22

471 30 7
                                    

Wycieczka była strzałem w dziesiątkę. Znów mieliśmy zgraną paczkę do której przyłączył się Bieber. Noce spędzaliśmy pod gwiazdami z rozpalonym ogniskiem na polanie niedaleko schroniska. Paliliśmy blanty, piliśmy wódkę popijając energetykiem co szczerze mówiąc różnie się kończyło. 

Ostatniej nocy siedziałam na trawie zrywając małe kwiatki. Justin leżał na moich nogach popalając. Jeszcze niedawno siedzieliśmy w kółku, słuchając gry chłopaka na gitarze. Teraz wszyscy oprócz nas pozasypiali. Właśnie tak to działa, pokochałam kogoś niezależnie od tego co ze mną robił, ale muszę sobie z tym poradzić. Dlaczego? Bo jestem jego najlepszą przyjaciółką. 

-Idziemy na spacer? -Zaproponował blondyn otwierając zaspane oczy. 

-Nie lepiej iść spać? -Zapytałam widząc jego zmęczenie. Dochodziło wpół do piątej nad ranem,a niebo zaczęło przybierać fioletowe barwy.

-Chcę iść z tobą n spacer po Paryżu o wschodzie słońca, czyli zaraz. -Usiadł obok mnie, uśmiechając się. Po chwili wstał, podając mi rękę, abym też wstała.

Szliśmy w ciszy widząc jak Paryż powoli budzi się do życia. Ludzie zaczęli wypuszczać psy na ogrody. 

-Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. -Powiedziałam zmartwiona, gdy usiedliśmy na ławce w jakimś małym parczku. 

-Koniec czego?

-No wycieczki. -Odpowiedziałam szybko. -Pokochałam to miejsce. -Westchnęłam. -Mało podróżuje. -Stwierdziłam. -Nie podróżuje wcale. -Dodałam, śmiejąc się przy tym. Justin spojrzał się na mnie znacząco. 

-Gdzie chciałabyś pojechać? -Zapytał. 

-Nie wiem, nie myślę o tym. 

-Czemu? -zmarszczył czoło.

-Bo i tak nie ma szans, żebym gdzieś wyjechała. -Wzruszyłam ramionami. 

-Bóg Justin właśnie otwiera przed tobą wrota i daje Ci tą szanse. -Zaśmiał się rozchylając ręce. Uśmiechnęłam się, kiwając głową. -Mówię poważnie. -Dodał widząc moja minę. -Teraz jak się nie odzywałem dostałem pewną propozycję. -Wziął głęboki wdech, po czym wyciągnął papierosy częstując najpierw mnie. Wzięłam go do ust, a chłopak odpalił koniec zapalniczką. -Diluje. -Powiedział krótko przez co zaczęłam się dusić. -Nie myśl o mnie źle. Mam z tego dużo pieniędzy, na prawdę dużo. Pattie odcięła mi dostęp do kasy, bo stwierdziła, że jestem dorosły  i muszę zacząć sam na siebie zarabiać. Więc to właśnie robię. -Wytłumaczył się.

-Ale nie w ten sposób Justin. -Pisnęłam chcąc go udusić.

-Muszę wyjechać i rozprowadzić ostatni towar. Pojedź ze mną. -Zaproponował kładąc swoją dłoń na moim udzie. 

-Nie. -Zaprzeczyłam. -Nie będę się mieszać w takie sprawy, to głupota.

-Masz jechać tylko do towarzystwa. Nic Ci nie będzie grozić. -Przekonywał, ale byłam nie ugięta.

-Chcę Ci pokazać jak wspaniale mogłabyś ze mną żyć. Będziemy tańczyć i śpiewać do rana. Nie będziesz sama i nikt się o tym nie dowie. Jesteś jedyną osobą, która mnie rozumie i toleruje bardziej niż ja sam. Jesteś młoda, zabaw się ze mną. Wyjedziemy tak daleko jak będziesz chciała. -Wędrował wzrokiem po mojej twarzy. -Kocham Cię. -Wydusił z siebie na koniec.

-Nie kłam. -Syknęłam od razu. 

-Nie chcę Cię kłamać. Tak mi się wydaje. Mogę się o tym przekonać w Kalifornii, Oslo, Moskwie, Nowym Jorku.

-Nawet w Nowym Jorku? -Mruknęłam.

-Nawet w Nowym Jorku, skarbie. -Szepnął.

Przestałam słuchać Rozumu. 


Czy moje ff jest do przewidzenia? Wydawało mi się, że nie bardzo i starałam się, żeby takie własnie było. Uwielbiam krytykę, ale jak widzę, iż ktoś po pierwszym rozdziale nie czytając nic więcej twierdzi "wszystko jest tak jak myślałam/ do przewidzenia" to mnie krew zalewa. 

Ciesze się, że są osoby, którym jednak się podobają moje nieperfekcyjne wypociny.

U don't care, so [J.B ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz