Obudziłam się zlana zimnym potem czując, jak moje serce wybija szybki rytm. Nie mogłam złapać oddechu, gdyż czułam to uczucie, jakby na mojej klatce piersiowej ciążył ogromny głaz. Trzęsłam się na całym ciele momentalnie zrywając się do półsiadu.
Złapałam się za pierś przez chwilę na tak nagły ruch widząc mroczki przed oczami. Zakręciło mi się w głowie i aż musiałam się złapać barierki, która była na skraju budynku. Podparłam się zrzucając praktycznie cały ciężar ciała na swoje ramiona, a nogami przesiadłam się na półprzysiad. Potrzebowałam chwili na doprowadzenie się do porządku, zanim wstałam. Mimo to nadal traciłam lekko kontakt z rzeczywistością.
Był to ujemny skutek braku pokarmu przez ostatnie dwa dni. Jedyne, na czym się skupiałam, to była ciągła ucieczka. Nie miałam ze sobą żadnego plecaka, w tym bardziej prowiantu, więc musiałam sobie sama poradzić i znaleźć zapasy.
Zeszłam powoli po drabince, ostrożnie stawiając kroki. Po krótkiej chwili już stałam na pewnym podłożu omijając kilka szczebli i zeskakując z nich na ziemię. Klepnęłam się parę razy po twarzy, aby całkowicie się rozbudzić.
— Dawaj, Sidra, dasz radę — pocieszałam samą siebie.
Chwyciłam pewniej nóż w ręce i bacznie rozejrzałam się po okolicy. Po tej stronie ulicy, na której się znajdowałam, widać było tylko dwie pary drzwi. Postanowiłam wejść do tych pierwszych, gdyż na nimi wisiał szyld oznajmiający, że w tym miejscu kiedyś znajdował się mały przydrożny sklep.
— Lecimy z tym — szepnęłam i strzeliłam z karku.
Ruszyłam do wejścia i otworzyłam je mocnym kopniakiem. Na progu do gardła rzuciło mi się trzech zimnych, jednak szybko się z nimi uporałam. Z racji, że framuga nie była za szeroka, mogła zmieścić się w niej tylko jedna osoba na raz. Skorzystałam z tego czekając na zewnątrz i wbijając martwym ostrze prosto w głowę.
Przy ostatnim miałam mały problem, ponieważ wyskoczył na mnie w tym samym czasie, kiedy zajmowałam się jego kolegą. Skoczył na mnie starając się wbić swoje przebrzydłe zębiska prosto w moją tętnice. Chwilę się z nim siłowałam, zanim udało mi się przejechać nożem po całej długości jego czaszki. Bez ruchu spadł na mnie, a jego cielsko zwaliło się na moją osobę. Odkaszlnęłam wypluwając ślinę zalegającą mi w płucach po tak nagłym zderzeniu się naszych torsów.
Chwyciłam go za barki, aby pozbyć się dodatkowego ciężaru. Był wysokiej wagi, jednak nareszcie udało mi się tego dokonać. Wytarłam twarz w rękaw starej koszuli usuwając z niej cuchnącą krew zimnych.
Podeszłam do drzwi i zastukałam metalem ostrza o szafkę znajdującą się zaraz obok wejścia. Chwilę odczekałam wsłuchując się uważnie w ciszę. Nie usłyszałam żadnych podejrzanych dźwięków zwiastujących martwych w środku albo co gorsza tych wciąż żyjących.
Po upewnieniu się, że jestem tutaj sama, wkroczyłam do pomieszczenia. Wzrokiem przeskanowałam jego ułożenie zauważając, że są tu tylko albo aż cztery alejki. Przespacerowałam się pomiędzy nimi szukając przydatnych rzeczy. Udało mi się znaleźć puszkę nieprzeterminowanej kukurydzy, jakąś szmatkę, sznur oraz dwie butelki wody.
— Nieźle — pomyślałam podrzucając napojem w powietrzu.
Sprawnie go złapałam i odkręciłam zawleczkę wlewając w siebie życiodajne płyny. Westchnęłam ze szczęścia, kiedy poczułam w ustach zimny napój. Kiedy zaspokoiłam swoje pragnienie, chwyciłam puszkę oraz swój nóż. Wytarłam go we wcześniej ogarnięty kawałek materiału oraz przemyłam resztką wody. Otwarłam nim metalową pokrywkę. Od razu łapczywie przechyliłam ją i przyłożyłam do ust. Połykałam zawartość prawie się nią dławiąc. Po kilku sekundach na dnie nie zostało już prawie nic. Wyrzuciłam pustą puszkę gdzieś daleko w kąt i westchnęłam ciężko.
Musiałam znaleźć jakieś inne ubrania, bo w tych mnie na bank rozpoznają. Jako przyszła żona (w dodatku jedna z nielicznych) najgorszego śmiecia na tym cholernym świecie otrzymałam czarną kieckę. Nie wiem, jakim cudem to właśnie w niej udało mi się uciec, ale musiałam przyznać, że była nawet wygodna. Tylko koszula, którą na nią narzuciłam, była w opłakanym stanie. Cała spocona i rozdarta gdzie niegdzie.
Wstałam i poszłam w kierunku działu odzieżowego. Skromnego, aczkolwiek posiadającego i tak dosyć niezły asortyment. Na ziemię zrzuciłam wierzchnie ubranie. Przechodziłam spokojnym krokiem palcami dotykając każdego wieszaka. Oglądałam ciuchy uważnie szukając czegoś wygodnego, a zarazem przydatnego. Mrużyłam oczy niezadowolona, kiedy tylko mój wzrok padał na niechcianą rzecz.
Przez tą całą akcję doznałam wspomnień poprzedniego życia, kiedy to niczym jak każda kobieta spacerowałam po galerii handlowej i wpadałam w szał zakupowy. Wtedy jeszcze prawdziwi ludzie istnieli, a ceną życia nie była czyjaś śmierć i krew, a zwykle pieniądze. Głupie papierki, dzięki którym mogłeś sobie zapewnić niezły dobrobyt. Z perspektywy czasu wydaje mi się to błahe i niepoważne. Z resztą jak cała ta otoczka normalnych osób.
W oczy rzuciła mi się czarna koszulka na cienkich ramiączkach, brązowe spodnie z kieszeniami oraz beżowa koszula z krótkim rękawem. Wzięłam całość i na oko stwierdziłam, że raczej będzie pasować. Zrzuciłam więc z ciała resztę starych szmat i założyłam nowe. Zasznurowałam dobrze moje wysokie glany, których jako jedynych mi tam nie odebrano.
Wstałam na równe nogi i podeszłam do rozbitego lustra stojącego przy samej ścianie. Przetarłam dawną sukienką szybę z kurzu i oddaliłam się na odpowiednią odległość. Obejrzałam się w odbijającej tafli obracając się na boki i do tyłu. Kiwnęłam głową z aprobatą i rozpuściłam swoje miedziane włosy. Przeczesałam je palcami, aby zaraz ponownie związać je w wysokiego kucyka.
Skrzywiłam się na swoje odbicie. Z tą rudą czupryną to każdy ślepy by mnie nawet rozpoznał. Musiałam coś z tym zrobić i dobrze zdawałam sobie z tego sprawę. Dlatego też rozpoczęłam poszukiwania zwykłej farby do włosów. Udało mi się znaleźć jakąś pierwszą lepszą tanią czarną. Z braku innej możliwości użyłam tej. Teraz efekt był o wiele gorszy, gdyż nie przykryła ona dobrze mojej intensywnej rudości, tylko tak jakby nałożyła ona na nią brązowawą warstwę.
Jednak lepsze to niż nic.
Po chwili chwyciłam także nóż w jedną rękę, a drugą pokaźną ilość swoich włosów. Odetchnęłam głęboko i jednym szybkim ruchem nadgarstka ucięłam je na wysokości ramion.
Otworzyłam oczy bojąc się zobaczyć nową siebie. Jednak w końcu musiałam to zrobić.
W lustrze odbijała się teraz całkowicie inna osoba. To już nie była ta niewinna rudowłosa osóbka, która pomagała każdemu napotkanemu na drodze. Teraz musiałam się zmienić, czy na gorsze, to nie wiem. Ale zamiast tego napotkałam zimny wzrok krótko ściętej szatynki o stalowym spojrzeniu.
O spojrzeniu zwierzęcia, które zrobi wszystko, byleby tylko przeżyć.
————————————
hej:)) witam w już drugiej części mojej powieści. powoli się rozkręcamy, także wyczekujcie następnego rozdziału hehe
![](https://img.wattpad.com/cover/290466508-288-k995342.jpg)
CZYTASZ
Full of faith | daryl dixon
Horror- Zrobiłabym wszystko, aby tylko uniknąć mego losu. Sprzedałabym duszę diabłu, aby tylko nigdy więcej tego nie doświadczyć. Ale po co to wszystko, kiedy świat po prostu krótko mówiąc, ma nas w dupie? Miał być to nasz koniec, ale z tobą będzie dopier...