Rozdział 9

931 56 7
                                    

Następnego ranka wstałem obolały. Zmieniłem bandaże, a rany starałem zakryć się ubraniami. Nic to nie dało, ponieważ temperatura była wysoka, więc nie było szans, żebym ubrał coś innego niż szorty i koszulka obozowa. Czarodzieje już się przyzwyczaili do mojego ubioru. Starałem się unikać niepotrzebnego szumu wokół mojej osoby, lecz od razu jak przekroczyłem próg wielkiej sali, dobiegły mnie szepty i okrzyki. Może oni nie widują codziennie mężczyznę wyglądającego jakby go walec przejechał, ale u herosów to normalne. Moje nadzieję, że niezauważony dostanę się do stołu nauczycielskiego legły w gruzach.
Nie zostało mi nic innego jak spiąć pośladki i ruszyć dalej. Gadka motywacyjna zawsze da radę.

-Wszystko w porządku panie Jackson?- zapytała z zdegustowaną miną różowa ropucha.

W odpowiedzi skinąłem głową z ironicznym uśmiechem, który jakoś przylepił się do mojej twarzy, gdy tylko ją zobaczyłem. Umbridge nie była zadowolona z braku mojej odpowiedzi. Wywnioskowałem, że chce wyciągnąć ze mnie informacje o przyczynie mojego obecnego stanu. Moje przypuszczenia sprawdziły się.

-Jeśli można zapytać panie Jackson to ja-

Odetchnąłem z ulgą, gdy jej wypowiedź została przerwana przez Dumbledora. Przypomniał on o zasadach obowiązujących w szkole, które najwidoczniej zostały złamane przez kogoś podczas mojej nieobecności. Po zakończeniu przemowy, unikałem Umbridge w każdy możliwy sposób. Tu spadł mi widelec tam z kimś musiałem zamienić słówko, a później ładowałem jedzenie. Moja przeciwniczka jednak też się nie poddawała. Uczniowie zaczynali opuszczać pomieszczenie. Mając już dość tej walki wstałem i poszedłem przygotować się do mojej pierwszej lekcji.

-Panie Jackson, jakbym mógł pana prosić o przyjście do mojego gabinetu jak skończy pan lekcje- poinformował mnie dyrektor zanim wyszedłem z sali.

-Jasne- odpowiedziałem, gdyż domyśliłem się czego będzie dotyczyć rozmowa.

W akompaniamencie szeptów szedłem do mojej sali lekcyjnej. Droga strasznie mi się dłużyła. Przygotowałem miejsce do ćwiczeń i wyciągnąłem skrzynię z wszelką bronią. Uniosłem pierwszy miecz, a na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. Nadgarstek nadal nie był w najlepszej kondycji. W takim stanie znaleźli mnie uczniowie wchodzący niepewnie do sali. Popatrzyli na mnie z lękiem i stanęli przy swoich miejscach.

-Panie profesorze co się panu stało?- zapytał jeden z nich po cichu.

To cud, że wytrzymali tak długo.

-Nic ważnego proszę się skupić na lekcji- zbeształem go.

Chłopak tylko spuścił głowę zawstydzony. Naprawdę polubiłem w jakimś stopniu tych uczniów, ale musiałem pewne sprawy zatrzymać w tajemnicy.
Zaczęliśmy lekcje. Dziś każdy ćwiczył wszelkiego rodzaju uniki. Nie byłem zbytnio w stanie pokazać im jak ma to wyglądać, więc musieli radzić sobie sami. Przechadzałem się tylko pomiędzy nimi pouczając niektórych. Gdy lekcja się skończyła wszyscy opuścili prawie natychmiastowo salę. Nie żeby mnie to dziwiło. Odbyłem jeszcze kilka, tak samo wyglądających zajęć. W każdej klasie doczekałem się przynajmniej 2 pytań odnośnie mojego stanu zdrowia. Każde z nich zbyłem jakiś niemrawym komentarzem. Po południu udałem się do gabinetu Dumbledora.

-Wszytsko w porządku z obozem?- zapytał siwobrody zaczynając nasze spotkanie.

-Niestety ponieśliśmy kilka ofiar, ale straty zawsze muszą być- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Dumbledore wyglądał jakby miał się kłócić, ale szybko przybrał swój dawny wyraz twarzy.

-Próbowałeś może pozbyć się tych ran magią?

-Tak, ale nie pomogło jak widać- powiedziałem po większym zastanowieniu. Nie wiedziałem do końca czemu. Może po prostu na półbogów nie działa.

-Jak wyglądają postępy uczniów?- zapytał Dumbledore chociaż ja doskonale wiedziałem, że monitoruje to na bieżąco.

-Jak na tak krótki okres czasu efekt jest nawet zadowalający. Przez rok ćwiczeń napewno nie osiągną perfekcji, ale będą mieli już wyćwiczoną rękę- odparłem zgodnie z prawdą.

Dyrektor tylko skinął głową i zadał kolejne pytania. Reszta spotkania przeminęła szybko. Wychodząc usłyszałem jeszcze ostrzeżenie dotyczące Pottera i jego przyjaciół. Są bardzo podejrzliwi, a nie można dopuścić do tego, żeby dowiedzieli się prawdy.

Pov: Harry Potter

Może się powtarzam, ale ten nauczyciel jest jeszcze bardziej podejrzany od Umbridge. O niej przynajmniej wiemy, że pracuje dla ministerstwa i jest wredna, a profesora Jacksona nie sposób nie lubić. Może chce nas tylko omamić. Zadręczam się tym przez całe dnie. Raz się śmieje, a potem morduje cię wzrokiem. Doskonale włada mieczem i samoobroną, a przychodzi jakiś pobity do szkoły. Coś tu nie trzyma się kupy. Hermiona i Ron mają już dość tego śledztwa, więc zostałem prawie sam. Może współpracuje z Voldemortem? Niemożliwe jest to, ponieważ Dumbledore by na to napewno nie pozwolił. Pozostało mi już tylko snuć na razie przypuszczenia na jego temat.

-Harry!- krzyknęła Hermiona pstrykając mi palcami przed oczami. Zamrugałem kilka razy.

-Ciagle zajmujesz sobie głowę tym. To nie ma sensu!- kontynuowała.

-Pamiętasz Quirrella czy Lockharta? Każdy z nich miał coś za uszami. Nie zamierzam dopuścić do tego, żeby ktoś został zraniony- odpowiedziałem z powagą.

Moja przyjaciółka najwyraźniej uważała, że nie przekona mnie do zmiany zdania, więc poszła do biblioteki, zaciągając z sobą Rona, który nie wyglądał na zadowolonego. Zostałem, więc ponownie sam. Po skończeniu posiłku poszedłem do Hagrida.

Percy Jackson w Hogwarcie :0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz