Nieznośny dźwięk budzika o poranku, szybkie śniadanie przed wyjściem, dłużąca się droga do szkoły w zatłoczonym autobusie. Wielu nastolatków narzekałoby na taki los, ale ja byłam inna niż wszyscy. Szkoła dawała mi powód do tego, by żyć; by podnosić się z łóżka i przetrwać dzień. Nie spotykałam się już z Lilą, Sam i Demi, przynajmniej niecodziennie jak przywykłam do tej pory. Każda z nich była zajęta własnymi sprawami i było to zrozumiałe. Wiedziałam, że nadejdzie ten dzień, gdy nasze drogi rozłączą się gdzieś po drodze. Wciąż ze sobą pisałyśmy i spotykałyśmy się raz na jakiś czas, ale to nie było to samo. W liceum widziałyśmy się codziennie, a to sprawiało, że połączyły nas więzi; żyłyśmy naszym najlepszym życiem i byłyśmy razem. Teraz każda z nas z samodzielnie musiała zapisać puste kartki własnej historii.
Dorosłość przyszła do mnie tak szybko; nie chciałam jej. Pragnęłam żyć i cieszyć się z każdego dnia. Starałam się zachować optymizm, lecz nie było łatwo. Studia rozpoczęły się z mocnym przytupem i już pierwszego tygodnia miałam milion spraw na głowie. Musiałam też odbierać Ginny ze szkoły, gotować jej obiady, gdy mama nie mogła tego zrobić, ścinać trawnik i robić inne rzeczy, którymi do tej pory zajmował się mój ojciec. Nie miałam chwili wytchnienia, ale lubiłam to. Dzięki temu przestałam myśleć o tym, co mnie smuci, ale miało to też swoje minusy. Byłam zmęczona. Chodziłam niczym upiór, pijąc z rana czarną kawę, której nie znosiłam, ale odkryłam, dlaczego dorośli tyle jej spożywali. Ta nuta goryczy dawała mi energię, a każdy grymas na twarzy wywołany nieznośnym smakiem był jak zimny prysznic, aby pobudzić mnie do działania. Tak moi drodzy wyglądała dorosłość.
Na uczelni pojawiłam się później niż zwykle. Zaspałam i musiałam dostać się tutaj późniejszym autobusem, ale i tak zdążyłam wejść do sali przed profesorką. Zatrzymałam się przy biurku, omiatając pomieszczenie wzrokiem w poszukiwaniu wolnego miejsca. Nie minął nawet tydzień, a ludzie już zdążyli połączyć się w grupki. Miejsca z przodu zajęte były przez nerdów; nic nadzwyczajnego. Natomiast wszyscy samotnicy zajmowali miejsca na skraju rzędu, trzymając się z dala od grupek. Na samym końcu ujrzałam grupę ludzi, którzy mieli zamiar przespać cały wykład albo spędzić go w nosie w telefonie.
Wśród tych ludzi ujrzałam Cassie albo raczej to ona mnie ujrzała, bo przyglądała mi się z ciekawością. Zignorowałam jej wścibskie spojrzenie i ruszyłam przed siebie. Do tej pory nie wygadała się Jennie i reszcie o moim kłamstwie, więc miałam podstawy, aby twierdzić, że nie zamierza zrujnować mnie towarzysko, ujawniając moją niechlubną przeszłość. Chyba że zamierzała to zrobić w najmniej spodziewanym momencie; zaczekać na odpowiedni moment i zaatakować. W każdym razie nie zamierzałam się nią martwić. Jej słowo przeciwko mojemu. Byłam pewna, że ludzie wezmą moją stronę, bo byłam Mayą – miłą dziewczyną, która serdecznie uśmiechała się w stronę wszystkich, a Cassie... Cóż, ona była po prostu sobą.
Zatrzymałam się obok Emily. Miejsce obok niej było wolne, ale leżała na nim jej torba i sweter.
- Mogę usiąść?
Gdy mnie zobaczyła, bez zastanowienia zabrała swoje rzeczy, pozwalając mi tym samym rozłożyć się na ławce.
- Jasne.
- Dzięki.
Gdy już zajęłam miejsce i zaczęłam się rozpakowywać, do pomieszczenia weszła profesorka psychologii. Trzymając papierowy kubek kawy, przywitała się z nami i zapytała o to, jak minął nam weekend.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego wśród zajęć na moim kierunku znalazła się właśnie psychologia. Był to zwykły zapychacz, który jedynie kolidował w moim planie zajęć. I pomyśleć, że mogłabym wylegiwać się jeszcze w ciepłym łóżku.
CZYTASZ
Wybaczam ci
Teen FictionUważaj czego sobie życzysz, bo to może się spełnić. Ile znasz perfekcyjnych rodzin? Z wyremontowanym domem na przedmieściach, idealnie skoszonym trawnikiem i włochatym pupilem. Wyjeżdżających na wakacje i spędzających każdą wolną chwilę w swoim tow...