18

479 37 6
                                    

Obudziłam się z mocnym bólem głowy. Usiadłam na łóżku nie bardzo wiedząc, co tutaj robię i jak się znalazłam. Zasłonięte roletami okna niekoniecznie mi pomagały zorientować się, jak jest na zewnątrz. Wiedziałam tylko, że w pokoju było dosyć ciemno.

Spojrzałam na zegar leżący na stoliku nocnym obok mnie, który wskazywał kilka minut po ósmej rano, co znaczyło, że spóźniłam się na mój codzienny wypad z Darylem!

- O nie, nie, nie, nie - mruczałam do siebie ściągając kołdrę, którą byłam owinięta, do pasa.

Miałam już zerwać się na równe nogi, kiedy mój zapał ostudził głos dobywający się z kąta, w którym wyjątkowo panował największy mrok. Zesztywniałam wlepiając wzrok tamtą przestrzeń, aby wyłapać gdzieś postać Daryla.

- Nie radziłbym - powiedział ostrzegającym tonem głosu. - Leż w łóżku, jesteś jeszcze zbyt zmęczona.

- Musimy jechać, muszę ci pomóc, ja-

- Leż - przerwał mi warknięciem, na co ja momentalnie się uspokoiłam, jednak nie ostudziło to mojego zapału i chęci popełnienia morderstwa na pewnym irytującym osobniku, którego imię zaczynało się na D a kończyło na aryl Dixon.

- Do cholery, nic mi nie jest - wyrzuciłam ręce w powietrze chcąc przemówić mu do rozumu.

- Kurwa, Sidra, posłuchaj się mnie choć ten jeden pieprzony raz! - podniósł gwałtowanie głos, na co automatycznie się skuliłam i zamknęłam oczy, choć wiedziałam, że akurat on nie zrobi mi nigdy krzywdy.

Nienawidziłam tego swojego bezwiednego odruchu, który zaczął mnie prześladować ilekroć ktoś w mojej obecności krzyczał albo podnosił do góry dłoń w akcie złości. Oczywiście można się domyślić, że zapoczątkowany został w Sanktuarium pod skrzydłami tych piekielnych ludzi.

Daryl zamilkł zaskoczony swoim wybuchem oraz moją reakcją. Przez chwilę nie wiedział, co zrobić oraz dlaczego to uczyniłam.

Zrobiło mi się niedobrze, kiedy tym jednym epizodem lęku mogłam zagrozić naszej przyjaźni. Szczególnie kiedy przypomniałam sobie o ojcu Dixona, który podobno znęcał się nad swoimi synami oraz kobietami. Mężczyzna nie wiedział, że ja zdawałam sobie sprawę z jego całej przeszłości.

- Daryl, ja- tak cholernie mi przykro, to nie przez ciebie, naprawdę - zaczęłam się jąkać ze stresu, że było już za późno i zdołałam przekreślić naszą rosnącą wciąż przeszłością.

- Nie, to była moja wina, mogłem nie podnosić głosu - kusznik powiedział to spokojnym tonem, jednak osoba, która zdążyła go dostatecznie dobrze poznać, mogła wychwycić lekkie załamanie na końcu oraz drżenie podczas wymawiania poszczególnych słów.

Coś we mnie pękło, kiedy pomyślałam, że ten diabelski redneck, który dla swoich ludzi potrafiłby zrobić wszystko, mógł pomyśleć, że się go boję. Nigdy tak nie było i nie będzie.

Chciałam wstać z materaca i do niego podejść, aby pokazać mu, że tak nie jest, ale ten szybko wstał z krzesła i wyszedł z pokoju mówiąc, że wyjeżdża dzisiaj z Rickiem na poszukiwania zapasów.

Zacisnęłam dłonie w pięści wbijając sobie paznokcie w skórę. Starałam się opanować zbierające we mnie emocje, które mogły spowodować płacz. A ja nigdy nie płakałam, nie mogłam tego robić. Obiecałam to Adrielowi przed jego śmiercią!

Położyłam się na nowo na łóżku przykrywając kołdrą do samego nosa. Postanowiłam przynajmniej zasnąć, aby nie myśleć więcej o tej sytuacji i choć trochę pozwolić organizmowi się zregenerować dzięki potrzebnej mu odpowiedniej dawce snu. Faktycznie porządnie się osłabiłam robiąc ciągle coś dla Alexandrii, a nigdy nie myśląc o sobie. Z bólem serca musiałam przyznać w tej kwestii rację Dixonowi.

Zamknęłam oczy i mimo że niewiadomo jak się starałam, sen nie przychodził. Warknęłam cicho i skopałam pościel do nóg.

Postanowiłam zrobić coś, czego miałam już w planach nigdy nie robić.

Dlatego wstałam zbierając po drodze ubrania oraz nakładając na stopy swoje ukochane buty. Nie przejmowałam się ich wiązaniem. Na plecy zarzuciłam pierwszą lepszą bluzę na zamek. Wybiegłam z pokoju praktycznie zlatując z tych schodów na sam dół. Otworzyłam drzwi zamykając je za sobą i przebiegając przez ulicę.

Szłam przed siebie wbijając wzrok w asfalt. Dłonie wcisnęłam pod pachy zaplatając ramiona na piersi. Miałam gdzieś to, że wyglądałam jak kupa nieszczęścia i moje rozczochrane włosy prawdopodobnie wolały o pomstę do nieba. Nie przejmowałam się tym teraz. Nie wtedy, kiedy miałam coś do zrobienia, coś, co powinnam już dawno temu uczynić.

- Ktoś tu nie jest dzisiaj w humorze - usłyszałam za sobą ten kpiący głos.

- Zamknij się - wymamrotałam wciąż się nie zatrzymując i idąc do przodu.

- Czyżby Daryl nie zaspokoił cię tak, jak zwykle?

Powstrzymywałam się ostatkiem sił, aby nie odwrócić się na pięcie i nie przywalić Spencerowi w sam środek tej irytującej twarzy. Ten idiota nigdy nie wiedział, kiedy skończyć!

- Z a m k n i j s i ę - wycedziłam każdą pieprzoną osobną literę.

- A może...

- Chyba dostatecznie jasno powiedziała, abyś się uciszył.

Usłyszałam głos osoby, do której właśnie zmierzałam.

Z uśmiechem ulgi podniosłam głowę do siwowłosej kobiety stojącej przy otwartych drzwiach na werandzie.

Carol mierzyła twardym wzrokiem syna zmarłej Deanny, który na jej widok przystanął w miejscu.

Przypominając sobie jej wcześniejsze zachowania względem grupy podczas napadu Wilków zamilkł i odszedł szybko prawdopodobnie nie chcąc konfrontacji z nią.

Westchnęłam z ulgą, kiedy widziałam jego oddalające się plecy. Co zawsze potrafiłam sobie samej poradzić z tym głupim szkodnikiem, to tak teraz rozbita nie wiedziałam nawet, gdzie mam niby przed nim uciec. Dlatego też ucieszyłam się, kiedy Carol wyszła i mi pomogła go spławić.

- Co się stało, kochanie? - zapytała używając uroczego zdrobnienia, którego nigdy wcześniej nie słyszałam w jej ustach. Takie miłe słówka nie pasowały do silnej Carol Peletier!

- Chcę pogadać - wyszeptałam wiedząc, że jeszcze chwila i się rozpłaczę.

Emocje, które nosiłam zamknięte i głęboko zakopane w sobie, w końcu znalazły ujście na powierzchnię. A te skrywane od dawna przybrały na sile i to była tylko kwestia czasu, aż wybuchnę i powiem za dużo.

Więc postanowiłam zrobić to, co miałam od dawna i przyszłam pod dom tej kobiety, bo wiedziałam, że ona mnie wysłucha i pomoże.

Właśnie wbiegałam po małych schodkach i rzucałam się w ramiona nieco zaskoczonej Carol, która mimo to objęła mnie przesuwając dłońmi po moich plecach.

Bariery pękały i dobrze zdawałam sobie sprawę, że w końcu musiałam to zrobić i powiedzieć prawdę.

Prawdę, która mogła naprawić niewiele, a zniszczyć jeszcze więcej.

-------------

powoli zaczynacie poznawać historię sidry, czy jesteście na to gotowi? przed nami również pierwsza kłótnia naszych kochanych bohaterów. koniecznie napiszcie, co sądzicie! miłego dnia

Full of faith | daryl dixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz