Rozdział 1

515 37 140
                                    

Morderstwo młodej dziewczyny w jej własnym domu, było tym czym się teraz zajmował. Wydawało się proste, narzędzie zbrodni było na miejscu, odciski palców również, a nawet DNA zabójcy, ale nie było wcale łatwe. Sama sprawa miała pełno luk, których nie rozumiał, a przede wszystkim nie mógł odnaleźć sprawcy. Minęły dwa tygodnie od odnalezienia ciała przez partnera dziewczyny, a nic nie było tak naprawdę pewne. Przesłuchał chłopaka, rodzinę dziewczyny, przyjaciół i nie wiedział nic. Nie mógł ich nawet podejrzewać. Każda z przesłuchanych osób miała tak mocne alibi, że nie dało się im postawić żadnych zarzutów. Był w kropce i nie wiedział co ma zrobić. 

Przeglądał dowody znalezione na miejscu po raz kolejny, próbując się w nich doszukać czegoś co mogło doprowadzić go na trop rozwiązania sprawy, ale nie było nic. Przyglądał się zrobionym zdjęciom, ale efekt był praktycznie taki sam, nie dało się z nich wyciągnąć żadnych wniosków, najmniejszych podejrzeń. Nic nie wskazywało na potencjalnego sprawcę, bo nawet nie było kogo podejrzewać. Dziewczyna została zgwałcona, potem upokorzona, a na sam koniec zabita, by po jej śmierci upokorzyć ją jeszcze bardziej, ale przed jej bliskimi.

Amelia Fitzgerald była młodą studentką filologii Norweskiej, uczyła się dobrze, była lubiana, nigdy nie sprawiała żadnych problemów. Przyjaciele i rodzina określali ją jako pozytywną, pełną chęci do życia i przede wszystkim pomocną osobę. Nie posiadała wrogów, a przynajmniej tak twierdzili. Nie wiele jednak potrafili o niej poza tym powiedzieć. Nie znali jej zainteresowań, nie umieli podać typu muzyki której słuchała, nie byli w stanie odpowiedzieć na jego pytania dotyczące jej stylu życia, jej relacji z innymi ludźmi, których znała, tego co robiła w czasie wolnym, nic. Nie wiedzieli. To oznaczało, że miała swoje tajemnice, które dobrze skrywała przed najbliższymi. Pytanie, co to były za tajemnice. 

Przeglądał jej laptopa, telefon, rzeczy osobiste, przewertował książki w poszukiwaniu ukrytych między stronami kartek lub czegoś podobnego co mogło go naprowadzić na to jakie mogła mieć tajemnice. Przeszukał miejsce zbrodni, jego okolice, był tam gdzie i ona bywała. Próbował już chyba wszystkiego po kilka razy i wciąż był w tym samym miejscu swojego śledztwa. Denerwowało go to. Chciał móc powiedzieć rodzinie dziewczyny, że znalazł jej zabójcę, że postawi go przed sądem, a tam już sędzia postara się o najostrzejszy wyrok jaki tylko będzie w stanie wymierzyć. Nic jednak nie był w stanie zrobić mimo tylu dowodów. Próbowanie szukania czegoś na siłę też nie było dobrym pomysłem. Mógł wytypować nie tą osobę co trzeba, a wtedy ktoś niewinny mógłby odbyć karę prawdziwego sprawcy. Jednocześnie więc chciał jak najszybciej znaleźć oprawcę dziewczyny, ale z drugiej strony nie mógł się spieszyć, ponieważ ktoś inny mógł ucierpieć. 

To był kolejny dzień, kiedy ślęczał nad dokumentami w swoim biurze, analizując dowody i wszystko po kolei, robiąc to z coraz większym zdenerwowaniem. Nie potrafił się nie denerwować, wiedząc, że ten mężczyzna chodzi gdzieś po tym miasteczku i czuje się bezkarny. Chciał go odnaleźć, ale nie wiedział czego ma szukać. Już teraz wiedział, że będzie potrzebował z kimś o tym porozmawiać. Może inny widok na sprawę, da mu punkt zaczepienia, dzięki któremu będzie wiedział czego szukać, by znaleźć sprawcę. Starał się jednak na początek znaleźć coś samemu. Przecież się nie podda tak łatwo, nie mógł. To od niego zależało czy ta dziewczyna odzyska dobre imię, a jej rodzina uzyska choć nie wielkie zadość uczynienie w formie złapania sprawcy i wsadzenia go do więzienia. Wiedział, że to nie wiele im da, nic nie zwróci życia tej dziewczynie. 

Za mocno wczuł się w tą sprawę. Podszedł do tego emocjonalnie, a nie jak do obowiązku, do swojej pracy i nic nie potrafił na to poradzić. Chciał znaleźć sprawcę, by w jakiś sposób pomścić dziewczynę. Chociażby w formie znalezienia sprawcy. Nienawidził czegoś takiego. Samego zabójcę potrafił w jakiś sposób zrozumieć. Mieli swoje powody najczęściej, jakieś schematy, rzadko zdarzało się, by upokarzali swoje ofiary. Fakt, spotykał się z tym, że zabójca swoje ofiary gwałcił, ale albo robili to po śmierci, albo odbierał im życie bardzo szybko, zaraz po dokonaniu przestępstwa seksualnego. Nie zajmował się samymi gwałtami, a jedynie zabójstwami, zwykle seryjnych morderców, rzadziej z porachunkami czy mafią w tle. Można powiedzieć, że inne sprawy go nie interesowały, a jedynie zabójstwa. Przy tym było najwięcej pracy, ale dawało mu to w jakiś sposób satysfakcję. Świadomość, że posadził przed sądem mordercę, była warta tego, by męczyć się z tym wszystkim. Ale czy i w tym przypadku?

Body Count + Dreamnotfound+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz