Rozdział VI "Żyję?!"

394 29 4
                                    

Z perspektywy Yuji'ego
Pamiętam jak to wszystko się zaczęło. Jak Fushiguro próbował mnie ochronić. Jak poznałem i z początku nie lubiłem Nobary. Nasze relacje uległy zmianie, gdy pewnego dnia wyszliśmy na zwykłego kebaba. Praktycznie rzuciła się na niego. Po tym zdawała się być po prostu milsza i mniej nieznośna. Pamiętam jak Fushiguro zranił sobie palce i poszliśmy wtedy na chińszczyznę. Musiał jeść wtedy wszystko widelcem, a ona śmiała się, że ma dwie lewe ręce. Ten żart mnie nie bawił. Dużo osób je widelcem, ale sposób w jaki to powiedziała i jego reakcja... Nasza ostatnia z rozmów, kiedy to wyrwałem sobie serce i chciałem go ocalić przed Sukuną. Wiedziałem już wtedy, że nie przeżyję. Kto przeżyłby coś takiego? Mimo wszystko wiem, że to egoistyczne względem Fushiguro, ale w głowie utkwiły mi rozmowy z Gojo-sensei. Jego uśmiech, ton głosu, jak mnie czochrał... Teraz zdałem sobie sprawę, że cały czas się przed czymś wstrzymywał. Te wszystkie myśli kotłowały się w moim umyśle. Gdy się ocknąłem widziałem przed sobą Sukunę. Siedział na swym tronie z kości. Walczyliśmy i na końcu usłyszałem głos należący do mojego wychowawcy. Nazwał mnie najlepszym przyjacielem. Nieoczekiwanie rozbłysła jasność. Znowu czułem chłód, ale mimo to się podniosłem.

Siedziałem na czymś zupełnie nagi. Widziałem zdziwienie na twarzy kobiety w kitlu, przerażenie Ijichi-san i uśmiech Satoru. Od razu zaznaczyłem, że czuję się niezręcznie, ale to nie grało dużego znaczenia. Mój sensei podszedł do mnie. Z uśmiechem przybiliśmy sobie piątki. Przyniesiono mi ubrania... Zniknął gdzieś z tą nieznaną mi kobietą. Jak wrócił zdradził mi tylko, że oficjalnie jestem martwy. Miałem sobie za złe, że wcześniej, czy później moi przyjaciele zobaczą mnie jak beztrosko jak gdyby nigdy nic się do nich uśmiecham , kiedy oni najpewniej obwiniają się o wszystko. W końcu Ijichi-san zgodził się nas podwieźć. Wsiedliśmy do czarnego auta, by pojechać do mieszkania Satoru. Oboje siedzieliśmy na tylnych, odległych siedzeniach wpatrując się w przeciwległe szyby. Każdy po swojej stronie. Panowała grobowa cisza. Odwróciłem się w jego kierunku, gdy ten zarzucał rękę na rękę. Od razu dostrzegłem jak odwraca się w moją stronę z pytaniem:
-Coś się stało, Yuji?
W końcu zdobiony w twarzowe rumieńce odparłem:
-Pamiętam, co mi wtedy powiedziałeś Gojo-sensei
Uśmiechnąłem się jakby z ulgą, kiedy ten zaczął się śmiać. Był to zupełnie inny, rodzaj śmiechu niż zwykle.
-To normalne mówić różne bzdury. Nie bierz tego do siebie... Ja na przykład...
-Już rozumiem- odparłem dalej się uśmiechając, co sprawiło, że uśmiech w jego wykonaniu znowu zawitał.
Zapadał już zmrok, kiedy weszliśmy do budynku. Pojechaliśmy na samą górę. Gdy tylko wparowaliśmy do mieszkania Satoru zatrzymał mnie. Drzwi się zatrzasnęły, a on stał bardzo blisko mnie. Nie mogłem się zbytnio ruszyć, ale przeczuwałem , o co może chodzić. Jego mimika wydawała się wtedy szczególnie trudna do odczytu. Nagle coś mnie w nim zaniepokoiło, wręcz zmroziło.
-Mogę mieć do ciebie prośbę, Yuji?
-Pewnie-odparłem w zmieszaniu.
-Naprawdę pamiętasz, co wtedy ci powiedziałem?
W obawie skinąłem głową. Nie stać mnie było w tej chwili na najmniejszą drobinę kłamstwa.
-Jeśli możesz... Utrzymajmy to w sekrecie. Nie chodzi o to, że to było kłamstwem, bo jesteś moim najlepszym przyjacielem, ale łatwo się o to przyczepić. Poza tym... To fair wobec Megumi'ego, czy Nobary?
-No nie- wyznałem z żalem.
Widziałem, że jego sytuacja również nie jest tak bardzo kolorowa jak z początku mogłoby się zdawać. Tej nocy nawet pozwolił spać mi na swojej kanapie ,pod tą pachnącą czekoladową wonią pościelą. Następnego dnia zawiózł mnie do szkoły, bo jak twierdził przygotował dla mnie indywidualny trening. Miałem oglądać filmy i pilnować jakiegoś z pozoru słodkiego pluszaka, który podczas, gdy się rozproszyłem z całej siły uderzał mnie. Spędziłem na tym cały dzień. Wieczorem wrócił, by zabrać mnie na kolejną z mocniejszych lekcji. Tym razem związaną z Domeną.
-Zapnij pasy, Yuji-dodał nim ruszyliśmy.
Nie wiem jak znaleźliśmy się na jeziorze naprzeciw wulkanogłowego stwora. To chyba była klątwa. Pamiętam jej wściekłość jak Satoru zadrwił z niej nazywając ją słabą. Lawa lała się dosłownie z czubka jego głowy i z czegoś, co przypominało uszy. Nagle uwięził nas w obrazie, który idealnie do niego pasował. Nadal w moim umyśle zadawałem sobie to pytanie,-' On niby jest słaby?'
-Wszystko będzie dobrze, Yuji- Satoru mówił to z przejawem troski w głosie.
Mój sensei zaczął mi wszystko objaśniać. Nim się zorientowałem ściągnął tą wyróżniającą go opaskę. Wpatrywałem się w jego oczy. Były to najcudowniejsze, pełne błękitu oczy jakie w całym swym życiu widziałem. Kosmyki tak delikatnie opadały na jego czoło. Dalej się uśmiechał, ale wyglądał zupełnie inaczej niż poprzednio. Zdawał się bardziej poważny. 'On jest taki piękny' pomyślałem. Miałem wtedy ochotę się uderzyć. Przecież nie jestem gejem. Nagle znaleźliśmy się w tym dziwnym miejscu, gdzie zdawało się nie być kompletnie nic, prócz dziwnej pustki. Mimo, że trzymał mnie pod pachą znowu czułem tą znaną mi energię. Ta klątwa zupełnie nic nie mogła zrobić. Satoru z zupełnie innym wyrazem twarzy oderwał mu głowę, którą nie wiem jak zaczął przesłuchiwać. Później pojawiły się kwiatki i jakaś postać zabrała tego przeklętego. Gojo-sensei obiecywał mi zwiększyć mój trening ,aż do walk z nim. Bałem się. Nie dość, że był tak silny to jeszcze rozpraszały mnie jego oczy. Nagle znaleźliśmy się w domu. Puściłem przysłowiowego 'buraka', gdy ten odwrócił się w moim kierunku.
-Coś się stało?
-Nie. Tylko masz naprawdę piękne oczy, Satoru
Znowu powiedziałem coś tak beznadziejnie głupiego, na co ten uśmiechnął się i odparł:
-Cieszę się, że ci się podobają
Chwyciłem jego za rąbek rękawa, gdy już miał się oddalić.
-Jest jeszcze coś... Jak sensei widzi pod tą przepaską?
W końcu zdobyłem się na to pytanie. Chwilę się zastanawiał, następnie odparł:
-Mogę ci pokazać, ale to musi pozostać między nami
Zdjął ją z oczu, po czym tak po prostu narzucił na moje. Spodziewałem się jakiegoś laseru, czy czegoś podobnego, a zastałem ciemność.
-I co widzisz-zachichotał.
-Nic. Nadal nie rozumiem
-Kiedyś ci o tym opowiem- zaśmiał się tak odmiennie, subtelnie dodając -Muszę już jechać, więc nie narozrabiaj mi zbytnio
Zabrał opaskę narzucać ją na swoje lśniące oczy i zostawił mnie samego.
Podczas, gdy on odjechał ponownie uszykowałem sobie sofę. Posnąłem, niemalże jak na zawołanie, ale noc okazała się tak trudna. Cały czas budziłem się, bo w swoim umyśle widziałem te zjawiskowe oczy. Ilekroć mi się śniły wybudzałem się jak poparzony. 'Ja nie jestem gejem. Przecież wolę dziewczyny' powtarzałem w głowie. Nagle usłyszałem drwiący głos Sukuny,-' Ta jasne'. Poza tym mimo wszystko to mój sensei. Nie mogłem nic do niego czuć. Nagle przewróciłem się na zewnętrzny bok. Już świtało. Wtedy go zauważyłem. Pochylił się nade mną z troską wymalowaną w tych niesamowitych tęczówkach. Już nawet nie patrzyłem na jego usta, ale w te cudne oczy.
-Wszystko w porządku?
-Tak, jasne
Wypaliłem omal nie spalając moich policzków czerwienią. Widząc jego rozciągające się, ku górze kąciki uchwyciłem się pościeli, pod którą starałem się skryć przynajmniej wywlekający się na wierzch szkarłat mojej twarzy. Pamiętam, co powiedział mi o przyjaźni, a co dopiero, by było jakbym wyznał, że chcę czegoś więcej. Ale nie chcę tego... Chyba...

Happy with teacher |Jujutsu kaisen Itadori x GojoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz