Łapcie maraton za moją długą nieobecność ♥
-Odpowiedz. -Uniosłam delikatnie ton stojąc w samej bieliźnie nad chłopakiem. Mimo wszystkich słów jakie wypowiedział ostatnie zdanie wzbudziło we mnie ból. Poczułam się znów tą samą porządną dziewczyną, dobrze się uczącą, ułożoną. Nie chciałam taka być.
Nie wytrzymując ciszy sięgnęłam z szafy poszarpane szorty i Dżinsową kurtkę. Po prostu wyszłam. Niebo się całkiem rozchmurzyło. W oddali widniała pełnia. Ocean oddawał ciche odgłosy uderzeń fal o siebie. Poklepałam się po kieszeniach zdając sobie sprawę, że nie mam przy sobie papierosów. Akurat teraz jak tak bardzo chciałabym je przy sobie mieć. Właśnie mijałam monopolowy i bez chwili zastanowienia przeszłam obok jakiś chłopaków i weszłam do małego budynku. Przede mną nie było żywej duszy. Z boku mężczyzna w średnim wieku grał na maszynie. Za kasą stał starszy pan ciemnej karnacji, palący cygaro i oglądający bodajże katalog.
-Marlboro gold. -Powiedziałam z uśmiechem. Pan spod lady wyciągnął proszoną paczkę. Sięgnęłam do tylnej kieszeni. I d i o t k a. Złapałam się za głowę. To oczywiste, że pieniędzy też nie miałam przy sobie.
-6 dolarów. -Powiedział spokojnie nie odrywając wzroku od czasopisma.
-Wie pan co. -Zaczęłam z zakłopotaniem. -Tak się składa, że pokłóciłam się z chłopakiem. -Jeszcze tego by mi brakowało, żeby Justin był moim chłopakiem. -Wybiegłam z domu, nawet nie mam koszulki. -Zsunęłam ramie kurtki, aby udowodnić. -No to głupia nie pomyślałam, żeby zabrać pieniądze. Mieszkam niedaleko. -Wskazałam palcem na zakratowane okna. -Czy jest możliwość branie na kreski, lub żebym przyniosła pieniądze jutro? -Zapytałam, opierając się o blat.
Starszy pan odłożył katalog, po czym ściągnął z nosa okulary.
-Czy ty kochana nie pracujesz na głównej w kawiarni? -Zapytał drapiąc się po głowie.
-Tak. -Odpowiedziałam zdziwiona.
-Przez tydzień darmowy donut z polewą czekoladową i mochito a paczka plus zapalniczka są twoje. -Powiedział, dokładając na kartonowe opakowanko czarną zapalniczkę.
-Nie ma problemu! -Odpowiedziałam radośnie. -Zawsze niech pan prosi na nazwisko Blanck. Dziękuje! -Zawołałam biorąc co moje i wyszłam. Otworzyłam paczkę przed sklepem i odpaliłam upragnionego szluga. Spojrzałam na wystawę sklepową i pierwsze co zauważyłam to siedzący na niskim parapecie blond chłopak. Wpatrywał się we mnie jakbym co najmniej spaliła mu samochód. Uniosłam brwi, odwracając się na pięcie i poszłam dalej.
Wypalając trzeciego papierosa miałam dość. Dość papierosów, dość życia, dość idącego za mną Justin'a.
-Po co za mną idziesz? -Zapytałam nie odwracając się.
-Przecież nie puszczę Cię samą na spacer w środku nocy. Wiesz w ogóle gdzie jesteś? -Zapytał w słyszalnymi w głosie pretensjami.
-Mam lokalizacje w telefonie. -Wzruszyłam ramionami.
-A telefon koło łóżka. -Usłyszałam parsknięcie śmiechem. Miał rację. Jedyne co miałam to paczka papierosów.
-Słuchaj Justin. -Odwróciłam się kiedy moja głowa pękała od różnych wypowiedzi, które powinny wypłynąć z moich ust.
-A może choć raz Ty posłuchaj Mnie. -Odpowiedział będąc krok ode mnie.
-A może już za dużo się Ciebie nasłuchałam. -Syknęłam w jego stronę.
-Chowaj oczy skarbie. -Rzucił. Zupełnie nie wiedziałam co ma na myśli.
-Co?
-Znowu Ci się błyszczą oczka. -Miał racje, ale słysząc jego słowa nagle wszystkie łzy wyschły. Zadecydowaliście kiedykolwiek, żeby odpuścić i odwracaliście głowę, żeby przestać patrzeć na to co nie idzie po waszej myśli? Często takie czynności są błędami. Jeśli osoby czy rzeczy nie są warte bólu są o wiele łatwiejsze. -Słyszałaś wszystko co mówię, a zwróciłaś uwagę na taką błahostkę? To takiego człowieka skurwiela jak ja kurewsko zabolało. Otwieram się przed śpiącą, nieśpiącą tobą a ty reagujesz na takie gówna? No ja pierdole. -Zaśmiał się z niesmakiem ocierając twarz.
-Bo mnie też boli to za jaką porządną dziewczynę mnie uważacie. -Odpowiedziałam prawie krzycząc.
-Co? -Justin pisnął, klnąc pod nosem. -Miałem na myśli, że te wszystkie pseudo dziwkarskie kluby nie są na twój poziom. Że zasługujesz kurwa na więcej a nie na tanie, niesmaczne drinki z uprawdopodobnią tabletką gwałtu. Tam faceci chodzą zaruchać, a laski zarobić. Kręci Cie to? -Zapytał z zażenowaniem.
-A Ciebie? W końcu jesteś tam co noc. -Zaśmiałam się z goryczą w głosie.
-Robisz mi teraz sceny zazdrości? -Zapytał zdziwiony, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Chcę tam chodzić razem z tobą. -Odpowiedziałam po chwili.
-Nie.
-To się pakuje i wyjeżdżam. -Rzuciłam, chociaż myślę że wyjechanie teraz nie będzie dobrym rozwiązaniem. Moje życie nie należy do najgorszych, tak na prawdę to nie mam żadnych problemów. Sama je sobie wmawiam. Tu mogę zapomnieć o wszystkim, przemyśleć. Chciałabym zobaczyć coś nowego. Nie wciąż te same domy jednorodzinne, szkołę, te same filmy ze znajomymi.
-Nie. -Powiedział krótko, patrząc na mnie bez żadnej emocji.
-Bo? -Zapytałam marszcząc czoło.
-Bo Cię kocham. -Serce zabiło mi szybciej. Nogi mam jak z waty. Właśnie tego się obawiałam.
CZYTASZ
U don't care, so [J.B ff]
FanfictionPotraktuj mnie jak kolejną ze swoich zabawek. Przecież wiem, że niczego nie mówisz poważnie. Wspólnie plany i marzenia - nie do spełnienia. A wiesz dlaczego? Bo robisz wszystko pod publikę, pod swoich głupich kumpli? Kim byś był bez nich? Może wtedy...