Rozdział 17 Winter Happiness

40 3 0
                                    

Po burzy zawsze wychodzi słońce, ale nie zawsze dojrzysz na niebie tęczę.

Po kłótni z Colinem byłam na niego wściekła. Jeszcze tego samego dnia wydzwaniał do mnie, ale miałam go dość. Musiałam zostać sama i przemyśleć sobie to wszystko, dlatego wyłączyłam swój telefon.

Gdy moja złość minęła, pojawił się smutek. Ogromny żal do niego i samej siebie. To była nasza pierwsza kłótnia i wiedziałam, że jeśli ją przetrwamy, nic nie zdoła nas poróżnić, ale nie daliśmy rady. Poróżniliśmy się o taką głupotę, a ja cierpiałam na samą myśl, że już niedługo będziemy mijać się na campusie jak nieznajomi; ludzie, którzy są sobie obcy, których nie łączyło nic szczególnego, których historia zakończyła się o wiele szybciej, niż zdążyła zacząć.

Pierwszy raz ktoś złamał mi serce z miłości, a podobno ten pierwszy raz boli najbardziej. Chociaż bolało, to nie wylałam morza łez i nie zamknęłam się w swoim pokoju, odcinając od świata. Nie mogłam pozwolić sobie na ten luksus, bo życie toczyło się dalej. Studia, rodzina... Te rzeczy nie mogły czekać, aż wezmę się w garść, więc robiłam to, co zawsze. Starałam się jakoś żyć, lecz mój kiepski humor był niedoniesienia nawet przeze mnie samą.

Ale gdy nastał nowy dzień, wszystko zaczęło się układać. W piątek dokładnie o godzinie osiemnastej czterdzieści dwa, mój telefon zawibrował, informując mnie tym samym o przychodzącej wiadomości. Prowadziłam samochód, więc nie mogłam po niego sięgnąć, leżał zbyt daleko.

Tak, prowadziłam samochód. Po tym, jak się przełamałam, korzystałam z tego przywileju niemal codziennie i chwała niebiosom, bo oszczędzałam dzięki temu masę czasu i było to cholernie wygodne. Już się nie bałam. Przełamałam kolejny lęk i byłam z tego strasznie dumna.

Gdy czerwone światło wiszące nad moją głową, zmusiło mnie do zatrzymania pojazdu, wyciągnęłam rękę w kierunku schowka, gdzie leżał mój telefon.

Colin. Nagrał się na moją pocztę głosową.

Drżącymi rękoma pobrałam wiadomość, a chwilę później głos Colina rozbrzmiał w całym samochodzie.

Maya przepraszam. Jest mi tak strasznie wstyd. Nie powinienem... Nie chciałem się tak zachować. Bardzo tego żałuję i za tobą tęsknię. Wiem, że potwornie się na mnie złościsz i masz do tego pełne prawo, ale proszę, wybacz mi. Proszę, zadzwoń do mnie, cholernie za tobą tęsknię.

Kochał mnie... Nadal mnie kochał.

Serce zabiło mi mocniej na samą myśl. Żałował swoich czynów i tęsknił za mną. Uśmiechnęłam się szeroko. Kochał mnie! Wciąż mu na mnie zależało, bo gdyby tak nie było, nie zadzwoniłby i nie przeprosił, ale zrobił to.

W głębi serca czułam, że jest dla nas jeszcze jakaś szansa i uśmiechnęłam się na samą myśl, że nie stracę go ze swojego życia. Musieliśmy tylko porozmawiać. Zaczęłam wystukiwać jego numer na klawiaturze ekranu, ale czerwone światło szybko zmieniło się na zielone. Z głośnym jękiem rzuciłam telefon na siedzenie obok. Obiecałam sobie, że zadzwonię do niego, gdy tylko dojadę do domu.

Colin, Colin, Colin... Tylko on był w moich myślach.

Z radością podśpiewywałam piosenkę lecącą w radiu i rozkoszowałam się jazdą. Stukałam paznokciami o kierownicę, wybijając rytm melodii. Ten dzień nie mógł być piękniejszy.

Gdy przejeżdżałam przez swoje osiedle, zobaczyłam znajomą twarz. To była Holly. W rękach ściskała dwie siatki z zakupami. Coś wypadło jej z worka i cicho zaklęła pod nosem. Schyliła się po mały pakunek, który wypadł jej z reklamówki. Zwolniłam, zmniejszając tym samym głośny charkot silnika i zrównałam się z nią.

Wybaczam ciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz