27

443 38 15
                                    

Oddychałam ciężko, z ledwością łapiąc kolejne hausty powietrza. Pot perlił mi się na czole oraz ramionach i dekolcie, a ja sama miałam wrażenie, jakbym z każdą sekundą oddalała się coraz dalej. Nie byłam pewna swojego stanu, jednak wiedziałam, że jest źle, i to nawet bardzo źle.

Bo nie czułam już nic.

Dosłownie nic.

Zero bólu, zero odgłosów z zewnątrz oraz zero czegokolwiek.

A wniosek z tego był tylko jeden, mogłam umrzeć.

Łzy w końcu przestały mi lecieć po twarzy, a wcześniej zaciśnięte w pięść dłonie rozluźniłam i położyłam płasko na podłożu. Przy każdym głębszym wdechu czułam lekki dyskomfort w pobliżu moich wszystkich tam, których teraz było dosyć dużo.

Od zawsze zastanawiałam się, jak umrę. Czy zostanę potrącona przez auto, w wyniku choroby lub - najlepiej - starości, wśród kochających dzieci i wnucząt? Owszem, jak każdy człowiek bałam się śmierci, bo kto by tego się nie obawiał? Chyba tylko głupi, ale ja lepsza wcale nie byłam, bo teraz sama przestawałam czuć strach na myśl o zbliżającym się końcu wszystkiego. Byłam w tak opłakanym stanie, że nie widziałam tego światełka w tunelu, które zazwyczaj mi towarzyszyło w podobnych sytuacjach.

Nawet powoli zapominałam o swojej rodzinie, co mnie cholernie bolało, ale moje myśli odbiegały od wspomnień ich twarzy, bo nie potrafiłam się skupić na nich chociażby na sekundę. Co najgorsze - widok kochanych mi osób zastępowany był moimi złymi marami w postaci ich, ale tych martwych. Z poszarzałą skórą, sinymi ustami. Oczami bez wyrazu oraz krwią kapiącą z każdej rany na ciele.

A pośrodku tego byłam ja, płacząca rzewnymi łzami i krzycząca w niebo głosy. Szarpiąca swoje włosy, drapiąca siebie paznokciami do wylewającej się czerwieni i czerpiąca siłę z własnego oraz cudzego bólu.

Znów odpływałam coraz dalej, zaczynając ponownie widzieć koszmary na jawie. Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy z nadzieją, że te okropne obrazy znikną, a następnie postarałam się rozluźnić całe ciało.

Po chwili usłyszałam odgłosy kroków, na co zareagowałam w sumie to nijako. Nie widziałam sensu w tym, aby próbować wciąż walczyć, bo po co? I tak umrę, i tak nikt mnie nie uratuje. Byłam i jestem w tym sama, całkowicie sama.

- Co, jeszcze żyjesz, suko?

Parsknięcie chyba po mojej prawej dotarło do moich uszu, a następnie czyjaś rozmazana postać ukucnęła przy mnie. Poczułam jego dłoń, gładzącą moje zimne czoło, a sam Jason zachowywał się jak cholerny psychopata.

- Zabij mnie, proszę - wycharczałam i spojrzałam na niego błagalnie niewidzącym wzrokiem.

Ten się tylko zaśmiał i pokręcił przecząco głową.

- Musisz nauczyć się płacić za swoje grzechy. Musisz cierpieć tak samo, jak oni. Zginęli przez ciebie, rozumiesz!? Gdybyś nie wsypała nas do pieprzonego Negana, nigdy nie było by takiej sytuacji! - z każdym jego kolejnym słowem zaczynał coraz to bardziej krzyczeć, a ja kuliłam się pod naciskiem oskarżeń.

Poczułam nagle nikłą iskierkę siły, którą postanowiłam przeznaczyć na tego potwora, aby wiedział, co mi zrobił przed moją śmiercią.

- W-wy chcieliście mnie wy-korzystać tak, abyście wy sami byli zaspokojeni. To najgorsze świ-ństwo, jakie można zrobić jakiekolwiek kobiecie, ty pierdolony draniu! - wykrzyczałam, raniąc swoje gardło jeszcze bardziej. Jęknęłam i zebrałam się w sobie, aby podeprzeć się lekko ręką i wyprostować ciało przy ścianie, o którą się opierałam. Twarzą byłam zwrócona w stronę Jasona, wyzywająco podnosząc brwi, ale efekt nie był aż tak onieśmielający ze względu na ból wymalowany na mnie.

- Wiem - dotarło do mnie, że wyśmiał on moje słowa, delikatnie przeciągając samogłoski, niczym prawdziwy psychopata. Jednak to było nic w porównaniu z tym, co następnie opuściło jego usta: - Dlatego postanowiłem naprawić tamten malutki błąd z przeszłości i dokończyć to, co zacząłem kiedyś.

Odebrało mi całe powietrze z płuc, kiedy dotarł do mnie sens tej obietnicy.

On zamierzał mnie skrzywdzić, ale w tej najgorszy i najpaskudnienszy z możliwych sposób. Zniszczyć psychicznie.

Wtedy jego palce zaczęły błądzić po moich poranionych nogach, a niemy krzyk opuścił moje usta. Trzęsłam się, ale jednocześnie nie potrafiłam wykonać ani jednego ruchu w kierunku tego, aby się obronić w jakiś sposób. Moje kończyny nie reagowały na sygnały wysyłane z mózgu, kiedy ja modliłam się, aby on przestał. Abym umarła.

- Proszę, nie - mamrotałam, ledwie widocznie kręcąc głową. Nie chciałam tak skończyć, aby ostatnim widokiem przed zamknięciem oczu były jego dłonie na mnie.

Sięgał on już do zapięcia moich spodni, kiedy rozległ się niewyobrażalny huk, a ze ściany za moim niedoszłym gwałcicielem wydobył się proch i gruz. Wtedy kilka rzeczy stało się jednocześnie. Krzyki ludzi, krzyk Jasona, chyba też mój krzyk...? Potem nie czułam więcej jego ciała przy swoim, bo ktoś go odciągnął ode mnie, a następnie usłyszałam huk odpalanego pistoletu i jego krzyk.

Jeden z nich podbiegł do mnie i kucnął, przerażony badając moje obrażenia. Uniósłam wzrok, a moje spojrzenie napotkało tak bolesne spojrzenie bliskiej mi osoby, że zapłakałam mocniej, dziękując losowi, że znów mnie odnaleziono.

Byłam uratowana, bo wpatrywałam się w znajomą twarz Daryla, który następnie obwiązał mój brzuch, przepraszając za każdym razem, jak robił to nieco mocniej, sprawiając mi tym samym ból. Ale był on niczym w porównaniu z tym, że był on przy mnie.

Czy on... płakał?

Miałam wrażenie, jakbym czuła jego gorące łzy na swojej brudnej skórze. Zniszczyło mnie to doszczętnie, bo on nie zasługiwał na to, aby robić to nad moją osobą, nie zasługiwałam na to.

- Nie płacz - wymamrotałam cicho, na co jego ciałem wstrząsnął większy dreszcz.

- Lyn, nie rób mi tego, błagam, walcz. Walcz dla mnie, dla nas, rozumiesz? - mruczał mi do ucha, starając się, abym nie zasnęła.

Jednak ja powoli odpływałam, nie mogąc znieść już więcej bólu. Towarzyszyły mi w tym krzyki reszty mojej grupy oraz szeptane błagania Daryla.

Kiedy zamykałam oczy, nie zauważyłam nawet tego, że Dixon nazwał mnie po prawdziwym imieniu.

Umierałam.

----------

nie jestem zadowolona z tego rozdziału, jednak czuję, że nic lepszego z siebie nie wykrzesam, także szczerze przepraszam ;/// również za to, że jest on tak krótki, ale fabuła tego wymaga, jednak spokojnie, następny będzie cholernie długi, więc pojawi się on już planowo w niedzielę!! to chyba na tyle z mojego małego maratonu w tym tygodniu, w przyszłym może też postaram się zrobić coś takiego, ale nie obiecuję.

błagam, koniecznie napiszcie, co o tym wszystkim sądzicie!!!!

kocham was xx

Full of faith | daryl dixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz