21

884 92 107
                                    



— Lou! Lou chodź tutaj! — brunet stał przed lustrem oczekując szatyna, który wyjątkowo się dziś spóźniał.

Tak bardzo chciał podziękować mężczyźnie za to co ten dla niego zrobił. Nie tylko za nakłonienie go do spotkania z Niallem ale także za wszystko w czym pomógł mu wcześniej.

Zdawał sobie sprawę, że zwyczajne podziękowania tu nie wystarczą, a Louis tym bardziej nie przyjmie od niego żadnego upominku. Znał szatyna na tyle, aby wiedzieć, że nie jest mu potrzebne żadne „dziękuję", a wystarczającym dla niego jest sama obecność i uśmiech na ustach Harry'ego.

Lecz nadal Styles uważał, że to zbyt mało.

Louis zasługiwał na gwiazdkę z nieba lub w ogóle na całe niebo.

W końcu kiedy Harry miał już dość czekania na Louisa i miał wracać do swojej sypialni, w lustrze pojawił się delikatnie uśmiechnięty szatyn.

— No wreszcie! — zaśmiał się brunet. Tomlinson pokręcił głową także się śmiejąc i usiadł na ziemi.

— Słucham cię Harry. O czym chcesz mi dziś opowiedzieć?

— Byłem na spotkaniu z Niallem. Chce odnowić ze mną kontakt! — mówił żywo gestykulując.

— Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę Harry. To wspaniałe. W końcu wracasz na prostą i zapominasz o tym toksycznym człowieku. — ucieszył się Louis.

Harry zamiast przytaknąć z uśmiechem znacząco przygasł. Nie wiedział czemu skoro sam ostatnio zdawał się godzić z tym, że Cameron wcale nie był tak wspaniały jak myślał.

Do jego głowy uderzyły wspomnienia kiedy to mężczyzna tłumaczył mu jak okropni są inni ludzie. Mówił mu, że za wszelką cenę chcą ich rozdzielić. Przekonywał Harry'ego, że tylko on jest właściwą osobą dla niego, a inni to tylko idioci, którzy zazdroszczą im tak wspaniałego związku i chcą go zniszczyć. Zdał sobie sprawę, że Louis od jakiegoś czasu przecież też mówi złe rzeczy o Cameronie. Może on też był zazdrosny? W końcu był martwy i nie mógł mieć nikogo, więc chciał, aby Harry poczuł się tak jak on. Samotny i niechciany. Ale przecież Harry był chciany, przez Camerona.

Teraz czuł obowiązek bronić swojego narzeczonego. W głębi duszy może i zdawał sobie sprawę, że nie powinien, ale słowa w końcu same zaczęły wypływać z jego ust.

— Nie mów tak o nim. Nie znasz go. Był przy mnie kiedy wszyscy inni mnie zostawili.

Louis zmarszczył brwi. Wszystko co zdążyli wypracować przez ten czas właśnie legło w gruzach. Przeliczył się. Harry wcale tego nie zrozumiał. To była jedynie chwila, w której zapomniał. Szatyn zdawał sobie sprawę, że powoli jego pomysły jak uświadomić Harry'ego o Cameronie - zwyczajnie się kończyły.

Wszystko zdawało się coraz trudniejsze. Szczególnie to, że Louis powoli zakochiwał się w chłopaku, który wciąż był zakochany w taniej iluzji miłości.

— Może i go nie znam, jednak to nie znaczy, że tego nie rozumiem. Uwierz mi, wiem coś na temat takich relacji. I to więcej niż może ci się wydawać. — zapewnił.

— Nie Louis. Ty nic nie wiesz. Może ci się tylko wydawać, a tak naprawdę znów zaczniesz mnie pouczać samemu nie będąc lepszym. — jego głos zaczął się trząść.

Louis przysunął się bliżej lustra i oparł o nie swoją dłoń. Harry starał się z tym walczyć. Widział to w jego oczach. Pewna jego część nie pozwalała przyjąć do świadomości, że to wszystko co uważał za miłość było tylko czymś wykreowanym przez Camerona. Harry nie widział w chłopaku wad. Wyidealizował go tak bardzo, że nie potrafił zauważyć co ten tak naprawdę z nim robi i jak nim manipuluje.

Ghost of you/ larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz