Rozdział Czwarty: ,, Mama przyjechała ! ''

2K 95 8
                                    

Drogę do domu pokonaliśmy pieszo, w ciszy. Packie co chwilę próbował mnie rozbawić, jednak jego starania poszły na marne. Nie słuchałam go ani nie zwracałam na niego uwagi. Liczył się teraz tylko zespół The Bouy i jak na mnie zareagują. Czy nadal mnie pamiętają ? Pack pamiętał. Pokręciłam głową dając do zrozumienia mojej podświadomości, aby przestała myśleć o chłopakach i skupiła się na mniej ważnych sprawach. Szliśmy kilka minut, po czym zbulwersowałam się i zapytałam kolegę:

- Daleko jeszcze ?!

- Mniej więcej. – odparł, wzruszając ramionami. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

- Mniej, czy więcej ? – zapytałam. Chłopak powtórzył poprzedni czyn i złapałam się za głowę, uznając, że nie wie on dokąd zmierzamy – Nie znasz drogi, prawda?

- To nie tak, że nie znam. Trochę mi się zapomniało.

- Trochę ?! – wykrzyknęłam – Człowieku, nawet nie wiesz dokąd idziemy !

- Spokojnie, bo komuś stanie się krzywda. – zaśmiał się. Uderzyłam go w ramię i nie twierdzę, że był to lekki cios. Packie złapał się za bolące miejsce i dalszą część drogi szliśmy w milczeniu. Ja - z głową spuszczoną ku chodnikowi. On – z rozbawionym wyrazem twarzy. Oburzona wyciągnęłam iphone i zadzwoniłam do tego czubka, zwanego też Olivierem Blackiem. Prychnęłam, gdy usłyszałam sekretarkę głosową. Co za ciołek, nie odbierać telefonu od siostry o grzech śmiertelny ! Zacisnęłam palce na obudowie telefonu i szłam dalej, z oburzoną miną. Po chwili usłyszałam pierwsze nuty mojego dzwonka. Pack spojrzał na mnie i kiwnął głową, jakby pozwalał mi odbierać telefon. Nie jest Bogiem, żeby rozkazywać mi kiedy mam odebrać, a kiedy nie.

- Halo ?

- Sierra ?

- Przerabialiśmy już ten tekst. – powiedziałam, wywracając oczami. W duchu czułam, że mój brat się uśmiechnął.

- No tak. Gdzie jesteś? I gdzie jest Pack ?

- Nic mu nie jest, niańczę go. Wisisz mi 20 dolarów.

- Gdzie jesteś ?

- W Pradze. – zadrwiłam z jego głupiego pytania. Pół godziny temu informowałam go o moim miejscu przebywania.

- Mogłabyś przestać mnie wyśmiewać ?

- Nie ?

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.

- Nie udaje się kogoś kim nie jest, a ty na pewno nie jesteś mądry. Więc nie udawaj bejbe.

- Przesadzasz, Si.

- Wybacz, przyjechał mój samolot. Widzimy się na urodzinach prababci, kup sobie szafę i do wczoraj. – zdenerwowana przekręciłam całe zdanie, jakie chciałam wypowiedzieć. Szybko się rozłączyłam i wybuchłam śmiechem, podobnie jak mój towarzysz.

- Co to miało być ?

- Udaję ciebie po pijaku. Zresztą na trzeźwo też tak mówisz.

- Osz ty – zaśmiał się i spojrzał na mnie tymi swoimi cudnymi oczami. Rzuciłam się do ucieczki, jednak Pack był szybszy. Przytulił mnie od tyłu i wyszeptał do ucha, aksamitnym głosem – Odwołaj to, skarbie.

- Ani mi się śni.

-Jesteś tego stuprocentowo pewna ?

- Owszem. – Packie zaczął mnie gilgotać. Od razu przypomniała mi się sytuacja na dachu samochodu i wybuchłam głośnym śmiechem.

PrzeznaczeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz