40.

162 15 12
                                    

|Toya|

- Hawks ja...ja...

Kocham go... czułem to już od dawna ale teraz... teraz czuję jakby to uczucie rozrywało moje ciało a skórę paliło od środka... dlaczego? Dlaczego to sobie robię? Czemu tak bardzo chcę się męczyć. Tłamszę to uczucie zupełnie tak jakby te dwa magiczne słowa miały go zabić. Czemu tak bardzo się boję...

- Toya... czy ty? 
- Ja...ja tak strasznie...
- Tak strasznie... co?
- Tak strasznie boję się że cię... stracę - wykrztusiłem po raz setny unikając czegoś czego tak pragnę...
- ...Hm - odparł Hawks spoglądając w dół.
- Coś nie tak? - zapytałem zaniepokojony jego posępną odpowiedzią.
- Myślałem że... tak zupełnie przez moment pomyślałem że może... - wydukał pod nosem.
- Może co? - zapytałem nie pewnie.

Wtedy poczułem jak chłodne, delikatne usta dotykają moich suchych popękanych warg. To była chwila... tak krótka... tak ulotna a za razem tak zapadająca w pamięć. 

Po tym nie długim pocałunku zamarłem. Jedynie wpatrywałem się w złote oczy. 

Wtedy Hawks posmutniał a po jego policzku popłynęła łza.

- Hawks, co się dzieje? - zapytałem i chciałem dotknąć jego policzka jednak ten się ode mnie odsunął.

Dopadło mnie okropne uczucie. Czy zrobiłem coś nie tak? Czy sprawiłem że poczuł się przy mnie źle? 

Z natłoku tych myśli zerwało mnie znaczne przyciemnienie otoczenia. Okazało się że Hawks otoczył nas obu swoimi skrzydłami. Jedyne co wyraźnie widziałem to delikatna łuna złotego światła które wylewało się z oczu mojego podopiecznego.

- Toya... błagam cię powiedz... ale tak zupełnie szczerze. Czy kupiłes mnie tylko przez moje skrzydła?
- Że co? - zapytałem zdezorientowany.
- Czy jedynym powodem tego że tu jestem jest to że mam skrzydła? 
- Nie. Oczywiście że nie!  Hawks jesteś tu bo... ja... to znaczy... chyba nie... nie na pewno nie...- wtedy zacząłem się plątać, poczułem jak serce rozsadza moją pierś a ciało zalewa żar do mojej głowy dotarło tyle informacji i tyle myśli że nie wiedziałem co mam mówić.

Po chwili z całego tego transu wyrwało mnie uderzenie w twarz. Nie było ono mocne jednak wiele znaczyło. Ocknąłem się i wtedy dotarło do mnie co zdobiłem i do czego częściowo się przyznałem ale było już za późno. Poczułem mocne pchnięcie w materac i usłyszałem świst piór przerywany przez odgłosy bosych stóp stąpających po podłodze. Chwilę po tym usłyszałem dźwięk szkła trzaskanego na kawałki. Odruchowo więc zasłoniłem się rękoma a kiedy odsłoniłem sobie widok zobaczyłem jedynie oddalającą się sylwetkę na tle księżyca... 

- Hawks! - krzyknąłem i wstałem z łóżka żeby podbiec do okna jednak od razu poczułem jak fragmenty szkła przebijają skórę na moich stopach wciskając się w ciało.

Za pomocą płomienia spróbowałem wznieść się w powietrze jednak pieczenie na moich poranionych stopach mi to zakłóciło. Nie mogłem się skupić na utrzymaniu ognia i zleciałem w dół lądując na trawie. Poczułem trzask i ból w klatce piersiowej jednak nie zwróciłem na t uwagi. Podniosłem się i spróbowałem po raz kolejny. Tym razem mi się udało. Wzniosłe się w powietrze i podążyłem za oddalającym się chłopakiem. 

- Hawks błagam cię zatrzymaj się! - wołałem i starałem się za nim nadążyć jednak było już za późno. Mogłem tylko patrzeć sylwetka mojego podopiecznego oddala się w stronę księżyca.

Ze zmęczenia i z bólu osiadłem na  dachu jednego z domów i po raz ostatni chciałem spojrzeć na oddalającą się postać jednak było już za późno. Chłopak odleciał... zostałem sam.

|Hawks|

-  Uh jaki ja byłem głupi. Jak ja mogłem pomyśleć że mogę być kimś więcej niż tylko towarem... zwykłym przedmiotem który służy tylko po to aby zdobić czyjeś otoczenie. Też jak on mógł mi to zrobić? Cały czas tylko gadał że chce żebym odzyskał wolność, że chce żebym był szczęśliwy... Bzdury... Jak ja mogłem pomyśleć że czeka mnie coś lepszego niż burdel. Teraz stoję tu jak idiota i gadam do ciebie! - krzyknąłem wskazując na siedzącego kilka metrów ode mnie gołębia który chwilę po moim uniesieniu odleciał spłoszony moim wrzaskiem.

- Beznadzieja... - westchnąłem i usiadłem na krawędzi jednego z bloków mieszkalnych.
- No totalnie - usłyszałem z pod swoich stóp.

Spojrzałem w dół i zobaczyłem siedzącą na oknie białowłosą dziewczynę z króliczymi uszami. Miała na sobie białą rozpiętą koszulę a pod spodem miała jedynie czarny stanik. W dłoni miała Lampkę wina a między palcami trzymała na pół wypalonego papierosa.

- Oh, przepraszam... nie chciałem nikomu przeszkadzać. Nie powinienem tak krzyczeć w końcu już późno - Powiedziałem odwracając wzrok.
- Spoko młody, nie przeszkadzasz. Słyszę że nie masz zbyt miłego dnia co? - zapytała wypuszczając szary dym z ust.
- Ta... patrząc na lampkę wina i peta pani też nie jest w najlepszym nastroju.
- Pani... nie rób ze mnie takiej starej baby mam ledwo ukończone 18 lat - odparła z lekkim rozbawieniem.
- Hm... ja mam 17.
- Serio? Myślałam że ze 14. Jesteś chudy jak patyk, karmią cię w domu?
- Ta... od jakiegoś czasu... - odparłem bez życia.
- Z pod którego numeru jesteś?
- Oh nie nie... nie mieszkam tutaj. 
- Hm... więc jesteś uciekinierem co? - zapytała patrząc mi się prosto w oczy.
- Tja... można tak powiedzieć...
- Chcesz o tym pogadać? - zapytała po chwili
- Tak... - odparłem i osunąłem się na parapet dziewczyny pode mną.

---

Wstałam zza grobu? Nie wiem czy tak ale lepszy rozdział niż kolej y miesiąc bez :)

Spuszczony Z Łańcucha |mha| Dabi x Hawks +13Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz