Rozdział 7

1K 52 12
                                    

Następnego dnia czekaliśmy już na uczniów w klasie. O ironio miałem zaraz lekcje z klasą Harry'ego Pottera, który nieustannie mnie podejrzewał o jakieś niestworzone rzeczy. Pokręciłem głową ze śmiechem. Ten facet był szalony.

-Witam szanowaną klasę! Na początku chciałbym pokazać wam jak wygląda pojedynek. Moją partnerką będzie nie kto inny jak Annabteh- powiedziałem z entuzjazmem.

W sali rozległy się szepty, a my z Annabeth przyjęliśmy postawy bojowe. Moja tymczasowa rywalka wyciągnęła sztylet, a ja orkan.

-Pan naprawdę chce walczyć piórem?

W klasie rozległ się chichot.

-Lekcja pierwsza panie Potter! Nigdy nie lekceważ przeciwnika- powiedziałem odkręcając orkan.

Na moją twarz wdarł się szyderczy uśmieszek, gdy usłyszałem ich okrzyki zdziwienia. Po chwili zignorowałem to i ruszyliśmy do ataku. Uchyliłem się pod jej ciosem i zablokowałem mieczem kolejne cięcie w moją stronę. Pokręciłem głową. Nawet własna dziewczyna chce mnie zabić. Czas na rewanż. Toczyliśmy walkę przez dobre 5 minut. To było niczym taniec. Spędziliśmy ze sobą tyle czasu, że doskonale mogliśmy przewidzieć nasze ruchy.
W szybkim tempie wykonałem serię cięć. Annabeth wykonała jednak szybkie uniki, ale straciła równowagę. Korzystając z tego wykonałem manewr rozbrajający, którego nauczył mnie Luke na obozie. Jej broń upadła na podłogę. Klasa wiwatowała. Posłałem jej tylko uśmiech i podałem rękę do pomocy. Oczywiście chwilę później leżałem na ziemi położony przez jakieś chwyty judo, a moja dziewczyna górowała nade mną z uśmiechem. Zignorowałem jej wyciągnięta dłoń, ponieważ lepiej było nie ryzykować.

-Więc tak wygląda prawdziwy pojedynek, ale teraz przejdźmy to lekcji. Dzisiaj nauczę was prawidłowej postawy i chwyty broni. Zaczynajmy!

Lekcje ciągnęły się niemiłosierne. Byłem już trochę zmachany, bo na każdej lekcji pojedynkowaliśy się. Uhh nie mogłem się doczekać końca dnia. Chociaż z jednej strony byłem przygnębiony, ponieważ oznaczało to zostanie znów sam w tym zamku. Do obozu mogłem pojechać tylko w przerwie świątecznej i to tylko na trochę, ponieważ zamek był wtedy nie strzeżony przed potworami. Więc gdy nadszedł czas pożegnania długo staliśmy sobie w ramionach. Nienawidzę pożegnań. Ostatni raz pocałowaliśmy się i Annabeth zniknęła z mojego pola widzenia. Półbogowie i normalni ludzie nie mogą tak po prostu wejść sobie do Hogwartu, dlatego Annabeth musiała zostać przeteleportowana z Dumbledorem. Ja mogę teleportować się tylko sam i to w nie aż tak dużych odległościach. Nie odzywając się do nikogo wróciłem do mojej sali lekcyjnej. Czas na porządny trening. Pchnięcie, unik, cięcie. Mój manekin treningowy był już cały po szarpany. Nie wiem ile czasu mi tu zleciało, ale chyba sporo, ponieważ za oknem było już ciemno i czułem się lekko obolały. Zbliżałem się do wyjścia od klasy.

-Chyba nie chcecie, żebym was tu zamknął?- zapytałem.

Tak, wiedziałem, że Harry, Ron i Hermiona byli tu pod peleryną niewidką. Dumbledore mi coś o niej wspominał. Oczywiście zorientowałem się na samym końcu treningu, bo wcześniej nie zwracałem na nic uwagi. Skupiłem się tylko na manekinach. W odpowiedzi usłyszałem chichy szelest.

-Panno Granger myślałem, że ma pani jest rozsądniejsza- rzekłem lekko.

Jak na zawołanie w pobliżu okna wyłoniła się sylwetka Hermiony. Poczerwieniała na twarzy. Wiedziałem, że nie chciała podpaść żadnemu profesorowi. Westchnąłem tylko cicho. Po chwili Harry i Ron również się wyłonili.

-Uważam, że śledzenie swoich nauczycieli jest lekko niepokojące- stwierdziłem.

-Ale...

-Nie potrzebuje żadnego tłumaczenia- powiedziałem nie dając im dokończyć.

Spojrzałem na nich spod przymróżonych powiek.

-Nie wiem czemu jesteście tak podejrzliwi, ale mam nadzieję, że się to nie powtórzy- rzekłem rzucając im ostatnie ostrzegawcze spojrzenie i wyszedłem z klasy.
Praktycznie od razu jak dotarłem do pokoju rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.

Następnego dnia wstałem niezbyt wyspany. Męczyły mnie koszmary i budziłem się kilka razy w ciągu nocy. Przebrałem się w kolejną koszulkę obozu i nawet nie próbując ogarnąć włosów poszedłem na śniadanie. Usiadłem na swoim miejscu witając się cicho sza profesorami. Dawno nie mijałem się z Umbridge, a ta najwidoczniej też miała do mnie jakieś uprzedzenia. Ciągle czułem jej wzrok na sobie. Nałożyłem jedzenie się i zacząłem jeść. Przerwał mi głośny huk w drzwiach wejściowych. Przysięgam, że chyba spadła mi kanapka. W drzwiach stała Atena z tym swoim śmiertelnym spojrzeniem skierowanym w moją stronę. Przeszedł mnie dreszcz. Kątem oka zobaczyłem jak uczniowie szepczą i kulą się jakby chcieli stać się niewidzialni. To tak nie działa moi drodzy. Większość nauczycieli zaś skłoniła głowę z szacunkiem, ale nawet teraz było widać przerażenie wymalowane na ich twarzach. Tak właśnie Atena działała na śmiertelników. 
Zeskanowała swoim wzrokiem całą salę z pogardą. Zatrzymała swój wzrok dłużej na suficie. Chyba jej się spodobał. Nagle odezwała się, a jej głos zdawał się przechodzić na wskroś przez moje ciało.

-Obóz jest atakowany. Potrzebują cię Perseuszu.

Wszystkich wzrok powędrował w moją stronę. No to do roboty.

...

Czy tylko mi się myli Tatar i Tartar?

Percy Jackson w Hogwarcie :0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz