Tym razem Harry czekał aż na zegarku wybije 1:32. Nie wiedział dlaczego, po prostu chciał porozmawiać z Louisem. Wtedy nie czuł się tak samotnie. Nadal nie wiedział co szatyn robi w tym lustrze, ale zamierzał się tego dziś dowiedzieć. Swoją drogą chciał też go przeprosić za swój ostatni wybuch. Nie uważał, że był dla niego aż tak bardzo nie miły, jednak nie ukrywając – trochę zbyt agresywnie wyraził się w jego stronę.
Kiedy za zegarku pojawiły się wyczekiwane przez niego liczby jak poparzony wyszedł spod kołdry i biegiem ruszył w stronę pokoju, którego drzwi były już dla niego lekko otwarte. Jednym ruchem ręki zrzucił biały materiał i usiadł przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie w oczekiwaniu na niebieskookiego szatyna.
Kiedy ten się nie pojawiał, Harry przez chwilę zwątpił w ogóle w jego istnienie. Może był na tyle zdesperowany utratą swojego narzeczonego, że doszedł do momentu gdzie wymyśla sobie towarzyszy do rozmowy? Już gotowy do podniesienia się z podłogi został zatrzymany przez głośny śmiech. Ponownie usadowił się na ziemi spoglądał w taflę lustra, w której pojawił się roześmiany Louis.
— Cześć Louis. — odezwał się Harry chcąc, aby szatyn go zauważył — Uhm, heeeej? — pomachał żeby zwrócić na siebie uwagę mężczyzny — No ej, czy to lustro jest jakieś wygłuszające, że mnie nie słychać? — mówił głośniej zbliżając się twarzą do przedmiotu.
— Nie, nie jest i w tym momencie tego żałuje. — mężczyzna zakrył uszy patrząc się z wyrzutem na bruneta — Nie widzisz, że cię ignoruje?
— Niepotrzebnie tu przyszedłem. — stwierdził z rozczarowaniem Harry zbierając się do wyjścia. Jego broda zadrżała, a on przygryzł wargę. Jeszcze tylko brakowało, aby się rozpłakał.
— Przepraszam, zostań. — próbował go zatrzymać, co końcowo okazało się sukcesem, bo Styles wrócił na swoje miejsce — Co cię tu dziś sprowadza? — zagadał.
— Chciałem cię przeprosić za wczoraj? Miałem trochę gorszy moment...
— Nie przepraszaj. Rozumiem cię.
I brzmiało to jakby naprawdę rozumiał. Wyraz jego twarzy wyglądał tak jakby sam to kiedyś przeżył i widząc ten delikatny uśmiech na twarzy Louisa, Harry wiedział, że jest to osoba, która zrozumie go w pełni.
— Kim jesteś? — odezwał się brunet po chwili ciszy.
— Jestem Louis. — Harry wywrócił oczami i oparł czoło o swoją dłoń.
— Naprawdę Sherlocku? To już wiem, mam na myśli... — gestem ręki okrążył całą sylwetkę szatyna, który wydał z siebie głośne „Aaaaaaaa" w akcie zrozumienia.
— Jestem martwy. — wzruszył ramionami jakby mówił o dzisiejszej pogodzie.
— Och.
W sumie czego mógłby się spodziewać? Że za lustrem tak naprawdę znajduje się drugi pokój, w którym mężczyzna przesiaduje? Albo, że jest to jakiś portal przez który się widzą? Chociaż... duch? Faktycznie słyszał, że duchy mogą zostać uwięzione w lustrach ale to jedynie w wypadku kiedy...
— Umarłeś tutaj? — wskazał palcem na podłogę mając na myśli ten pokój.
— Popełniłem samobójstwo, tak. — przytaknął Louis niepewnie się uśmiechając.
— Dlatego jesteś uwięziony w lustrze?
— To trochę bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Teraz ty opowiedz coś o sobie! — zachęcał. Harry w sumie nie wiedział co miałby mu powiedzieć. Nie był zbyt ciekawą osobą.
— Nie wiem co miałbym ci powiedzieć. — wzruszył ramionami.
— No dawaj! Na pewno coś masz.
— Wiesz, ostatnie kilka lat mojego życia spędziłem jedynie z moim chłopakiem, więc o nim mógłbym opowiadać bez końca. — stwierdził — Ja ostatnio tylko siedzę i płacze.
— Ta słyszę. — mruknął pod nosem.
— Co?
— Nic. Mów dalej.
— Nie mam pojęcia co mówić. Po prostu czuje się źle, samotnie. To tyle. — wzruszył ramionami łapiąc w dłonie płatki róż — Dlaczego róże?
— To moje ulubione kwiaty. — powiedział Louis uśmiechając się delikatnie — Znaczyły dla mnie wiele.
— Rozumiem. — przytaknął podnosząc wzrok na szatyna, który śledził każdy jego ruch — Możesz wyjść z tego... no lustra?
— Wydaje mi się, że tak ale nie mam pojęcia jak.
— A, no dobrze. Próbowałeś kiedyś?
— Jak mogłem próbować skoro od dwóch lat to lustro jest zasłonięte? — prychnął.
— Faktycznie, przepraszam nie pomyślałem. — nie wiedział o czym miał rozmawiać z duchem. Szczerze nawet zapomniał, że Louis nim jest. Rozmawiało się z nim jak z normalnym człowiekiem, więc ta różnica, że serce Harry'ego wciąż bije, a to należące do szatyna już niezbyt – była wręcz niezauważalna.
— Zaraz będę musiał uciekać. — odezwał się Louis z wyraźnym rozczarowaniem w głosie.
— Och. — nawet jeśli ich konwersacja teraz wydawała się trochę sztywna, Harry'emu zrobiło się trochę przykro.
Teraz znów przez kolejne dwadzieścia cztery godziny będzie samotny. Znów będzie płakał, znów będzie myślał zbyt dużo. Znów będzie chciał sobie coś zrobić.
— Wybacz Harry, gdybym tylko mógł...
— Nie, spokojnie Lou. Przyjdę tu jutro i też pogadamy jeśli nie masz nic przeciwko... — spojrzał na niego z nadzieja w oczach.
— Oczywiście, że nie mam! — Louis zadowolony aż podskoczył w miejscu — Do tego czasu... zaproś do siebie Zayna, Liama i małą Rose... abyś nie czuł się samotnie. Rozmawiaj z nimi. Są niesamowici. — posłał mu szczery uśmiech — Do zobaczenia. — Harry odmachał chłopakowi i od razu zakrył lustro prześcieradłem kiedy sylwetka szatyna zniknęła sprzed jego oczu.
Wychodząc z pokoju zatrzymał się na chwile wracając wzrokiem do przedmiotu, w którym widział Louisa.
Skąd on znał jego sąsiadów?
>~<
Czekajcie cierpliwie.
CZYTASZ
Ghost of you/ larry
FanfictionHarry stracił narzeczonego, który przegrał walkę z rakiem. Zdruzgotany śmiercią Camerona Scotta i przytłoczony żałobą, powracając do rzeczywistości przybrał maskę złudnie szczęśliwego człowieka, który sam powoli rozpadał się od środka. Mówiąc, że ws...