14

525 36 3
                                    

Na nasze szczęście Daryl pomyślał o tym i na wszelki wypadek schował motor w krzakach rosnących ze stacją benzynową.

Gdyby nie jego głowa na karku oraz postać realistyka już moglibyśmy się pożegnać z naszym jedynym środkiem transportu oraz prawdopodobnie też i naszym życiem. Szybko by zauważyli, że jest tu ktoś jeszcze, a z ich przewagą oraz karabinami na pewno nie mielibyśmy szans.

Także byłam wdzięczna za jego czasami występujące aż w nadmiarze środki bezpieczeństwa. Również dziękowałam mu za to po prostu bycie obok i pokazanie mi tego, kiedy zaczynałam panikować. Oraz że nie pytał dlaczego tak zareagowałam.

A więc tak, byłam mu cholernie wdzięczna.

W dodatku przy pakowaniu naszych małych zdobyczy w żaden sposób nie skomentował mojego nadprogramowego dobytku. Skrzywił się jedynie na widok tytułu, ale wytrwałam dzielnie jego oceniający wzrok.

Cóż, może znaczenie w tym miał też fakt, że paczka papierosów wrzucona na dno plecaka nie była wcale na liście wymarzonych produktów Alexandrii.

Nie popierałam niszczenia sobie zdrowia tytoniem, ale nijak mogłam wpłynąć na czyjeś życie i decyzje. To nie była moja sprawa, ale musiałam z ręką na sercu przyznać, że ta trucizna idealnie pasowała do wielkiego i groźnego Dixona dopełniając się jako atrybut jego imagu niebezpiecznego rednecka.

Po spakowaniu wszystkiego do ogromnego plecaka, który przymocowany został do tylnej ramy motoru oraz wygrzebaniu z liści i gałęzi ciężkiej maszyny mogliśmy ruszać z powrotem w drogę do domu.

Jednak tym razem nauczona szaloną jazdą Daryla oraz porywczością na drodze od razu złapałam się jego barków. Żaden z nas w jakikolwiek sposób nie skomentował tego oraz tej dziwnej sytuacji ze stacji.

Woleliśmy wrócić w ciszy, każdy pogrążony w myślach o czymś innym.

Dojechaliśmy po kilkunastu długich minutach jazdy do Alexandrii. Jako pierwszy zauważył nas Carl stojący na warcie, przez co praktycznie od razu mogliśmy wjechać za otwartą bramę, którą zaraz za nami zamknięto.

Kusznik zaparkował na środku drogi i zszedł z motoru, co uczyniłam zaraz po nim. Kiwnęłam mu głową w podziękowaniu za wyrwanie z duszących czterech ścian, na co nieznacznie powtórzył ruch. Pochylił się i zaczął grzebać przy torbie, którą zaraz mi podał. Odebrałam od niego plecak w pytającym geście unosząc brew.

- Idź zanieść wszystko Olivii, a ja pójdę powiedzieć o tych facetach Rickowi - poinstruował mnie odchodząc tyłem, a ja bez zbędnego gadania ruszyłam wykonać jego polecenie.

Z tego co pamiętam to kobieta, do której miałam iść, zajmowała się segregowaniem i zarządzaniem wszystkimi zapasami. Kojarzyłam ją również z tego, że czasami przychodziła do mojego pokoju, by przynieść mi jedzenie, kiedy Carl nie był w stanie.

Ruszyłam więc do garażu, w którym powinna się ona znajdować. Z trudnością zarzuciłam plecak na ramiona i prawie się wywaliłam, kiedy jego ciężar przyjął sobie do serca aż za bardzo prawo grawitacji. Po chwili walki udało mi się zachować równowagę.

Praktycznie biegłam do celu nie zatrzymując się, ani nie zwalniając chociażby na chwilę. Nie byłam gotowa psychicznie na kolejne spotkanie Spencera z obawy na to, że w wyniku dzisiejszej świadomości o nieskończeniu tego etapu życia, w którym występują Zbawcy, mogłabym się nawet popłakać.

Dlatego nie chciałam tego również ze względu na to, że musiałam, dosłownie musiałam uchodzić za silną fizycznie, jak i psychicznie.

Full of faith | daryl dixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz