15

824 91 91
                                    

[możecie sobie włączyć piosenkę jak chcecie ;)]

Przez ostatnie dni Harry był bardzo szczęśliwy. Nie przypominał osoby, którą stał się w listopadzie. Uśmiechał się jeszcze więcej niż przez te kilka ostatnich lat, co wydawało się wręcz niemożliwe. To wszystko za pomocą szatyna, który mimo tego, że był martwy, potrafił rozpalić serce bruneta i nałożyć na jego usta szeroki i co najważniejsze – szczery uśmiech.

Louis poprzez ich bransoletki, bardzo często wysyłał Harry'emu zielone światełko. Jednak po rozpoczęciu nowego roku, ten kolor zmienił się na różowy. Za każdym razem kiedy Harry czuł wibracje na swojej ręce, a później widział światełko, które pojawiało się na małym ekranie opaski, w jego oczach pojawiała się iskierka, a twarz rozświetlała. Sam często przesyłał niebieskookiemu mignięcia. Jednak jego ulubionym zajęciem było udostępnianie mu swojego tętna kiedy zasypiał. Dzięki temu, przez następne półtorej godziny szatyn mógł czuć jak serce Harry'ego powoli uspokaja swój rytm, a brunet zapada w sen.

Po urodzinach Louisa, czas który jak dotąd według Harry'ego płynął normalnie – teraz przyspieszył. Zanim się obejrzał, na ścianie już wisiał nowy kalendarz, a na jego pierwszej kartce wyróżniała się nazwa pierwszego miesiąca roku. Data, której się tak cholernie bał nie wydawała się już tak odległa.

Od tego dnia, teraz już dzieliło go kilkanaście godzin. Razem z momentem kiedy zegar wybił godzinę 00:00, a na dacie w jego telefonie pojawił się 13 stycznia... on już wiedział co go czeka.

Pierwszym znakiem było to, że kiedy zadzwonił jego budzik przypominający mu o spotkaniu z Louisem, on czuł się bardziej zmęczony niż zwykle. Wcale nie cieszył się z tego, że zaraz zobaczy szatyna.

Zignorował swój humor i wolnym krokiem ruszył do pokoju, którego drzwi już były uchylone. Wszedł do środka i tak jak zawsze ściągnął prześcieradło z lustra. Odłożył je na bok i usiadł na zimnych panelach lekko się wzdrygając.

Louis chwilę później pojawił się w lustrze z szerokim uśmiechem na twarzy. Harry nawet nie uniósł na niego spojrzenia co sprawiło, że kąciki ust szatyna delikatnie opadły, jednak nie na tyle, aby uśmiech całkowicie zniknął.

— Cześć Hazz, wszystko w porządku? — w jego głosie słychać było zmartwienie. Harry zawsze witał się z nim uśmiechnięty, a szczęście wypływało z jego całego ciała.

Brunet nie odpowiedział. To jeszcze bardziej zaniepokoiło szatyna. Coś się działo, a on wiedział, że na pewno miało to związek z narzeczonym zielonookiego. Louisowi wydawało się to dziwne, że ta cała żałoba Harry'ego przeszła tak szybko. Tak się nie stało. Chłopak jedynie ją w sobie stłumił, a to było najgorszym co mógł zrobić. Louis wiedział... sam tak postąpił.

— Harry rozmawiaj ze mną. — starał się być stanowczy, jednak jego trzęsący się głos zwinnie mu to uniemożliwiał.

Zauważył jak młodszy nieznacznie kręci głową. Odwrócił twarz bokiem do Louisa i mocno zacisnął powieki. Po jego policzku spłynęła samotna łza, a szatyn miał ochotę wyjść z tego pieprzonego lustra i przytulić Harry'ego ciasno do siebie. Chciał ochronić go przed wszelkim złem świata i zabrać cały jego smutek na siebie.

— Skarbie... proszę powiedz co się dzieje. Rozmowa jest głównym kluczem do sukcesu, tak? Nie możesz trzymać tego w sobie bo ranisz się tym jeszcze bardziej. Proszę cię...

Louis poddawał się z każdym słowem, które odbijało się od Harry'ego niczym strzały od tarczy. Nie mógł jednak porzucić chłopaka bez pomocy.

— Harry... — szepnął opierając się dłońmi o lustro, aby być najbliżej bruneta jak to tylko możliwe.

Ghost of you/ larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz