21

475 34 11
                                    

- Kto to, na miłość boską, jest - usłyszałam zniekształcony zza ściany krzyk Carol.

Momentalnie zerwałam się z krzesła, przy którym czytałam jakąś starą gazetę modową. Odrzuciłam ją w bok i pobiegłam w stronę podniesionego głosu kobiety, który dochodził z salonu.

Zatrzymałam się na progu drzwi nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Na wejściu do domu stał wymęczony Rick, a w samym rogu pokoju opierał się o kąt rozłoszczony Daryl. Obaj wyglądali, jakby przebiegli długodystansowy maraton i właśnie go skończyli padając bez życia i tchu na podłogę. Oni jakoś się jeszcze na nogach trzymali, ale Carol wyglądała niczym karząca ich matka, co napawało mnie przeogromnym zdziwieniem.

Jeszcze bym się zaśmiała z komizmu całej sytuacji, bo dobrze wiedziałam, że wypady tej dwójki nie mogą się dobrze skończyć. Powstrzymywał mnie przed tym tylko niespodziewany gość na samym środku pomieszczenia, który szczerzył się nie zważając, że razem z nim jest tu dwóch patrzących na niego spod byka rozzłoszczonych mężczyzn.

Powstrzymałam z trudem chichot przełykając go w gardle, ale moja mina musiała być lekko dziwna, gdyż kusznik spojrzał na mnie z irytacją. Przybrałam pokerową twarz kierując swoją uwagę na nieznajomego.

- Kim jesteś? - zaplotłam ramiona na klatce piersiowej mierząc jegomościa czujnym wzrokiem.

- Nazywam się Paul, ale możecie do mnie mówić Jezus - przedstawił się, a ja przysięgam, że w tej chwili parsknięcie śmiechem, co aktualnie zrobiłam, wcale nie było nie na miejscu.

Ale jakby spojrzeć na niego pod tym kątem, to faktycznie miał w sobie coś z Bożego syna. Ładnie przystrzyżona broda oraz długie jasnobrązowe włosy opadające mu na plecy sprawiały wrażenie, że jego przydomek nie wziął się bez przyczyny. Młoda twarz wyglądała, jakby nigdy nie była w stanie nikogo skrzywdzić.

Mimo to nie mogłam od razu zaufać komuś, kto każe się wołać per Jezus.

Widząc moją nietęgą minę chciał postawić krok w moją stronę wyciągając przy okazji swoją dłoń w geście przywitania. Cofnęłam się nieznacznie, na co Daryl zareagował niemal błyskawicznie stając przede mną tak, że osłaniał mnie właśnie swoim ciałem przed wzrokiem Paula.

Powinnam się zirytować, bo w końcu sama dam sobie doskonale radę, ale nie powiem, że nie zrobiło mi się miło na sercu, kiedy to zrobił. Mogliśmy być pokłóceni, ale mimo wszystko od początku naszych wspólnych polowań stawał za mną murem i mnie bronił. Możliwe, że udział w tej małej opiekuńczości miała moja historia odnośnie poznania jego ojca.

Dixon położył dłonie na pasku od swojej kuszy w ostrzegawczym geście, a wzrok Jezusa momentalnie spoczął na jego broni.

Dłonie z powrotem ułożył za sobą i zaczął lekko kiwać się na boki na stopach.

- Rick, zaraz będzie tu reszta - odezwała się milcząca dotąd Carol, a ja przygryzłam wargę w zdenerwowaniu.

Nie za bardzo wiedziałam, kim tak dokładnie on jest, mimo że znałam jego dane personalne, skąd pochodzi oraz jak znalazł się w salonie Carol.

- Ktoś mi w końcu wytłumaczy, co jest grane? - zapytałam cicho, choć głównie swoje pytanie kierowałam do pleców Daryla.

Ten się w końcu odsunął, ale nadal stał w bezpiecznej odległości do mnie, aby w razie czego interweniować i móc na nowo mnie osłonić. Mimowolnie przybliżyłam się do niego trochę nawet tego nie zauważając. Spojrzałam na Peletier, aby akurat zobaczyć lekki cień uśmiechu na jej ustach. Posłałam jej zirytowane spojrzenie i przewróciłam oczami.

Full of faith | daryl dixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz