24

531 38 22
                                    

Od zawsze bałam się konfrontacji z innymi ludźmi. Choć obawy te występowały głównie w okresie mojego dzieciństwa, nie wyzbywały się ze mnie również i potem. W późniejszych latach mimo otaczającego mnie lekkiego przerażenia starałam się sobie z nimi jakoś radzić. Wstępując w dorosły świat zupełnie się od niego odcięłam, choć przyznam sama przed sobą - czasami tliły się we mnie te głupie myśli.

Jednak teraz ta cała sytuacja była zgoła inna od tych, które stresowały mnie w przeszłości. Publiczne wystąpienia, pokazy swoich projektów przed salą pełną studentów? Cóż, z pokazywaniem czegoś na żywo miało to tyle wspólnego, że była to zwykła publiczna rzeź.

Już wracając z Hilltop dostawałam gęsiej skórki na myśl o tym, że czekała nas wojna. Dzięki temu nachodziły mnie paniczne chęci wyskoczenia z rozpędzonego motoru. Jednak przed spełnieniem swoich zachcianek powstrzymywała mnie obecność prowadzącego nim Daryla. Także mężczyzna mógł dodać do swojej długiej na ten moment listy moich podziękowań fakt, że w sumie to uratował mnie przed próbą popełnienia jako tako samobójstwa. Choć ja bym tego tak nie określiła. Bardziej było to coś w rodzaju ucieczki od problemów.

Nie chciałam, aby ktokolwiek poznał się po moich odruchach, że nie za bardzo widzę siebie na froncie walki. Jasne, wielce prawdopodobne było to, że nie byłoby problemu z moim pozostaniem w Alexandrii, ale również mogli sobie pomyśleć, że bałam się. W taki sposób zyskałabym nieświadomie w ich oczach miano tchórza.

A prawda była zupełnie inna, niż mogliby sądzić. Bałam się nie zabijania czy możliwości zostania zabitym, a zwyczajnie spotkania ze Zbawcami.

A więc tak, teraz bałam się konfrontacji.

Sama myśl, że okazja zobaczenia ich na żywo była na wyciągnięcie ręki, sprawiała, że chciało mi się wymiotować. Strach paraliżował niektóre moje komórki odbierając parę czynności. Mimo wszelkich starań, aby opanować tą reakcję oraz pokonać brzemię przeszłości, nie byłam w stanie sama temu zaradzić. Zamykało mi to usta, zanim dostawałam możliwość opowiedzenia swojego punktu widzenia.

Do tego mogłam też dodać fakt, że również ja sama nie chciałam pozostawiać swoich przyjaciół w niebezpieczeństwie. Bo kolejną z niewielu opcji było pozostawienie mnie z kwestii mojego dobrego samopoczucia. A jak ono mogłoby być dobre, kiedy ja bym się wylegiwała w łóżku, a oni walczyli by na śmierć i życie? No właśnie, w żaden sposób.

Już z daleka nasi strażnicy rozpoznali głośny dźwięk pracy silnika motoru Dixona, także bez problemu mogliśmy wjechać przez otwartą bramę nie musząc dodatkowo czekać. Zaraz za nami zaparkowała reszta naszej małej delegacji i nie minęła nawet chwila, kiedy wyskoczył z niej pełen szargających nim emocji Grimes. Moment później wysiadła również i reszta załogi tym razem ze swobodnie wysiadającym Jezusem. Młody mężczyzna dłużej nie musiał martwić się stosowanymi wobec niego środkami bezpieczeństwa.

- Słuchajcie, musimy ustalić dalszy plan działania - rozpoczął podniesionym głosem jednocześnie zwracając uwagę innych mieszkańców osady, którzy teraz rzucali mu dziwne i pytające spojrzenia. - Paul nam wszystko wytłumaczy, my-

- Rick - przerwała mu ostro Carol jako jedyna zachowując trzeźwość umysłu. - Pewnie wszyscy zgodnie stwierdzą, że jesteśmy zmęczeni prawie całodniowym wypadem. Dlatego może najpierw się prześpijmy, a dopiero rano ogarniemy resztę, co?

Próbowała mu spokojnie przemówić do rozsądku, na co mężczyzna starał się jeszcze oponować, ale pod naporem słów potwierdzających wersję Peletier poddał się. Westchnął tylko cicho i dodał:

Full of faith | daryl dixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz