32

399 23 25
                                    

Słyszeliście kiedyś o takim uczuciu, zwanym strachem? Ale nie takim, którego zaznaliście przy oglądaniu jakiegoś strasznego horroru, zobaczeniu rzeczy, której się obawiacie, albo przy dobrej zabawie ze znajomymi.

Owszem, to też jest strach, ale innego rodzaju.

Bo ten, o którym w tej chwili mówię, jest kompletnie różny od tego codziennego.

Nie sprawia, że później mimo wszystko na waszych twarzach pojawia się uśmiech zażenowania oraz pytanie jakim cudem mogłem się tego nie spodziewać, wystarczyć? lub kwitujecie to zwykłym śmiechem. Tak, sama kiedyś myślałam, że istnieje właśnie tylko ten jeden jedyny, a inne jego formy to po prostu zwykłe porównania i przypadki jego zaznania.

Jednak teraz go poczułam.

Poczułam go w każdych odgłosach, które dochodziły do moich jakże wrażliwych w tej sytuacji uszu.

Bo wszędzie wokół mnie rozbrzmiewały krzyki osób, na których mi tak bardzo zależało. I właśnie dlatego to tak bardzo mnie bolało.

Paraliżował mnie sam dźwięk, sprawiając, że zamierałam i myślami starałam się znaleźć jakiś sposób na pomoc mojej rodzinie. Choć nie widziałam żadnego możliwego wyjścia stać, to i tak się modliłam, błagałam, płakałam do Boga z prośbą, aby mnie wysłuchał. Aby uratował ich!

Bo sama i tak już byłam do reszty stracona.

- Do lasu! - krzyknął Rick, który dawno wybiegł z swojego samochodu i teraz wszystkich poganiał, aby zdążyli się ewakuować.

- Szybciej! - Michonne trzymała mocno w ręce swoją katanę, rozglądając się nerwowo na boki.

Sama dzierżyłam w dłoni swój nieodłączny nóż, aby w razie czego móc się szybko obronić.

Pot spływał mi w dół pleców, mieszając się z krwawymi plamami, które zostawiały po sobie gałęzie chłostające mnie po skórze przy tej szybkiej ucieczce. Gorący oddech mieszał się z moimi jękami, gdy biegłam przed siebie popędzana przez swoich przyjaciół.

Chciałam uciec, Boże, jak ja bardzo chciałam uciec! Jednak wspomnienia nalatywały z każdej strony, uderzając we mnie ze zdwojoną siłą za każdym razem, gdy dana sytuacja wydawała się taka sama, jak kiedyś.

Wszędzie tylko krzyki, gwizdy...

- Eeny, meeny, miny, moe! - zaśmiał się mężczyzna, wskazując przy ostatnim słowie kijem bejsbolowym na głowę Felixa.

Zamknęłam oczy, nie chcąc widzieć tego, co zrobił później z moim przyjacielem. Mimo to jego krew trysnęła na moją twarz, wyrywając z moich ust wrzask przerażenia.

Poczułam na swoim ramieniu mocny uścisk Michonne, która biegła na równi ze mną. Odwróciłam się na chwilę za siebie, aby sprawdzić, czy Abe wraz z Carlem dają sobie radę z Maggie na noszach. Młody chłopak zauważył mój zatroskany wzrok, dlatego kiwnął mi w uspakajającym geście, który w ogóle nie zadziałał. Przełknęłam ciężko ślinę, wracając z powrotem do widoków przed sobą.

Wpatrywałam się szeroko otwartymi oczami w czubek kija przede mną, który nosił pieszczotliwą nazwę Lucille. Nagle na swoim podbródku poczułam czyjeś dwa palce, które uniosły moją głowę do góry prosto na szeroki uśmiech Negana. Kilkanaście długich sekund oglądał on moją twarz wykrzywioną w geście przerażenia, zanim nie oblizał warg.

- Tę biorę - zarządził, klepiąc mnie po policzku, po którym spływały łzy.

- Rick, uważaj! - wrzasnęłam, gdy w tej panicznej ucieczce kompletnie zgubiliśmy drogę. W końcu wokół nas rozbłysły dziesiątki lamp, oświetlając polanę, od której dzieliło nas zaledwie parę metrów. - NIE!

Full of faith | daryl dixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz