25

1.8K 104 10
                                    

- Te lekcje tańca dla Ślizgonów nie ma ją sensu - powiedziałam patrząc na plan zajęć, które miały Nas przygotować do balu.

- No właśnie, przecież wszyscy wiedzą, że w życie każdego arystokraty jest wpisany taniec, czy tego chcę czy nie - poparła mnie Pansy. - Strata czasu.

- Ej patrz - wskazałam palcem na dopiski przy każdej dacie. - Mamy trzy lekcję osobno dla każdego domu, ale później jest jedna wspólna. Będziemy mogli się pośmiać i podołować ich tym, jak bardzo są beznadziejni.

- Przynajmniej tyle - odezwały się równo bliźniaczki, a Hestia kontynuowała. - A jest napisane kto będzie miał z Nami te zajęcia? Jakoś nie wyobrażam sobie Snape'a wirującego na parkiecie.

Wszyscy wybuchliśmy śmiechem, od razu wyobrażając sobie tą sytuację. Zdecydowanie byłby to bezcenny widok. Chwilę później rozległ się niestety dzwon informujący o rozpoczęciu pierwszej lekcji tego pięknego, grudniowego dnia. Z niewielkim entuzjazmem przemierzyłam korytarz zaklęć na trzecim piętrze i zajęłam swoje miejsce w powoli wypełniającej się klasie. Zapowiadał się bardzo długi dzień.

- Macie już jakieś plany na balowego partnera? - zagaiłam rozkoszując się ciepłem, które dawał puchaty koc i trzaskający w kominku ogień.

- Ja myślałam o Smith'ie - usłyszałam z odmętów kanapy głos Flory.

- Czekaj, tym z Hufflepuff'u? Zachariaszu? - niedowierzała Pansy.

- No, wiesz mamy razem numerologie i złapaliśmy jakiś tam kontakt - tłumaczyłam brunetka.

- Dobra Hestia, dawaj, może zaskoczysz Nas równie mocno jak Twoja siostra - zaśmiała się Dafne.

- Z Mohn'em - wymamrotała dziewczyna na co zmarszczyłam brwi, próbując skojarzyć kryjącą się pod nazwiskiem osobę.

- A, czekaj! Czy to nie jest taki nie za wysoki blondyn z Durmstrangu? - powiedziała jakby nagle oświecona Pansy. Przed moimi oczami od razu pojawił się obraz jasnego blondyna o iście skandynawskiej urodzie. - To teraz opowiadaj! Skąd się znacie?

- Przypadek - machnęła ręką Carrow. - Ja z moją niezdarnością i wrodzonym talentem do bycia sierotą - wpadłam na niego.

Salon wypełniły nasze śmiechy, wszystkie wiedziałyśmy jaka była Hestia. Czasem nawet udawało jej się przewracać na prostej drodze, co tłumaczyła pułapkami Weasley'ów.

- Zaczęliśmy się później dość często spotykać, wiele nas łączyło. Był taki, inny. Chyba to mi się w nim najbardziej podoba, że nie jest zwyczajny, przeciętny. - Z uwagą słuchałam rozmarzonego głosu starszej z bliźniaczek. Pierwszy raz słyszałam, by z jej ust wychodziły takie słowa, taki ton. Mimo wszystko, rzadko można było usłyszeć coś takiego w Salonie Ślizgonów. W wykonaniu Hestii brzmiało to wyjątkowo dziwnie, znałam ją tyle lat, a nigdy czegoś takiego nie słyszałam. W jej głosie oprócz radości, ekscytacji i lekkiego zawstydzenia, dało się usłyszeć smutek. Czyli jest jakiś haczyk.

- Ale? - zapytałam patrząc na nią pytająco. Brunetka westchnęła ciężko, poprawiając idealnie wyprasowaną spódniczkę.

- Jest półkrwi - wyrzuciła z siebie wzruszając ramionami.

- I to stoi Ci na przeszkodzie? - Pansy uniosła brwi zdziwiona. Mimo jej mani czystości krwi, miłość zawsze była dla niej czymś większym, potężniejszym. Nigdy nie chciała na to odpowiedzieć, ale gdyby pokochała jakiegoś mugola, jestem pewna, że to miłość postawiłaby na pierwszym miejscu.

- Nie mi, mojej rodzinie. Zabiliby i jego i mnie. W najlepszym przypadku zostałabym wydziedziczona - wyznała na co Flora objęła ją ramieniem i przycisnęła do siebie. Carrow'owie jedni z najbardziej wiernych i bezwzględnych śmierciożerców. Nie zaakceptowaliby nawet niektórych czarodziei czystej krwi, więc o jakiejkolwiek innej w ogóle nie mogło być mowy. Zerknęłam na zabytkowy zegar, stojący niedaleko regałów. Była osiemnasta.

R U mine?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz