28

1.7K 93 9
                                    

— Już jutro zadanie — westchnął szatyn odchylając głowę do tyłu.

— Jesteś dobrze przygotowany — stwierdziłam mierząc chłopaka wzrokiem. Ced niewiele zdradzał z zakresu Turnieju, kolejne zadania jak i jego plany pozostawały tajemnicą. Wszyscy byli jednak o niego spokojni, nikt nie wątpił w jego wiedzę i umiejętności.

— Dzisiaj McGonagall pytała mnie o ważną dla mnie osobę — zaczął Puchon przenosząc swój wzrok na mnie.

— Dlaczego? — zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc intencji nauczycielki.

— Nikt tego nie powiedział, ale mam przypuszczenia, że chodzi o II zadanie. Wskazówka w jajku jasno mówiła, że na dnie jeziora będzie ukryty nasz skarb. Myślę, że to będą te osoby — wyjaśnił szatyn. — Wiedziałem jednak, że za nic byś się na to nie zgodziła, dlatego podałem Jack'a

Zaśmiałam się razem z nim. To prawda, nigdy bym się na to nie zgodziła. Skeeter na pewno by się mną wtedy zainteresowała i na pewno nie tak, jak bym sobie tego życzyła. Nie mam pewności, czy Malfoy'owie wiedzą o mnie i Cedriku, ale jeśli nie, lepiej żeby zostało to jak najdłużej w tajemnicy. Może wtedy ich gniew będzie mniejszy.

— Merlinie, ale tu zimno — zadrżała brunetka mocniej opatulając się szalikiem. Sama poprawiłam swój wielki szal, szczelnie obwiązując szyję. Trzeba przyznać, że było dzisiaj bardzo zimno, szczególnie że byliśmy skazani na siedzenie przy samej wodzie.

— Współczuję zawodnikom — rzuciła Hestia chowając zmarznięte dłonie między założone na siebie nogi. Każdy poparł dziewczynę z podziwem patrząc na dzielnie wytrzymujących chłód zawodników, którzy do swojej dyspozycji mieli tylko krótkie spodenki i koszulki na ramiączkach, a w przypadku Fleur strój kąpielowy. Na samą myśl, że zaraz na godzinę wskoczą do tej lodowatej wody przechodził mnie dreszcz. W końcu rozbrzmiał wybuch armaty, a zegar został włączony. Zostało 59 minut.

— Co powiecie na gorącą herbatę? — zapytała Pansy energicznie podnosząc się z miejsca. Wszyscy zadeklarowali swoją chęć, na co brunetka uniosła brew przechylając głowę na bok. — W takim razie ktoś raczy mi z nią pomóc?

— Ja z Tobą pójdę. — Od razu podniosłam się z miejsca wiedząc, że nie wysiedzę tyle w jednym miejscu. Nerwy chyba by mnie tam zjadły. Ruszyłyśmy z Parkinson ramię w ramię mijając zabawiających się rozmowami uczniów.

— Wiesz, czasem się zastanawiam jakby wyglądało moje życie gdybym była kimś innym? — zaczęła w zamyśleniu dziewczyna. Jej głos był lekki, niewyczuwalnie nawet rozmarzony. Jej średniej wielkości usta były ułożone w delikatnym uśmiechu. Pansy była zagadką, którą mało kto była w stanie rozwiązać. Ta wredna, oschła Ślizgonka z manią czystości krwi tak naprawdę była zwariowaną marzycielką. Jej pokłady energii i uśmiechu były niewyobrażalne. W Pokoju Wspólnym nigdy nie było nudno czy cicho, a już w żadnym wypadku smutno. Brunetka była bardzo mądrą osobą, zawsze wiedziała co powiedzieć w jakiejś ciężkiej chwili, nawet gdy w pierwszej chwili nikt jej nie rozumiał, końcowo jej słowa się sprawdzały.

— A wiesz jak często ja się tak zastanawiam? — mruknęłam podobnym tonem do niej lekko się śmiejąc co podzieliła przyjaciółka.

— No tak, co by było gdyby Twoi rodzice żyli? Byłabyś taka jaka jesteś czy podobna do niech? Trafiłabyś do Slytherinu, czy byłabyś wierną Gryfonką? Jak byś wyglądała? Jak się ubierała? Jak zachowywała? Wolałabyś Quidditch czy taniec? Czy w ogóle zainteresowałabyś się tańcem? — wypowiadała kolejne pytania dziewczyna wpędzając mnie w coraz to głębszą nostalgię. Zadawałam sobie te pytania miliony razy, nie było na nie jednak dobrej odpowiedzi. Bo moi rodzice nie żyli i nic nie mogłam z tym zrobić.

R U mine?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz