Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ten parszywy dzień musiał w końcu nadejść — choć Wooyoung nie widział w tym wszystkim sensu. Jeśli chodziło o spotkanie z Sanem, chciał je mieć już za sobą. Całe to przedstawienie, na które musiał przygotowywać się mentalnie, rujnowało mu względny spokój i harmonię życia. Znając swoją psychikę od podszewki, gotów do rozmowy z czarnowłosym byłby może po dobrych kilku tygodniach, gdyby nie prośba Seonghwy — i to zagadkowe stwierdzenie, że jakkolwiek przyczynił się do rozstania z Choi'em. Dziecinada.
Spotkanie z Sanem więc byłokompletnym absurdem. Jeszcze nie tak dawno Wooyoung żegnał czule chłopaka na lotnisku Incheon. Nie tak dawno opłakiwał rozstanie z nim, siedząc w czeluściach książek biblioteki domu Taeyonga, w Nowym Jorku — jak żałośnie błagał wtedy niebiosa by pozwoliły mu porozmawiać z czarnowłosym. Gdy już do tego doszło jednak, Wooyoung bardzo chciał z tego zrezygnować i już na zawsze pozbyć się ciążącego w głowie uczucia, że to spotkanie wcale nie przyniesie niczego dobrego — a jedynie rozklepie rany;
— Mógłbyś po mnie przyjść gdy to wszystko się skończy? — Wooyoung ściskał w ręce telefon przykładając go desperacko do ucha. — Proszę.
— Oczywiście, kochanie — usłyszał ciepły głos Chanyeola. — Nie przejmuj się na zapas. Na pewno wszystko będzie dobrze.
— Ty mi to mówisz? — brunet zaśmiał się pusto. — Do zobaczenia, Channie. Trzymaj za mnie kciuki.
Pójść, wysłuchać co ma do powiedzenia i wrócić — taki scenariusz był jedynym dopuszczalnym do realizacji przez Wooyounga.
W drodze do parku, w którym miało dojść do spotkania z Choiem, brunet mocno się zastanawiał dlaczego San tak właściwie postanowił zakończyć ich związek — skąd wzięła się ta przedziwna teoria, że to on go skrzywdził i doprowadził do rozpadu relacji, która przecież miała być niezniszczalna? Jeden jak i drugi musiał znać całkowicie różne sobie wersje zdarzeń. Bo Wooyoung cały czas twierdził, że to San go skrzywdził — on popełnił błąd urywając z nim kontakt jak gdyby nigdy nic. Bez słowa, z dnia na dzień przestał z nim rozmawiać blokując gdzie tylko się da — a zachowanie to było godne dziesięciolatka.
Czas po rozstaniu był więc dla niego czystym piekłem — cierpiał bo utracił swoją miłość. Pierwszą a żadna następna miała nie być już tak wyjątkowa, jak ta. Świadomość, że po rozstaniu nie czeka cię Eden i kolorowa wata cukrowa — bo stracić kogoś tak bliskiego sercu, to jak oderwać sobie jego cząstkę już bezpowrotnie. Zaakceptować, że nikt nie będzie potrafił zapełnić tej pustki.
Czas płynął wtedy w zwolnionym tempie, póki Wooyoung nie poczuł na sobie czyjegoś spojrzenia — wiedział, że należało ono do Sana, który rzeczywiście stał nieopodal ławeczki, na której przesiadywał brunet. Jednak Wooyoung nie chciał podnosić na niego wzroku — czuł, że rozklei się na dobre gdy tylko to zrobi. Okazanie jakiejkolwiek słabości w tamtym momencie wydawało mu się dość niesmaczne a nawet żałosne. Choć rzewny płacz kłuł jego rozbite serce, zaciskając z całej siły suche od chłodnego powietrza wargi, zaparł się w sobie powtarzając w myślach, że to przecież tylko San.