Four.

839 34 18
                                    

-Nie mogę uwierzyć, że ta pusta blondynka mi go wyrwała. -Wypowiedź Julii była przesycona zazdrością. -Co ona ma czego ja nie mam? -Zapytała, układając usta w grymas.
Oparłam łokcie na stole, chowając twarz w dłoniach. 

-Och, Daj spokój laska. Takich jak Brad jest pełno. -Pocieszyła ją Alice. 

Siedziałam już dobre czterdzieści minut wysłuchując o tym, jak dziewczyny nie mogą znaleźć nikogo na bal. 
-A ty z kim idziesz? Natalia?- Zapytała Julia, pukając palcami w butelkę wody.

-Nie idę. -Odpowiedziałam bez chwili namysłu biorąc do ust kanapkę Elizy.
-Jak to nie idziesz? -Powiedziały chórkiem. 

-Po co mam iść? I tak nie mam z kim. Będę mogła powtarzać do egzaminów...

-Egzaminy to nie wszystko!- Krzyknęła widoczne zdenerwowana El. Patrzyła na mnie co najmniej jakbym zabiła jej matkę. -Woah, przecież byłam przy tym jak Sebastian ci się pytał czy z nim pójdziesz. Powiedziałaś, że się zastanowisz. -Skrzyżowała ręce na piersi. 
-Nie chcę iść, okej? Nie lubię takich "potańcówek". -Westchnęłam. 
-Co ci jest? -Zapytała Alice. -Nie masz w sobie w ogóle życia. 

-Jestem zmęczona i tyle. -Machnęłam ręką, nakładając na ramię torbę. -Nie chcę się spóźnić na Geografie. Do zobaczenia. -Pożegnałam się z każdą dziewczyną buziaczkiem w policzek, następnie odeszłam.

Przeglądałam notatki idąc w stronę samochodu. Jackson widocznie nie odwiedził dzisiaj szkoły, bo nawet nie napisał sms pytając się o to gdzie jego własność. Co się dziwić, jest środa i nie ma treningu. Po co miałby przychodzić. Zaśmiałam się z ironią. Mieć tyle lat i być takim nie odpowiedzialnym. Będąc przy szarej Toyocie odłożyłam wszystkie kartki do torby. Rozejrzałam się dookoła, przy uważając Justina stojącego przy jakimś białym wypasionym aucie. Skąd ten dzieciak miał tyle kasy? Pokręciłam głową wsiadając do środka swojej limuzyny. Jakiej swojej, mnie nawet nie było stać na własny samochód. Znów z moich ust wydał się gorzki śmiech.
Droga domu minęła mi dość szybko. Zaparkowałam na podeście i skierowałam się do domu.

W drzwiach przywitała mnie moja suczka. Skakała na mnie i lizała po łydkach. Wzięłam ją na ręce. Odłożyłam torbę w kuchni, przy okazji biorąc jabłko. Zapięłam sunie na smyczy i wyszłam z nią na spacer. 

Po około godzinie leżałam już w swoim łóżku obłożonym pracami domowymi. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem sama. Zeszłam na dół do kuchni. Odgrzałam spaghetti, po czym nałożyłam je na talerz. Zajadałam się, powtarzając tkanki na Biologię. Kiedy skończyłam pozmywałam i wróciłam ponownie na górę. Usiadłam przy biurku, biorąc do ręki telefon wybrałam numer mamy.

-Halo? -Usłyszałam po trzech sygnałach.

-Gdzie jesteście cały dzień? -Zapytałam marszcząc brwi.
-Babcia się źle poczuła, więc Jackson zawiózł mnie do niej. Wrócimy za jakąś godzinkę, dwie. -Odpowiedziała spokojnie.

-Co jest z babcią?
-Już jest okey. Nie masz się czym przejmować. -Zapewniła mnie.

-Dobrze, więc wracam do nauki. -Westchnęłam. -Do zobaczenia. -Rozłączyłam się, odkładając iphone na drewnianym blacie. 

Zaczynało się robić ciemno. Goffie piszczała mi nad uchem. Nałożyłam na siebie bluzę i śmignęłam z nią do ogrodu. Owinęłam się rękoma wokół talii skacząc z nogi na nogę. 
-Krew to płyn ustrojowy, który za pośrednictwem układu krążenia pełni funkcję transportową oraz zapewnia komunikację pomiędzy poszczególnymi układami organizmu. -Powtarzałam w rutynie od samego początku, aż po sam koniec. 

Do moich uszu doszło szczekanie psa, zaraz po tym dzwonek do drzwi. Zostawiłam otwarty taras i skierowałam się w stronę wejścia do budynku, przeczesując rozpuszczone włosy na tył. Uchyliłam lekko otwór. 

-Hej. 
-Co ty tu robisz? -Moje brwi uniosły się widząc Justin'a stojącego przede mną. 
-Chciałbym...

-Zaraz, zaraz. -Przerwałam mu kręcąc głową. -Skąd wiesz gdzie mieszkam? -Zapytałam zdziwiona, otwierając drzwi szerzej. Chłopak zaśmiał się pod nosem. 

-Mam swoje wtyki. -Wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem. Już chciałam się odezwać, ale on zaczął kontynuować. -Nie ważne. Chciałem podziękować za to, że uratowałaś mnie na angielskim.

-Nie uratowałam cię. -Przerwałam mu. -Musiałam poprawić...

-Shyy.- Uniósł palec w górę. -Gdyby nie ty dostałbym szmatę i pewnie Carris miał by więcej powodu by nie przepuścić mnie do następnej klasy. -Oblizał usta. -Więc dziękuję. -Uniósł ręce w górę.

-Nie ma za co, to do jutra. -Rzuciłam, chcąc zamykać drzwi, jednak on ustawił nogę pomiędzy nimi a framugą. -Coś jeszcze?

-Pożyczyłabyś mi notatki, żebym mógł jutro odpowiadać? -Zapytał pstrykając palcami. Westchnęłam głośno.

-Wejdź do środka. -Rzuciłam obojętnie. Byłam wkurzona jego nachalnością. Zamknął za sobą drzwi, a ja machnęłam ręką, aby szedł za mną. -Chcesz coś do picia? -Zapytałam z uprzejmości, której nauczyła mnie mama. 

-Nie, dzięki. -Odpowiedział z uśmiechem. 

-Może być woda? Sok pomarańczowy?
-Sok brzmi świetnie. -Zaśmiał się z mojej gościnności. 
Po chwili wróciłam do salonu z dwoma pełnymi szklankami. Podałam jedną Justin'owi. 
-Skseruje ci je, okey? Sama muszę się jeszcze nauczyć. -Wytłumaczyłam, na co chłopak przytaknął. -Poczekasz na tarasie? Nie powinnam zostawiać suczki samej na ogrodzie. Usiądziesz sobie wygodnie, a ja zaraz do ciebie wrócę, pasuje ci to? -Zapytałam Splatając palce u rąk. 

-Oh, tak jasne. Nie ma problemu. -Wzruszył ramionami, kierując się zza siebie. 
Pobiegłam na górę, szukając kartek zapisanych na temat panny Hill. Po chwili szukania, wpadły mi w rękę. Włączyłam opcje kserowania, po czym wydrukowałam cztery kartki na temat lektury. Zeszłam na dół. Biorąc moją szklankę ze stołu w salonie, ruszyłam na taras. 
-Tu masz to z czego ja się uczę. -Spojrzałam na chłopaka bawiącego się z moim psem. Moje kąciki lekko się uniosły. Ostatnio zaniedbywałam sunię, ponieważ ciągle siedziałam w książkach. 

-Dziękuję ci bardzo. -Uśmiechnął się szeroko odbierając ode mnie notatki. 
-Natalia? Jesteś w domu? -Usłyszałam głos rodzicielki. Moje usta ułożyły się w cienką linię. 

-Twoja mama? -Justin poruszył niesłyszalnie ustami. Pokiwałam twierdząco głową. 

-Jestem na tarasie! -Odkrzyknęłam. -Nie chcę być nie miła, ale możesz już iść, proszę. -Szepnęłam błagalnym tonem. 

-Cześć córciu. Masz gościa? -Dźwięk dobiegł tuż za mnie. Justin krzywo się uśmiechnął.

-Dobry wieczór. 
-Dobry wieczór, zostaniesz na kolacji? -Zapytała. Spojrzałam błagalnie na chłopaka. 

-Niestety nie dzisiaj, muszę lecieć i - spojrzał na kartki, które trzymał w ręce. -Zabrać się za naukę. -Puścił oczko. Pokiwałam twierdząco w stronę mamy. 

-Och, dobrze. Więc do zobaczenia kiedy indziej. -Chłopak pokiwał w stronę drzwi. 

-Co za przemiła kobieta. -Zaśmiał się. 

-Nie wiesz jak bardzo. -Również się zaśmiałam. 

-Pójdę już. -Pokiwał głową. 

-Okey. -Uśmiechnęłam się. -Znasz drogę przez ogród? Pewnie nie, głupio pytam. -Uderzyłam w czoło otwartą dłonią. 

-Dam sobie radę. -Justin ponownie się zaśmiał. -Do jutra. -Rzucił i poszedł. 

Zawołałam sunię i zamknęłam drzwi od tarasu. Co za pokręcony chłopak.

-Natalia! Co mówiłem ci o moim samochodzie?! -Usłyszałam krzyk brata i zdecydowałam się, że ucieczka do pokoju to dobre rozwiązanie.

U don't care, so [J.B ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz