Rozdział 5

1K 49 3
                                    

CIĄG DALSZY I OSTATNI SPOJLERÓW DO APOLLO I BOSKIE PRÓBY

Prawie nic nie spałem. Od razu po zadzwonieniu budzika wstałem i wziąłem prysznic. Po szybkim ogarnięciu i ubraniu obozowej koszulki ruszyłem. Gdy zobaczyłem swoje odbicie w lustrze przeraziłem się. Nic nie pomogło na moje wory pod oczami, a o układaniu włosów nawet nie chciało mi się myśleć. Wszystko było mi już jedno. Wyszedłem z pokoju. Wisiorek z obozu zawsze miałem przy sobie tak samo jak orkan, więc niczego nie musiałem zabierać. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Jedyne na co miałem teraz ochotę to zakopać się pod kołdrę, ale było coś ważniejszego.

Wszedłem do sali powolnym krokiem. Uczniowie nawet nie silili się na dyskrecje. Szepty było słychać wyraźnie. Gdzieś usłyszałem o tym jak koszmarnie wyglądam. Grymas wdarł się na moje usta. Dzięki.

Skierowałem się do siedzenia Dumbledora i od razu czułem na sobie palące spojrzenie Harry'ego Pottera. W ciszy wyjaśniłem mu, że muszę na jeden dzień wrócić do obozu. Nie zamierzałem mu się zwierzać z osobistych spraw. To nie miało sensu i powodzenia. Dumbledore zgodził się, więc zwinąłem tylko jabłko ze stołu u ruszyłem do wyjścia.

Pov: Harry Potter
SUPRISE YBSNSHSJKS

Ten nauczyciel od początku wydawał mi się podejrzany. Nowy przedmiot... Kto to w ogóle wymyślił. Niemal umarłem podczas pierwszego treningu na dworze. Czy on chce nas zabić? Rozmawiałem już na ten temat z Ronem i Hermioną. Też są trochę podejrzliwi, ale oprócz tego to nic ich nie interesuje. Zdecydowali, ze muszą skupić się na nauce. Tak RON też tak powiedział. Więc zostałem z tym chwilowo sam. Musiałem odkryć kim był ten nauczyciel. Jasne nie był taki zły jak Snape czy Umbridge, ale coś mi w nim nie pasowało. Jeszcze dzisiaj jak zjawił się na śniadaniu, wyglądał jak duch. Jakby co najmniej całą noc zakuwał do historii. Nie, on wyglądał jeszcze gorzej.

-Harry za bardzo się tym przejmujesz!- powiedziała Hermiona.

Siedzieliśmy przy stole Gryffindoru i rozmawialiśmy o chwile wcześniej mającej miejsce sytuacji.

-Hermiono! Naprawdę coś tu jest nie tak- odpowiedziałem z irytacją.

-Stary my...ę, że Her... ona ma racje- powiedział Ron wkładając sobie kanapkę do buzi.

-I ty Ron przeciwko mnie! Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar odkryć co się tu dzieje- wyznałem wstając od stołu.

Atmosfera zrobiła się trochę napięta, dlatego właśnie postanowiłem się ulotnić. Pierwsze zajęcia zaczynały się za dwie godziny i były prowadzone przez Umbridge. Nienawidziłem jej. Od samego początku większość jej obelg była kierowana pod moim adresem. Kłóciłem się z nią przez pół lekcji za co zarobiłem sobie szlaban. Świetnie.

Rozmyślając dalej udałem się biblioteki. Nie bywam tu za często, ale miałem plan. Zacząłem od szukania różnego rodzaju kronik i zapisów uczniów Hogwartu we wcześniejszych latach. Nic nie znalazłem, a szukałem bardzo głęboko. Żaden Jackson, lub pani Jackson nie uczęszczała do tej szkoły od 100 lat. Brak tropów, ale nie zamierzałem się poddać. Przyda mi się peleryna niewidka. Może nie teraz, ale na pewno wypróbuje ją jak profesor zjawi się ponownie w szkole. Nic więcej nie myśląc na ten temat odłożyłem wszelkie książki i ruszyłem do sali lekcyjnej.

Pov: Percy

Może niezbyt trafne spostrzeżenie, ale przypomniał mi się mój "pogrzeb". Wszyscy stali nieruchomo łkając w rękawy. Piper wyglądała najgorzej. Ich relacje trochę się pogorszyły od wojny z Gają. Leo właśnie skończył swoje przemówienie nie używając ani jednego żartu. Miałem ogromną nadzieję, że zaraz wyleci tu gdzieś mój przyjaciel, żywy. Moja nadzieje zostały pogrzebane natychmiast. Kilka łez, pustych spojrzeń i już większość wyruszyła do innych zadań. "Musieli być twardzi" ale za jaką cenę?

-Brakuje mi go- powiedziała cicho Piper gdy zostaliśmy sami z siódemką.

-Nam też Piper, nam też...- próbował uratować sytuację Frank.

-Nawet się z nim nie pogodziłam- rzekła z wyczuwalnym bólem w głosie.

-Piper nie miałaś na to wpływu. Jestem pewna, że jest teraz szczęśliwi i będzie czekał na ciebie- mówiła Hazel gładząc jej plecy.

Staliśmy tak kilka minut. Co chwile głęboką ciszę przerywał urwany szloch. Dopiero teraz dostrzegłem stojącego nieopodal lasu Lestera czyli Apolla. Wbrew mojej woli na moje usta wdarł się grymas. Nie chciałem tego. Jason by tego nie chciał. Pokiwałem mu tylko głową, na co on smutno się uśmiechnął.

Razem skierowaliśmy się w stronę jadalnego pawilonu. Świecił pustkami o tej porze. Usiedliśmy razem przy głównym stole wybierając dania. Wziąłem niebieskie naleśniki. Tęskniłem za nimi i to bardzo. Inni podziobali tylko swoje dania składając je wcześniej w ofierze. Tylko ja doceniłem te dobro jakim są niebieskie naleśniki i zjadłem wszystko na raz. Cisza stawała się coraz bardziej nieznośna. Po chwili rozeszliśmy się w swoich kierunkach. Patrzyłem z Annabeth jak Hazel i Frank idą na spacer, Nico idzie pomóc Willowi, a Piper i Leo obejmują się płacząc. Ten widok łamał mi serce. Ścisnąłem dłoń mojej dziewczyny chcąc upewnić się czy nie odpłynęła gdzieś.

-To straszne!- wykrzyknęła nagle Annabeth.

-Co? - odpowiedziałem jej głupio.

-Nie wiem jak pomóc Piper i Leo. Byli z Jasonem najbliżej i teraz go tak po prostu nie ma... - rzekła łamiącym się głosem.

-Tak naprawdę przygotowywali nas na to od początku. Kwestia czasu nim my się tam pojawimy- powiedziałem czując gulę w gardle.

-Nawet tak nie mów- szepnęła posyłając mi swoje słynne, mordercze spojrzenie.

-Szczerze, to nie tak wyobrażałem sobie nasze pierwsze spotkanie od rozpoczęcia roku szkolnego.

Annabeth przesunęła się tylko bliżej mnie, kładąc głowę na moim ramieniu.

-Awww

Jakaś córka Afrodyty zachichotała za naszymi plecami. Bogowie obstawiałbym, że jest to jakaś córka Hermesa. Nawet nie wiesz kiedy się do ciebie zbliżą.
Posłem dziewczynie mały uśmiech i siedzieliśmy tak w milczeniu.

...

Wszystkiego dobrego!!


Percy Jackson w Hogwarcie :0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz