— Jesteś gotowa? — zapytał Snape po zapukaniu do drzwi.
Odetchnęłam głośno nie odrywając wzroku od lustra, wyglądałam jak nie ja. Moje ciemne włosy były podpięte krótko w hollywoodzkie falę z przedziałkiem po prawej stronie. Zdobił je nieduży kapelusz z czarną, grubą siateczką zakrywającą moje oczy, aż do nosa. Makijaż wykonałam już kosmetykami używanymi w tamtych czasach, chcąc nauczyć się jak z nich korzystać. Moje brwi były podkreślone, czarny, elegancki eyeliner zdobił moje oczy tak jak pomalowane rzęsy, na ustach miałam krwistoczerwoną szminkę.
Sukienka, którą na sobie miałam była czarna w białe, liczne groszki. Była pod szyję z krótkimi rękawami. Talia, jak to w tamtych czasach, była niesamowicie mocno zaznaczona, tylko po to by od niej materiał rozlewał się w dół. Sukienka sięgała może do połowy łydki, czyli uniwersalnej długości. Do tego czarne, klasyczne szpilki, choć niższe niż nosi się dzisiaj. Moje dłonie pokrywały czarne, cienkie rękawiczki, a ostatnim elementem mojego ubioru była mała, kwadratowa torebka, na złotej, metalowej rączce.
Oczywiście podobało mi się to jak wyglądam. Nie byłam jednak w stanie się tym nacieszyć, kiedy wiedziałam co za chwilę się stanie.
Biorąc ostatni oddech odwróciłam się od lustra otwierając drzwi. Od razu spotkałam się tam ze spojrzeniem mężczyzny. Kiwnęłam jedynie głową nie będąc w stanie wydać z siebie dźwięku. Wszystko grzęzło mi w zaciśniętym gardle.
Severus jak zwykle nie okazując zbyt wielkiego przejęcia, odwrócił się na pięcie wychodząc z pokoju, ze mną tuż za sobą. Gdy czarnowłosy skierował się korytarzem do wyjścia, Dumbledore już tam był. Razem opuściliśmy budynek, teleportując się do wyznaczonego miejsca. Puściłam ramię Snape widząc przed sobą wielki, zniszczony już dwór. Posiadłość była piękna, mimo swojego zniszczenia mogłam wyobrazić sobie jak wyglądała w latach swojej świetności. Dziki ogród, który powoli pokrywał dom nadawał mu więcej tajemniczość.
— To posiadłość Mulciber'ów, tutaj urodziła się i wychowała Clarissa razem z Jackson'em. Charlotte i Jackson mieszkali tu, aż do śmierci, po tym wydarzeniu nikt już nie wszedł do tego miejsca. Jackson Jr. nigdy nie chciał wieść takie życia jak rodzice, brak siostry też przyczynił się do tego, że nigdy tu nie wrócił — wyjaśnił dyrektor tak jak pozostała dwójka uważnie przyglądając się miejscu.
Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl, że za kilka minut znajdę się w tym samym miejscu, w roku 45, gdy dom tętnił życiem, a świat wyglądał inaczej. Czułam jak ze strachu drżą mi ręce, gdy starzec wyciągnął z kieszeni małą klepsydrę zamkniętą w złotych obręczach na długim łańcuszku.
— Już czas Cristal, przypomnij mi wszystkie krótkie informacje — polecił Snape, gdy odwróciłam się w jego kierunku.
— Nazywam się Clarissa Adeera Mulciber, mam osiemnaście lat. W Hogwarcie trafiłam do Slytherinu, wyjechałam do Stanów na polecenie ojca, Jackson'a Mulciber'a dla ostrożności — powiedziałam czując się już z tym tak naturalnie, jakby były to prawdziwe informacje o mnie. Tyle razy musiałam je sobie wmawiać, że ustanowiłam je swoją nową tożsamością.
— Twój brat jak ma na drugie imię?
— Nie ma, w naszym rodzie mężczyźni otrzymują tylko jedno imię, które zawsze trwa dwa pokolenia.
— Skąd twoje imię Adeera? — kontynuował chodząc wokół mnie nauczyciel.
— Po prababci ze strony ojca, była żoną Richarda i matką Richarda II oraz Mary — odpowiadałam jak automat.
— Co lubisz robić?
— Czytać, interesuję się czarną magią. Gdy miałam sześć lat miałam jej pierwsze objawienie siłą woli łamiąc mugolce rękę na placu zabaw, po tym rodzice sami uczyli mnie czarnej magii. Gdy dorosłam robiłam to sama. — Spojrzałam wymownie na czarnowłosego, chcąc zakończyć już te pytania. Wiedziałam dużo więcej niż mógł mnie zapytać, a tylko mnie one stresowały.
CZYTASZ
R U mine?
FanfictionNie każde kłamstwo ma krótkie nogi. Nie każda droga jest prosta bądź kręta. Nie każdy człowiek jest dobry bądź zły. Nie każda historia jest zwykła i przejrzysta. Nie każda miłość jest wieczna bądź odkryta. Nie każda śmierć jest nieodwracalna. ...