Harry mruknął pod nosem kiedy usłyszał dźwięk, który zakłócał mu sen. I tak wydawało mu się, że nie spał zbyt długo, ponieważ tym razem uspokojenie się nie było takie proste. Po dwóch godzinach szlochania w poduszkę, w końcu udało mu się odlecieć. Teraz jednak głośny huk, który go wybudził, sprawił że Harry usiadł na łóżku i głośno westchnął. Czuł, że teraz tak łatwo nie zaśnie.
Swoją drogą, jeśli chodziło o bliżej niezidentyfikowany dźwięk, jakoś tym się nie przejmował. Jeśli był to jakiś złodziej lub morderca, z przyjemnością jeszcze otworzy mu swoje drzwi do sypialni, aby go zabił czy coś. Przynajmniej sam nie będzie musiał tego robić.
Rozglądał się po swoim pokoju i swój wzrok zatrzymał na zegarku stojącym na szafce, który wskazywał godzinę pierwszą w nocy. Jęknął przeciągle zdając sobie sprawę, że nie była to zbyt dobra godzina na to, aby nie spać. Położył się na boku i przymknął oczy, modląc się w myślach, aby choć na chwile zasnąć. Ta pozycja jednak okazała się niezbyt wygodna, więc przekręcił się na swoją lewą stronę, co także okazało się porażką. W końcu wylądował na plecach, a swój wzrok wlepił w sufit, na którym dojrzał małą plamkę, a dookoła niej kształt jakby podeszwy od buta. Dałby sobie rękę uciąć, że był to ślad vans'a.
Warknął pod nosem, kiedy zmęczenie już kompletnie z niego wyparowało, a on nie miał bladego pojęcia co mógłby zrobić ze sobą o tej godzinie.
Najlepszym pomysłem było urządzenie sobie wycieczki po domu i skończenie w salonie na oglądaniu telewizji. Wstał powoli z łóżka i wciągnął na stopy swoje kapcie w kształcie piesków. To był prezent od Camerona na jego dwudzieste piąte urodziny. Wprawdzie były to ich ostatnie wspólne urodziny bruneta.
Szurał nogami po podłodze kierując się w stronę salonu. Jednak, aby tam dojść musiał pokonać dość długi korytarz. Wzrok miał wlepiony przed siebie, a oczy delikatnie przymknięte. Kiedy miał już wchodzić do pomieszczenia z kanapą na samym jego środku, coś przykuło jego uwagę. Cofnął się dwa kroki do tyłu i zatrzymał.
Drzwi, które wcześniej były zamknięte na klucz... były uchylone. Bez dłuższego zastanowienia popchnął drewnianą powłokę i wszedł do środka. Jak wcześniej mógł myśleć, że znajduje się tu coś ciekawego, tak teraz już wiedział, że pokój był praktycznie pusty. Po lewej stronie stało łóżko bez materaca, obok stał fotel i szafa, a w prawym rogu coś nakrytego białym i zakurzonym prześcieradłem.
Przeszedł się po pokoju starając się nie dotknąć niczego, bo widział jaką warstwą kurzu pokryte były meble. Stwierdził, że przyjdzie tu jeszcze w dzień i postara się jakoś ogarnąć to pomieszczenie, może mu się do czegoś przyda i jakoś je zagospodaruje.
Już miał zamiar wychodzić, kiedy usłyszał za plecami pukanie, jakby ktoś uderzał delikatnie w szkło. Zmarszczył brwi i odwrócił się powoli. Spojrzał w małe okno, które znajdowało się w tym pomieszczeniu jednak nie zauważył tam nikogo. Wzruszył ramionami i ponownie skierował się do wyjścia. Tym razem uderzanie było głośniejsze. Znów rozejrzał się po pokoju i czekał, aby następnym razem móc dojść do tego, skąd ten odgłos się wydobywa. Nie musiał zbyt długo czekać, bo dosłownie po chwili usłyszał kolejne pukanie. Teraz już wiedział, że dźwięk dochodził z przedmiotu przykrytego prześcieradłem. Wolnym krokiem podszedł w tamto miejsce i złapał za róg białego materiału. Kiedy miał je już ściągać coś puknęło jeszcze raz, sprawiając że wystraszony Harry aż podskoczył w miejscu. Pokręcił głową i odetchnął głośno znów łapiąc za prześcieradło. Ostrożnie pociągnął je w dół i wypuścił z dłoni, kiedy przed nim ukazało się pięknie zdobione złotą ramą lustro.
Stał wpatrując się w swoje odbicie marszcząc przy tym brwi. Przyglądał się sobie przez krótki czas i kiedy zbliżył się do lustra krzyknął głośno. To nie był on. Do cholery to nie było jego odbicie.
— Cholera w końcu ktoś się nade mną zlitował! — usłyszał miły dla ucha głos dochodzący z lustra, a później głośne westchnięcie z wyczuwalną w nim ulgą — Nawet nie wiesz jak długo czekałem aż ktoś odsłoni to pieprzone lustro. Spędziłem tu chyba wieki!
— Kim jesteś? — mówił trzęsącym głosem się Harry. Nawet nie spoglądał w tamtą stronę. Stał z zasłoniętymi oczami i nie zamierzał ich za nic w świecie odsłonić.
— Mam na imię Louis. Miło mi cię poznać Harry. Podałbym ci rękę ale zbytnio nie mogę. Jesteś po drugiej stronie lustra. — Harry mógł przysiąc, że usłyszał właśnie jeden z najbardziej uroczych śmiechów na świecie. Pomijając oczywiście ten Camerona.
— Co ty robisz w tym cholernym lustrze? — zapytał patrząc ostrożnie przez palce na niebieskookiego mężczyznę.
— Powiem ci kiedy indziej jeśli nie masz nic przeciwko. Dziś nie mam zbyt dużo czasu na rozmowę. — westchnął smutno — Spotkajmy się tutaj jutro, o tej samej godzinie, ale proszę... zasłoń lustro dopóki tu nie wrócisz. Pierwsza trzydzieści dwa, wtedy będziesz mógł je odsłonić, dobrze? — Harry przytaknął już całkowicie odsłaniając swoje oczy. Szatyn uśmiechnął się do niego i pomachał. Jego sylwetka zniknęła, w zamian zostawiając po sobie płatki róż upadające na podłogę przed stopami Harry'ego.
Harry odrywając wzrok od czerwonych płatków, spojrzał z powrotem w lustro, gdzie teraz widział już samego siebie. Złapał prędko za prześcieradło i zakrył nim pozłacany przedmiot.
Chyba zdecydowanie powinien pójść spać, bo zaczyna mieć jakieś halucynacje. Odwiedzi to miejsce jutro, miał zamiar przekonać się czy to mu się przyśniło. Nie miał już ochoty na dalszy spacer, a zmęczenie uderzyło w niego gwałtownie. Zamknął za sobą drzwi od tajemniczego pokoju i wrócił do swojej sypialni. Od razu padł na łóżko i zasnął.
>~<
Poznaliśmy naszego duszka! Czekajcie na kolejny, który możliwe że wpadnie jeszcze dziś! Miłego dnia!! <3
CZYTASZ
Ghost of you/ larry
FanfictionHarry stracił narzeczonego, który przegrał walkę z rakiem. Zdruzgotany śmiercią Camerona Scotta i przytłoczony żałobą, powracając do rzeczywistości przybrał maskę złudnie szczęśliwego człowieka, który sam powoli rozpadał się od środka. Mówiąc, że ws...