Kolejna kłótnia moja i Tylera za mną. Tym razem o nasza kochaną i nie winną Caroline. Od kilku dni próbuje z nim spędzić jak kolwiek czas, a on zajęty jest nią. Wygarnęłam mu, że to co robi nie jest w porządku, a on stwierdził, że przesadzam i jestem zbyt bardzo przejęta całą sytuacją. No tak, dziewczyna boi się, że dziewczyna, której pomogła zabierze jej chłopaka-norma. Stefan jest zamknięty z Katherine w grobowcu, idiota. Nie mam slów do niego, ani do Damona. Aktualnie poszedł do Stefana dać mu kilka rzeczy, a Elena została zamknięta w domu, wiec nie miałam co robić. Użalałam się nad sobą w swoim pokoju, aż nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam szybko na dół, aby spojrzeć któż to, i zdziwiłam się.
-James?! Miałeś mi dać spokój.-Warknęłam stojąc w progu drzwi.
-Wiem, że masz kogoś innego i nie wrócimy do siebie.-Parsknęłam śmiechem na jego zdanie.-Ale chciałbym się z tobą pogodzić.-zesztywniałam, ale z drugiej strony mogłam dopiec Tylerowi. Uśmiechnęłam się blado, aby wiedział, że nie mam już wyrzutów za to co się stało, przecież było to 146 lat temu. Mam już kogoś innego, on ma Katherine, więc sprawa załatwiona.
-W porządku.-Westchnęłam.-Nie jestem już zła.-Powiedziałam poprawiając włosy, a on złapał mnie za rękę uważnie przyglądając się mojemu pierścienowi słonecznemu, który kiedyś był pierścionkiem zaręczynowym od Jamesa. Jego kąciki ust przez sekundę były trochę wyżej. Najwyraźniej ucieszył go widok, ze mam ten skarb.
-Masz go dalej?-Spytał już trochę poważniejszym tonem, a ja łagodnie się uśmiechnęłam.
-Oczywiście.-Spojrzałam na pierścień.-prezentów się nie wyrzuca.-Dodałam. Chłopak na mnie spojrzał, czułam to. Jednakże ja postanowiłam nie spoglądać w jego oczy. Dalej stojąc w progu zaproponowałam wejście do środka i szklankę krwi. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy opowiadać co się u nas działo, gdy się nie widzieliśmy. Ja mówiłam, że wyprowadziłam się do Bułgarii ponieważ jestem rozpruwaczem, a on mówił, że wyjechał do Londynu, aby odsapnąć i ponoć tam zamieszkał z Katherine. Jednak go wykorzystała. Na to zdanie, aż się zaśmiałam. Rozmawialiśmy długo, dopóki nie przypomniałam sobie, że dziś pełnia, szlak. Powiedziałam mu, aby poszedł do domu i dokończymy naszą rozmowę kiedy indziej, krotko mówiąc-spławiłam go. Sama po chwili wyjścia chłopaka ubrałam się i wyszlam do Tylera.
Gdy zajechałam do jego domu, Carol powiedziała, że pojechał gdzieś z uwaga, Caroline! Świetnie. Poczułam się wtedy odrzucona i moja twarz wyrażała więcej niż tysiac słów. Kiedy spytałam się gdzie, nie znała odpowiedzi. Podziękowałam jej za informację i wróciłam do domu znaleźć ich przez zaklęcie lokalizujące. Wzięłam koszulkę Tylera, która miałam w pokoju i zaczęłam ich szukać. W końcu w mojej głowie ujawnił się obraz, i słyszałam co mówią.
-A jak z Tamara?-Spytała Blonydnka.
-Nie mogę na nią liczyć.-Powiedział spokojnym tonem.
-Mhm.-Mruknela.-Ale masz mnie.-Szepnęła, a ja zdałam sobie sprawę, że mój związek z Tylerem jest zagrożony lalką Barbie. Byli w piwnicy Lockwood'ów, a widok który zobaczyłam przeraził mnie. Tyler zaczął się rozbierać, a ona niby się odwróciła, ale jednak patrzyła. Tyler jedynie się lekko zaśmiał, co mnie zaskoczyło, ponieważ mógł jej powiedzieć, żeby się odwaliła.
Usiadłam na kanapie dalej myśląc o słowach dziewczyny. Rozumiem, że się przyjaźnią, ale nie podoba mi się jej stosunek do niego. Jak można powiedzieć, że nie może na mnie liczyć. Przecież zawsze koło niego jestem. Nawet nie zauważyłam kiedy, a z mojego lewego oka popłynęła łza. Byłam zbyt zdenerowana, aby teraz gdziekolwiek iść, więc wyłączyłam telefon i poszłam do siebie na górę szukając jakiegokolwiek zajęcia zapominając o tym co właśnie usłyszałam. Nie chciałam pakować się dzisiaj w żadne kamienie księżycowe i amulety. Chciałam pożyć normlanie, jednak nie da się akurat w tym mieście.