3.

988 66 11
                                    

Odwróciłem się w stronę białowłosego. W jego oczach widziałem arogancje a z moich od razu zniknęła nadzieja. Te oczy były odzwierciedleniem najgorszych piekieł. To... było przerażające ale też fascynujące. Wysnuł bym teraz jakiś poemat na jego temat ale podoba mi się chwilowe życie bez bicia.

Po chwili milczenia odparłem czekającemu na odpowiedź chłopakowi.

- Nie - Z pewnością w głosie. 

Oczywiście że planowałem uciec ale postanowiłem grać na zwłokę. Dabi miał rację. Po pierwsze, nie poradzę sobie, zwłaszcza ze skręconą kostką a po drugie faktycznie część mnie chciała uwierzyć że on chce mi pomóc i pragnęła tego najbardziej na świecie. Podczas moich rozmyślań poczułem że ktoś mnie podniósł i zaczął mnie gdzieś nieść. Odruchowo zacząłem się szarpać i wtedy poczułem ucisk u nasady skrzydeł. Z miejsca krzyknąłem i skuliłem się przytulając się do torsu pobliźnionego. Moje skrzydła u nasady są... Czułe. Kiedy ktoś ich dotyka to... nie jestem w stanie się powstrzymać.

- Co ci się stało - zapytał nie wzruszony
- Nienawidzę cię  - burknąłem przez zęby i po jakimś czasie poczułem że chłopak mnie puścił. 

Wystraszyłem się że upuści mnie na podłogę ale tak się jednak nie stało. Wylądowałem na bardzo miękkim materacu. Dosłownie w niego wpadłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w którym się teraz znajdowałem. Było bardzo przytulne. Przez spore okna pomieszczenie oświetlało złote światło lekko ogrzewające moją skórę. Leżałem na dwuosobowym łóżku z baldachimem. Cały pokój był w jasnokawowej kolorystyce, na ścianach wisiały ozdobne wiązanki utrzymujące kwiaty a z sufitu zwisał jakiś materiał. Kiedyś już to widziałem i miałem okazje nawet na tym powiesić w rogu widziałem jeszcze taki jakby kokon pewnie do powieszenia w zamian tych szarf. Cały pokój zupełnie nie pasował do reszty domu i był to ten sam pokój który uznałem wcześniej za gościnny.

Znów spojrzałem na pobliźnionego chłopaka. Nasze oczy spotkały się, moje były przepełnione powstającą z kolan nadzieją a jego... miały dziwny ból w sobie. Widać było że chwyciła go jakaś dziwna nostalgia. Po chwili jednak Dabi odwrócił wzrok i zabrał zdjęcie stojące na szafce. Niestety nie zdążyłem zobaczyć co a nim było.

- Od dzisiaj to twój pokój. Jak będziesz chciał to możesz go zmienić jak ci się żywnie podoba - powiedział zimnym i oschłym głosem wpatrując się w zdjęcie.
- Co tam jest - zapytałem wskazując na trzymany przez chłopaka przedmiot.

Ten zachował się tak jakbym właśni wepchnął mu nóż w serce. Patrzył w moje oczy z żalem i powoli mogłem dostrzec jak coraz większa łezka kręci się na jego zwęglonej, sinej powiece. Po chwili powiedział żebym odpoczął a sam zniknął za drzwiami.

Chciałem wstać ale przeszywający ból w kostce skutecznie odwlekł mnie od tego. Postanowiłem więc zagłębić się w to w czym mam spać. Ciekawe kto tu mieszkał przede mną. Zakładam że kobieta ale nie była prostytutką. Wystrój był zbyt ciepły jak na osobę która miała by dawać dupy. Po wystroju widziałem tą kobietę jako stylową ale delikatną osobę. To na prawdę niesamowite jak wiele o człowieku może od zawsze powiedzieć mi nawet taka błaha rzecz jak wystrój pokoju. Położyłem się skrajnie na jednym z końców łóżka i zacząłem włazić pod kołdrę. Była miękka i nie drapiąca, czuć było od niej lekki zapach cynamonu i była niesamowicie przytulna. Nie minęła chwila a ja już wierciłem się w pachnącej pościeli. W burdelu mogłem co najwyżej cieszyć się że w moim łóżku nie było aż tak dużo pcheł i karaluchów. 

Po jakimś czasie przestałem się wiercić i położyłem się na wznak spoglądając w górę. Baldachim z białego jedwabiu dodawał wszystkiemu tak niesamowitego klimatu że w mojej głowie podnosiły się z kolan moje stare dawno zapomniane wywody o pięknie.

I tak właśnie zasnąłem pierwszej nocy jako... własność kogoś innego. 

Stałem w ciemności. Często tu byłem. Przestrzeń nieskończonej nicości zawsze była taka sama. Ciemna... a pod moimi stopami nadal była milimetrowa tafla spokojnej wody.

Ruszyłem przed siebie jak zawsze, zawsze nie zmiennie posuwałem się  przed siebie stawiając nie pewne kroki. Od zawsze miałem przeświadczenie że to jakaś forma pocieszenia, taki prezent od mózgu dla mnie mówiący "masz chociaż tu sobie pospaceruj". Ale tym razem po chwili spaceru dojrzałem jakąś sylwetkę. Momentalnie się zatrzymałem niedowierzając temu co widzę. Nigdy nikogo tu nie było, zawsze nicość nic więcej. Bez zastanowienia zacząłem biec w kierunku nie znajomej mi postaci. Po dłuższej chwili szaleńczej gonitwy za wciąż nieuchwytnym widokiem rozmyta postać nadal pozostawała niewyraźna a ja kilka metrów przed nią zostałem zatrzymany. Poczułem na szyi metal. Miałem na sobie obrożę z łańcuchem. Wtedy postać zniknęła.

Obudziłem się gwałtownie. Za oknem słonce dopiero świtało. Spodziewałem się mojego starego obskurnego pokoju jednak nadal widziałem schludny pokój w którym wczoraj zostawił mnie Dabi.

Szybko zeskoczyłem z łóżka i poczułem przeszywający moją kostkę ból. Zapomniałem o skręceniu i upadłem. Niestety przypadkowo przy tym krzyknąłem. Bałem się że obudziłem mojego właściciela. Na moje nieszczęście usłyszałem powolne, ociężałe kroki. Dosłownie słyszałem jak drewniana podłoga skrzypiała pod ciężarem zbliżającej się osoby.

Otworzyły się drzwi a do pokoju wszedł półnagi chłopak. Miał tylko czarne dresy i szczoteczkę w zębach. 

- Czego krzyczysz - zapytał białowłosy wyjmując z ust szczoteczkę - jest 5 rano - powedział jakby z politowaniem.

Nic nie odpowiedziałem. Tylko nadal trzymałem się za kostkę i pochylałem nienaturalnie głowe. Dobrze już wiedziałem że kiedy ktoś ci wymierza karę takie pochylenie się daje chodź trochę mniejszą szansę na oberwane w twarz.

- Aaa, rozumiem - Dabi wsadził sportem szczoteczkę w zęby i do mnie podszedł. Wziął mnie na ręce i zaczął mnie trzymać jak małe dziecko. Jedną ręką za plecy pod skrzydłami żebym nie upadł a drugą podłożył pod tyłek żebym się nie zsuwał. Jakim cudem trzymał mnie z taką łatwością.

- chcesz coś zjeść - wyseplenił.
- N-nie dzięki... - powiedziałem nadal bojąc się że spotkają mnie konsekwencje za hałas.
- Słuchaj, zostaniesz dzisiaj sam w domu. Nie wychodź lepiej poza ogrodzenie. Jeśli byś chciał polatać to nie za wysoko i nie za daleko chyba że chcesz uciekać - powiedział i znowu usadził mnie na miękkim posłaniu.
- Nie chcę się wymądrzać ale za daleko i tak nie odejdę - powiedziałem sarkastycznie zupełnie zapominając o strachu.

Dabi po chwili wpatrywania się w moje oczy wyszedł z pokoju przymykając drzwi. Jednak coś było nie tak. Miałem dziwne przeczucie że on nadal gdzieś tam stoi. Uniosłem lekko skrzydła żeby nie szurać piórami po podłodze i powoli zacząłem kuśtykać w stronę drzwi.

---

Spuszczony Z Łańcucha |mha| Dabi x Hawks +13Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz