rozdział 25

5.4K 112 71
                                    

Alissa pov's

—Dziękuję. — odpowiedziałam i złapałam go za kark przybliżając go do pocałunku. — Ale poczekaj, dlaczego niby mi zabraniasz palić papierosów? — spojrzałam na chłopaka i podniosłam jedną brew. Tak naprawdę, wiedziałam, że się martwi o moje zdrowie i tak dalej, ale jak przykładowo zacznę codziennie wrzucać zdjęcie na instagrama, tego też mi zabroni? No do cholery.

—Martwię się o ciebie i twoje zdrowie — posłał mi znaczące spojrzenie i musnął moje wargi swoimi. Delikatne wargi chłopaka ocierały się o moje, jednak żadne z nas nie złączyło ich w pocałunek. — nie znajdę drugiej takiej jak ty, jesteś jedyną, która w ostatnim czasie mnie bardzo zainteresowała, a uwierz, takich było mało. — otarł znów wargami o moje.

Zamknęłam oczy czując narastający ból głowy, to od tego pieprzonego alkoholu. Zdecydowanie za dużo wypiłam. Co nie podobało mi się wcale, tak samo blondynowi.
Kiedy tylko je otworzyłam, chłopak wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.

—Coś się stało? — zapytał i przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze. — mogę cię odwieźć do tego akademika, jeśli tylko poprosisz, lub przenocujesz u mojego kolegi, u którego właśnie się zatrzymałem. — skinęłam głową i chwyciłam rękę blondyna.

Zaprowadził mnie do jakiegoś srebrnego auta, przypominało jego, ale byłam pewna, że to nie było jego auto. Pachniało... inaczej.

Usiadłam na miejscu pasażera, a on za kierownicą. Zapieliśmy pasy, a ja jeszcze się rozejrzałam. Odpalił silnik i wyjechał z parkingu. Skarciłam się w myślach, za to, że nie wspomniałam słowem Gabriel'owi gdzie się wybieram, a nie chcę żeby się o mnie martwił. Lecz na moje nieszczęście, telefon mi padł, więc nie zadzwonię ani nie napiszę do bruneta. Ewentualnie wezmę telefon Michael'a.

—O czym ty tak myślisz? — zachichotał i skręcił w jakąś ulicę. Tej części Chicago jeszcze nie widziałam, i nie mówię, nie była to żadna patologiczna dzielnica, na której byli tylko sami pijacy bądź narkomani. Byli tam normalni ludzie, co prawda przez godzinę było ich odrobinę mniej, ale nie przejmowałam się tym, ponieważ blondyn nie zrobi mi krzywdy, ufam mu. — Ziemia do Aliss'y Smith, aka mojej dziewczyny. — uśmiechnął się i spojrzał na mnie przelotnie.

—Tak, słucham. Mhm, przyjęłam — droczyłam się z nim na co parsknęliśmy gromkim śmiechem. Jego śmiech, głos, uśmiech był cudowny. Taki inny, odstający od reszty, idealny.

Mój wzrok padł na obraz za oknem. Co prawda nie była to jakaś 24, ale 22. Ciemność powoli zajmowała większość dnia. Uśmiechnęłam się, bo widziałam pełno domów, takich małych,  jednopiętrowych z ogródkiem, które oświetlały jasne lampy. Niektóre były z czarnej cegły, niektóre ze zwykłej, a jeszcze inne całkiem białej niczym śnieg. Bardzo ładna okolica, niestety przez późną godzinę, prawie nikogo nie było widać, prócz aut i siedzących w nich kierowców. Czasem nawet pasażerów.

Odwróciłam wzrok i spojrzałam na chłopaka, kierował w moim kierunku swoją dużą dłoń chcąc umiejscowić ją na mojej nodze. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, kiedy przypomniała mi się pewna sytuacja.

Ja i on w jednym aucie, którzy jechali prosto do mojego brata. Głośna muzyka i on, chcąc mnie powstrzymać, aby przestała grać, złapał mnie za nogę i zaciskał na niej swoje długie palce.

Położył swoją dłoń na moim udzie i lekko je ścisnął. Zgryzłam dolną wargę powstrzymując uśmiech, a on na mnie przelotnie spojrzał.

—Nie pamiętasz, co mówiłem? — zaśmiał się lekko i dłonią sunął w górę mojego uda. — nie zgryzaj wargi, kiedy chcesz się uśmiechnąć. A przynajmniej nie przy mnie. — zacisnął na moim udzie palce i się uśmiechnął triumfalnie.

Przyjaciel przyszywanego brata 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz