Rozdział 7 Summer Sadness

58 4 0
                                    

Był dwunasty lipca. Centrum miasta i słoneczny wakacyjny dzień bez żadnej chmury na niebie. Żar słońca mamił mi umysł, ale butelka wody schowana w torebce mogła przynieść chwilowe ukojenie. 

West Side Street 6, West Side Street 8, no gdzie do cholery podziała się siódemka! 

Spojrzałam w nawigację w telefonie i ponownie weszłam między spiczaste bloki. Przemierzyłam kilka metrów i odetchnęłam z ulgą, widząc cyfrę, której szukałam, pomalowaną na czerwono na jednym z budynków. Ruszyłam w tamtym kierunku. 

Życie dawało mi wiele znaków. Ostrzegało przed konsekwencjami moich działań, a ja umiejętnie to ignorowałam.

Przemierzałam miasto w pośpiechu. Byłam spóźniona. Razem z Sam umówiłam się w centrum miasta. Czekała na mnie już dobre kilka minut i wiedziałam, że nie będzie zadowolona z mojego spóźnienia, ale to nie była moja wina. Tego dnia prześladował mnie istny pech. Gdy miałam już wychodzić z domu, Ginny przez przypadek wylała na moją bluzkę jagodowy sok. Musiałam się przebrać, przez co przegapiłam autobus. Jakby tego było mało, założyłam dwie różne skarpetki. Różową i czarną. A byłam przekonana, że obie były czarne, gdy je zakładałam! Życie byłoby prostsze, gdybym miała własny samochód, ale o nim mogłam tylko pomarzyć.

Moje dzisiejsze roztrzepanie było uzasadnione. A powodem była ekscytacja, która nie pozwoliła mi tej nocy zmrużyć oka. Dlatego przed wyjściem musiałam przyłożyć lód na powieki, aby wyglądać jak człowiek.

Moim celem od zawsze była wyprowadzka. Z niecierpliwością czekałam na ten dzień, a moje modły i ciężka praca w końcu się opłaciły. Dostałam się na uczelnię, będę miała stypendium i nareszcie się wyprowadzę. Wyszczerzyłam się jak głupia w stronę słońca i cicho pisnęłam z radości. Czy można być bardziej szczęśliwym?

Telefon, który trzymałam w dłoni, zawibrował, a ja omal nie wypuściłam go ze swoich rąk. Gdy na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie Sam, wzięłam głęboki wdech, nim zaakceptowałam połączenie.

- Cześć Sam.

- Gdzie ty jesteś dziewczyno! Miałaś być ponad piętnaście minut temu.

- Wiem, przepraszam. Jestem w drodze. Będę za kilka minut.

- Dobra. Nie musisz się śpieszyć. Kolesia jeszcze nie ma, a ja potrzebuję czegoś na orzeźwienie. Słonko tak praży...

Prawda. Tego dnia było upalnie. Można było roztopić się, stojąc na słońcu, nie wspominając już o brązowej opaleniźnie, która pokryła moje odsłonięte ramiona.

- Będę za trzy minuty.

- Chcesz coś ze sklepu?

- Raczej nie. Jestem tak podekscytowana, że nie zdołam nic przełknąć. Nie spałam pół nocy.

- Ja też! Nie mogę się już doczekać naszych wspólnych domówek, wieczorów filmowych...

- Hola, hola! Nie zapędzaj się tak - zaśmiałam się do słuchawki. - Nie zapominaj, że wspólne mieszkanie to też wspólne obowiązki. Gotowanie obiadu, sprzątanie, odkurzanie...

- Dobrze mamo - odpowiedziała sarkastycznie. - Wchodzę do sklepu, rozłączam się.

- Do zobaczenia.

Połączenie zakończyło się, a na pulpicie mojego telefonu wyskoczyła jakaś reklama.

13 lipca stanie się to, czego od dawna pragniesz. Kliknij, aby dowiedzieć się więcej.

Akurat!

Ach ci scammerzy. Czego nie zrobią, aby oszukać człowieka i oskubać go z reszty oszczędności. 

Wybaczam ciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz