- Wstawaj śpiochu ! – usłyszałam krzyk. Wymamrotałam coś niezrozumiałego, po czym przekręciłam się na drugi bok i przykryłam głowę poduszką. O wiele lepiej – pomyślałam. Nagle poczułam, jak ktoś zabiera mi kołdrę. Otworzyłam oczy i nie patrząc na gościa rzuciłam w niego poduszką. Wyrwałam kołdrę i opatuliłam się nią po szyję – Nie chciałaś po dobroci, to nie.
- Co ?! – zdążyłam tylko krzyknąć. Już po chwili byłam w salonie. Chłopcy rzucili mi słowa powitalne. Packie zaprowadził mnie do łazienki i położył do wanny. Chciałam się wyrwać, jednak ten odkręcił prysznic i oblał mnie wodą. Od razu się rozbudziłam. Rozpoczęła się walka. Co prawda przegrywałam, ale udało mi się wyrwać chłopakowi deszczownicę. Bardzo go to zdziwiło, a ja perfidnie wykorzystałam chwilę jego nieuwagi i całego oblałam wodą. Zakręciłam szybko prysznic i wybiegłam z łazienki, śmiejąc się donośnie. Jednak już na schodach wpadłam na Thomasa.
- Hej mała, widziałaś gdzieś Packa ? – zapytał. Wzruszyłam ramionami na znak, że nie widziałam go. Z trudnością stłumiłam śmiech – Na pewno ? To ważne.- No tak, dzisiaj jeszcze się z nim nie widziałam. Zapytaj Ryana. – odparłam, drapiąc się po głowie, jakby chcąc mu udowodnić o mojej niewinności.
- Pytałem. Twierdzi, że był z tobą.
- A ja mówię inaczej.
- Któreś z was musi kłamać. – stwierdził, jakby nigdy nic. Nienawidzę tej jego surowego wyrazu twarzy i tego zamyślenia, kiedy mówi o czymś poważnym, albo po prostu głęboko się nad czymś zastanawia. Podsumowując : Thomas Fisher jest dla mnie znienawidzonym członkiem The Bouy.
- Na pewno Ryan.
- Jasne… - stwierdził, rozglądając się na boki, następnie udał się do łazienki. Zdążyłam zbiec na dół, a zaraz po tym usłyszałam głośny krzyk :
- Sierra ?!
- Co złego, to nie ja! – odkrzyknęłam i schowałam się w kuchni, gdzie zastałam ciocię Lindę. Poczułam wyrzuty sumienia za wczorajsze zachowanie. Spojrzałam na nią kątem oka. Siedziała na krześle i tępo patrzała w ścianę. Podeszłam do niej wolno i dotknęłam jej ramienia. Nawet na mnie nie spojrzała – Ciociu… Przepraszam…
- Kim ty jesteś? – zapytała, w końcu odrywając wzrok od ściany.
- Jestem Sierra… Nie pamiętasz mnie ?
- Jaka Sierra? Nie znam cię! Gdzie ja jestem?! – rozglądała się dookoła – Gdzie jest moja córka ?!
- Ciociu, ty nie masz córki… Jesteś u nas w domu. Mieszkasz tutaj.
- Kłamiesz ! Muszę ją ratować, oni ją porwali ! - krzyczała spanikowana. Złapała za telefon i zaczęła wpisywać jakieś cyferki.
- Kto ją porwał ? Do kogo dzwonisz ? – tym razem to ja zadawałam pytania.
- Jak to kto ?! Gangsterzy! Dzwonię do prezydenta, on musi przysłać armię! – krzyczała spanikowana. O co jej chodzi?!
- Ciociu… Jak myślisz, kim jesteś?
- Dowódcą Armii USA, a kim innym! – odparła. Z przerażenia usiadłam na krześle i wpatrywałam się w jej poczynania. Najpierw nerwowe stukanie paznokciami o blat stołu. Potem dzwonienie pod numer, który nie istnieje i domaganie się rozmowy z prezydentem. Następnie szukanie swojej broni i dzwonienie do jej ,, armii ‘’, czyli w jej przypadku na policję, straż i pogotowie. Oczywiście wszyscy rozłączyli się po pierwszym zdaniu przez nią wypowiedzianym, ale ona nie odpuszczała i nadal nerwowo powtarzała : ,, porwali mi córkę ‘’ . Ona coś brała ?! Ona nie ma córki i nigdy nie chciała mieć! Nie chciała mieć dzieci, a tym bardziej nie chciała być w wojsku! Niespodziewanie wzięła z szafki taśmę klejącą. Spojrzałam na nią wzrokiem numer czterdzieści dwa: ,, Are You Fucking Kidding Me ?! ‘’ , zaś ona uśmiechnęła się chytrze. Podeszła do mnie i przykleiła do krzesła.
CZYTASZ
Przeznaczeni
RomantizmSierra Black, nastolatka, z którą nie dają sobie rady rodzice. Wieczne kłótnie, awantury. W końcu rodzice nie wytrzymują presji i wysyłają ją do starszego brata i jego zespołu, którzy są sławni na skalę światową. Dziewczyna nie zmienia sposobu bycia...