Na początku uścisk był strasznie mocny i czułem że kilka moich piór złamało się pod wpływem ucisku. Mężczyzna skutecznie położył mnie na bruku ale po chwili ostrożnie mnie podniósł, wniósł do środka i posadził na fotelu i niemal od razu zapadłem się do środka. Nigdy jeszcze nie siedziałem w czymś takim.
Zobaczyłem przed sobą mężczyznę z obrazu. A jednak, to był jego portret. Mężczyzna oparł się o oparcia fotele i zbliżył się do mojej twarzy na odległość kilku centymetrów. Ten facet był przerażający ale... wyglądał strasznie smutno. W zasadzie to... po paru głębszych wdechach nie było aż tak źle. Nawet nie wiem czemu ja się zastanawiam nad wyglądem gościa który mnie zaraz zabije albo zgwałci.
Chłopak po chwili głębokiego wpatrywania się w moje oczy westchnął i opuścił wzrok. Uklęknął przede mną i chwycił moją stopę. Syknąłem bo kostka mocno bolała.
- Wydaje mi się że ją skręciłeś. Nie będziesz mógł chodzić przez jakiś czas. - powiedział obojętnie oglądając moją stopę. - A i spokojnie, nie musisz się mnie bać, nic ci nie zrobię - powiedział i wstał na równe nogi po czym rozłożył ręce.
Wystraszyłem się że chce mi coś zrobić więc skuliłem się i natychmiast nastroszyłem pióra.
Nieznajomy się cofnął - przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Złap się mnie to cię zaniosę na łóżko. Zrobiłem ci śniadanie i zaraz ci je przyniosę - powiedział pokornym głosem.
Spojrzałem na niego nie ufnie. Po chwili moja nieufność przekształciła się w pogardę i bez zastanowienia naplułem mężczyźnie w twarz.
Chłopak tylko zamknął odruchowo oczy i po długim westchnięciu wytarł moją ślinę rękawem swojej bluzy.
Przeczuwałem że za moment dostanie mi się za to co zrobiłem więc skuliłem się w kulkę chroniąc swoją głowę dłońmi ale nic takiego nie nadeszło.
- Posłuchaj, możesz tu sobie siedzieć, możesz nawet sobie teraz wylecieć przez to okno, na prawdę, doga wolna ale nie wiem jak ty chcesz sobie poradzić - Powiedział wskazując na nadal otwarte okno. - Zrozum, nie chcę ci zrobić krzywdy - dodał i odsunął się ode mnie na około 2 metry.
Spojrzałem na otwarte okno i po chwili kulejąc podszedłem do niego. Spojrzałem w stronę opierającego się o ścianę chłopaka który nie wyglądał jakby chciał mi coś zrobić. Kiedy już chciałem odbić się od ziemi dotarło do mnie że wcale nie chcę od niego uciec. Dotarło do mnie że jakkolwiek wierzę w to co on mówi. Wtedy westchnąłem ciężko, opuściłem wzrok i osunąłem się w dół trzymając się zasłony. Poczułem ogromny przypływ emocji a zarazem poczułem się bez silny. Jedyne co mogłem zrobić to się rozpłakać ale nie pozwoliłem sobie na to. Z dużą nie chęcią podniosłem wzrok, spojrzałem mężczyźnie w oczy wyciągnąłem do niego ręce na znak że może mnie podnieść. Białowłosy podszedł do mnie, bez słowa podniósł mnie jak małe dziecko i zaniósł do pokoju w którym się obudziłem. Położył mnie w łóżku, przykrył kołdrą a potem postawił jakąś tackę z talerzem z kanapkami z masłem i z 4 jajkami ugotowanymi na twardo.
- Jedz - powiedział oschle i usiadł na rogu łóżka wpatrując się we mnie.
Niepewnie spróbowałem i okazało się że to było na prawdę dobre. Od dawna nie jadłem niczego innego niż kebab z chemią bo mięsa to tam nigdy raczej nie było. Kiedy skończyłem jeść odłożyłem wszystko na bok. Czułem wzrok na moich skrzydłach i natychmiast je zwinąłem.
- Jak się nazywasz? - zapytał obojętnie.
- To znaczy? - zapytałem nie pewnie bo nie wiedziałem o co mu chodzi.
- O twoje imię i nazwisko, pamiętasz je? - zapytał zmartwiony.
- T-tak... wydaje mi się że tak. To było Takami Keigo. Tak, tak się nazywam.
- No dobrze, a ile masz lat?
- Siedemnaście -powiedziałem lekko się rozluźniając.
- No dobrze, ja nazywam się Todoroki Toya ale wolę jak mówi się do mnie Dabi. To mój pseudonim artystyczny. Podejrzewam że tam skąd cię wyrwałem tęż miałeś pseudonim. Mam ci mówić po i imieniu czy wolisz jakiś pseudonim?
- Pseudonim? Chodzi o to jak lubili mnie nazywać kiedy ślinili się na moje ciało czy jak nazywały mnie inne dziwki.
- ... - przepraszam, będę mówił ci po imie...
- Hawks... nazywam się Hawks. - powiedziałem pewnie.
- No więc Hawks, od dziś jesteś wolny. - oświadczył gestykulujac.
- ...kłamca - syknąłem tylko - nigdy już nie będę wolny. Przestań mi robić nadzieję. Może i dałeś mi jedzenie i mówisz że jestem tu bezpieczny ale ja wiem ze to kłamstwo. Zrób to co masz zrobić i tyle. Tylko nie znęcaj się nad piórami... to jedyna prośba.
- Ale ja nie kłamię. Jesteś wolny. Przynajmniej w większości bo po coś cię kupiłem.Oho zaczyna się. Niby jestem wolny ale muszę dawać dupy. Zajebisty układ.
- Ale spokojnie nie masz wiele do roboty. W zasadzie to wystarczy że będziesz spędzał ze mną czas, dla mojej przyjemności - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Śmieszna nazwa na seks - powiedziałem ze znudzeniem.
- C-co? NIE nie o to mi chodzi - powiedział speszony - masz po prostu żyć - powiedział i pokierował się do wyjścia po czym dodał. - A no i możesz mówić że jestem kłamcą i mi nie wierzyć ale skoro kłamię to czemu nie uciekłeś? - zapytał ale zanim zdążyłem odpowiedzieć zniknął w korytarzu.Miał trochę racji. Głupi jestem że nie uciekłem ale z drugiej strony może z jakiegoś powodu zadecydowałem żeby zostać? No i jeszcze co to znaczy że mam żyć? Nie rozumiem o co mu chodzi. Dziwny typ. Odwróciłem się i spojrzałem na swoje skrzydła. 3 pióra były złamane. Kiedy moje pióra się niszczą tracę nad nimi kontrolę. Jestem w stanie też odczuwać ich ból. Zawsze miałem wrażenie że każde z nich ma swoją własną osobowość i uczucia. Sięgnąłem ręką za siebie, oberwałem uszkodzone piórka i odłożyłem je na szafkę nocną. Postanowiłem w pełni rozprostować moje skrzydła. Pomimo że zrobiłem to bardzo powoli nie chcący strąciłem wazę stojącą na jednej z szafek nocnych. No teraz to jestem już totalnie martwy. Usłyszałem za drzwiami kroki. Do pomieszczenia wszedł na pół spalony chłopak i spojrzał najpierw wazę potem na mnie westchnął a ja błyskawicznie schowałem skrzydła. Zobaczyłem w jego oczach coś dziwnego... taką pobłażliwość.
- Dasz rade stanąć na jednej nodze - zapytał tak jakby się poddał.
- tak.
- To chodź - powiedział i rozłożył ramiona.Po chwili zawahania przytuliłem się ale tylko dlatego że miał mnie podnieść. Chłopak zaniósł mnie do salonu, wyszedł na taras a potem mnie postawił. Stanąłem lekko przekładając ciężar na zdrowszą kostkę. Spojrzałem na Dabiego pytająco.
- No leć - powiedział siadając na pobliskim krześle.
- Co?
- No leć. Chcę żebyś polatał. - powiedział splatając sobie ręce na brzuchu.
- Ale po co!? O co ci chodzi? Co ty kombinujesz!?
- Eh widzę że nie przejdzie bez tego - powiedział i szybko do mnie podbiegł chwytając mnie w pasie.Chłopak przycisnął mnie do siebie tak że nie mogłem się uwolnić z jego uścisku i wtedy poczułem jak unosimy się w górę. Dosłownie zaczęliśmy lecieć. Jego ciało zaczęło emitować ognistą aurę która pozwalała nam wznosić się coraz wyżej i wyżej. Kiedy byliśmy już około 300 metrów nad ziemią ten sadysta mną rzucił.
- No leć ptaszyno! - krzyknął.
Nie miałem wyboru, musiałem zacząć latać tylko był jeden haczyk. Nie wiedziałem jak. Kiedy wzbiłem się po raz pierwszy pomógł mi tata a ja nigdy nie miałem okazji tego powtórzyć. Zamknąłem oczy w obawie o swoje życie i czekałem na to co nadejdzie. Ku mojemu zdziwieniu nic się nie działo, śmierć nie nadeszła a ja unosiłem się w powietrzu. Otworzyłem oczy i się rozejrzałem. czułem podmuch wiatru i słońce na twarzy. Czułem też potęgę. Na początku nie wiedziałem z czego ale gdy zobaczyłem rozpiętość moich skrzydeł wiedziałem skąd to uczucie. Kiedy prostowałem je kilka lat temu były o wiele mniejsze niż teraz.
- No leć - krzyknął Dabi - jesteś wolny na co czekasz?
Patrzyłem na niego przez chwilę i miałem pewność. Coś mi mówiło że powinienem zostać. Powoli opadłem na taras i zwinąłem skrzydła.
Usłyszałem za sobą pytanie - Nie lecisz?
---
CZYTASZ
Spuszczony Z Łańcucha |mha| Dabi x Hawks +13
FanfictionHandel ludźmi od zawsze zalewał świat. Posiadanie czyjegoś życia na własność i możliwość pociągania za sznurki to niesamowite doznanie na które pozwolić sobie mogą tylko nie liczni którzy nie boją się konsekwencji. Często są to bogaci i to od nich z...