Rozdział 12

875 55 1
                                    

Do Hogwartu dostałem się pociągiem wraz z uczniami. Wszystkie przedziały były zajęte, więc odszukałem taki, w którym przynajmniej widziałem znajome twarze. Dziwnie było siedzieć sobie tak z uczniami, ale byliśmy w zbliżonym wieku, więc nie wiedziałem problemu. Wkrótce do przedziału weszły dwie osoby. Nowi prefekci czyli oczywiście Ron i Hermiona. Wydawali się być zaszokowani moim widokiem, ale szybko opanowali się. Tak, więc miałem nadzieję na spokojną podróż bez potworów. Takie już moje szczęście, że jak o tym pomyślałem to dobiegł nas cichy warkot gdzieś z głębi pociągu. Miałem dziwne przeczucie. Wstałem, więc i poszedłem to sprawdzić jak na nauczyciela przystało, mówiąc wcześniej towarzyszom, aby się nie ruszali z miejsc. Szedłem ostrożnie do przodu. Nic niezwykłego nie widziałem. Tylko kilka osób wysuwało głowy z przedziałów próbując odgadnąć przyczynę dziwnych dźwięków. Gdy nic nie zobaczyli, chowali głowy wracając do rozmów. Gdy byłem w części, gdzie uczniowie nie zaglądali, dostrzegłem sprawców, a dokładniej sprawczynie. Empuzy chyba rozmyślały nad jakąś taktyką złapania młodego ucznia w toalecie. Niezbyt fajne warunki do jedzenia.

-Kelli dawno cię nie widziałem!- posłałem jej jeden z moich sławnych uśmiechów. Ten akurat był skierowany tylko do potworów.

Obie odwróciły głowę w moją stronę szczerząc kły.

-Możecie trochę ciszej? No wiecie straszycie mi uczniów- zaryzykowałem stwierdzeniem.

W odpowiedzi dostałem głośne prychnięcie. Tammi rzuciła się na mnie, a ja z łatwością wykonałem unik. Miałem już wbić jej orkan, gdy zdałem sobie sprawę, że go nawet nie wyciągnąłem. Już miałem to zrobić, ale było za późno. Wbiła ona swoje szpony w moje ramię. Poczułem piekący ból, ale przede wszystkim gniew. Jakieś dwa upiorki nie będę mi niszczyły misji. Szybko odkręciłem miecz i zamachnąłem się na jedną z nich, która rozsypała się w proch. Druga uskoczyła przed moim ciosem, ale i tak ostatecznie podzieliła losy swojej towarzyszki nie wyrządzając mi żadnej krzywdy.

-Do zobaczenia!- powiedziałem, wiedząc, że już tego nie słyszą.

Ruszyłem do lustra i zobaczyłem, że nie ma źle. Polałem swoją ranę wodą co złagodziło ból. Moja czarna bluza jednak nie miała tyle szczęścia. Na ramieniu można było zobaczyć ślady. Było jednak nie najcieplej, więc i tak ją założyłem. Usiadłem ponownie w przedziale, zbywając niepotrzebne pytania machnięciem ręki. Przyszedł idealny czas na drzemkę.
Zbudziła mnie głośna rozmowa. Nieprzytomnie rozjerzałem się po przedziale.

-Już jesteśmy panie profesorze- rzekła Hermiona.

-Dziękuję za wspólną podróż, mam nadzieję, że widzimy się na lekcji!- rzuciłem mieszając się w tłum.

Po chwili sobie przypomniałem, że mam mieć oko na Harry'ego, więc wlokłem się na samym tyle. Na szczęście wszyscy dotarli do zamku cali.

Dni mijały o dziwo spokojnie. Czułem jednak, że coś się szykowało. Gdy wracałem korytarzem natknąłem się na niezłe widowisko. Wyraźnie zaskoczone złote trio, jakaś dziewczyna i profesor McGonagall szli w stronę dormitorium Gryffindoru.

-Ahh profesorze Jackson mogę prosić na słówko później?- zagadnęła mnie kobieta.

-Jasne pani profesor- odpowiedziałem wyraźnie zdziwiony. - Czy coś się stało?- zapytałem.

Profesor McGonagall pokazała znacząco na uczniów, którzy także zrozumieli aluzje. Szliśmy tak w ciszy dopóki nie dotarliśmy do miejsca docelowego. Gdy uczniowie zniknęli z naszego punktu widzenia starsza czarownica zaprowadziła mnie do swojego gabinetu i wyjaśniła sprawę zniknięcia Dumbledora.

-Ministerstwo będzie teraz w pełni kontrolowało Hogwart. Musimy się przygotować- powiedziała szorstkim głosem.

Rozmawiałem z Dumbledorem na temat jego ewentualnego zniknięcia, więc mniej więcej rozumiałem powagę sytuacji.

-Jeszcze jedno... Dumbledore pokłada w tobie wielkie nadzieję. Nie wiem o co chodzi, bo nie znam jego wszystkich planów, ale mam nadzieję, że wiesz co robisz. Zależy mi przede wszystkim na bezpieczeństwie uczniów.

-Rozumiem, zrobię co w mojej mocy, żeby te bezpieczeństwo uczniom zapewnić.

Pożegnaliśmy się w ciszy i ruszyliśmy w inne strony. Szedłem zamyślony i nie zauważyłem jak wpadłem na kogoś.

-Dzień dobry profesorze!- odpowiedzieli równo Fred i George.

Typowi bracia Stoll. Nie wróżyło to nic dobrego.

-Co kombinujecie?- spytałem ich podejrzliwie.

Wymienili ze sobą uśmiechy. Tak jakby porozumiewali się telepatycznie. Zaczynałem się bać.

-Wkrótce wszystko się wyjaśni- powiedzieli z tajemniczymi uśmiechami i ruszyli przed siebie.

To było dziwne. Obróciłem się za nimi, ale oni dalej szli spokojnie. Wzruszyłem ramionami mając dziwne przeczucia. Reszta tego dnia minęła spokojnie. Kilka razy tylko widziałem urzędników ministerstwa magii, krążących po zamku. Gdy wybiła godzina kolacji zszedłem na dół wśród tłumu uczniów. Usiadłem na tradycyjnym miejscu obok Snape i zacząłem z nim rozmowę. Umbridge, która zajęła miejsce Dumbledora zaczęła coś ogłaszać. Wieść o zniknięciu dyrektora zaczęła się rozprzestrzeniać w tempie błyskawicznym. Szczerze to nie pamiętam co ta stuknięta nauczycielka mówiła. Skupiłem się głównie na rozmowie z Severusem i jedzeniu. Wreszcie podali coś niebieskiego! Po posiłku wróciłem do pokoju. Zasypiając, nawiedziła mnie myśl, że czasy, w których Umbridge będzie prowadziła szkołę niedobrze wróżą.



Percy Jackson w Hogwarcie :0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz