmieszkiem. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ po chwili usłyszałam trzask drzwi.
-Zajebiście. –Mruknęłam idąc na szkolny dziedziniec.

_______________________________________
Jest pierwszy rozdział! Justin pojawi się już wkrótce :3
Mam nadzieje, że rozdział wam się podoba i z czasem zdobędę większą liczbę czytelników

xx

U don't care, so [J.B ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz