Rozdział Ósmy : ,, Rozmowa ''

1.6K 81 13
                                    

Zamurowało mnie. Spodziewałam się różnych odpowiedzi. Począwszy od zwykłego ,, przepraszam ‘’ , a kończąc na ,, nigdy sobie tego nie wybaczę ‘’. Ale żeby Alzheimer ? Nie… To nie możliwe. Spojrzałam na Lindę kątem oka. Płakała. Skoro była chora i miała problemy z pamięcią, to czemu przyjechała do nas ? Może liczyła na pomoc… Ale ja nie wiem, czy możemy ją wyleczyć. Ja nawet nie wiem nic o tej chorobie !

- Sierra. Powiedz coś, proszę… Nie wiem, co mam myśleć. – wyszeptała, patrząc na mnie.

- Ja też nie. Skoro jesteś chora, po co przyjechałaś ? Może pewnego dnia nikogo nie będzie, a ty będziesz chciała ugotować obiad i zapomnisz…

- Przestań… Ja tego nie mogę kontrolować, to nie jest ból głowy czy brzucha. To jest bardzo uciążliwe. Czasem zapominam kim jestem. Codziennie budzę się ze świadomością tej choroby. Boję się, że pewnego dnia wszystko zapomnę… To mnie przeraża. I choćbym chciała coś z tym zrobić, nie mogę… - rozpłakała się. Podeszłam do niej i mocno przytuliłam. Z jej punktu widzenia to jest straszne… Sama zaczęłam się bać o nią. Cała przeszłość się teraz nie liczyła. Liczyła się teraz teraźniejszość, a przede wszystkim przyszłość. Jak ona sobie z tym poradzi ? Nie zawsze będę mogła być przy niej i pilnowała ją, to samo chłopcy.

- Ktoś oprócz mnie wie? Mama? Chłopcy?

- Nie. Bałam się im powiedzieć… - wyszeptała. Oderwałam się od niej. Wpadłam na genialny pomysł : ciocia ma telefon. Może to dziwne, że w  takich sytuacjach myślę o swoich korzyściach, ale przecież to też ważne !

- Powiesz im dzisiaj. Nie mogą żyć w nieświadomości – oznajmiłam – Ciociu, masz telefon ?

- Jasne, proszę – podała mi nowiutkiego Samsunga – A po co ci ?

- Bo mi mój skonfiskowali. A muszę zadzwonić do tego pacana.

- Oliviera ?

- Tak – potwierdziłam. Jak ona mnie dobrze znała, jak nikt inny. Zaczęłam szukać pod literą ,, O ‘’ . W końcu znalazłam jego numer – Masz go zapisanego ,, Olivierek xo ‘’ ?

- No wiesz… - wzruszyła ramionami, uśmiechając się niewinnie. Ona ma go tak słodko zapisanego, a ja po prostu ,, Pacan ‘’ . Wcisnęłam zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci… Odebrał, nareszcie !

Rozmowa telefoniczna…

O : Halo ?

S : Cześć ułomie. Oddaj mój telefon, bo umrzesz !

O : Sierra ?! Od kogo dzwonisz ?!

S : Od cioci Lindy, idioto. Wracajcie do domu, ale to już ! Wszyscy ! I nie obchodzi mnie, że jesteście w różnych miejscach. Za piętnaście minut widzę was wszystkich w domu !

O : A stało się coś ?

S : Nie ważne, dowiesz się wszystkiego w domu. No już, do roboty, łosiu ! Zwab pieski do budy.

O : Przesadzasz.

S : Super. Nara.

Rozłączyłam się i oddałam cioci telefon. Mimo, że byłam najmłodsza, można było mnie nazwać ‘’ opiekunką ‘’ tych rozwydrzonych dzieci.

- Zawsze się tak zwracasz do brata ? – zapytała ciocia. Zdziwiła mnie tym pytaniem i to bardzo. Przecież to moja sprawa, jak do niego mówię !

- Jasne. To jest jeden wielki dzieciak. Do niego po ludzku nie dotrze, trzeba się do niego zwracać jak … jak do psa. Wyraźnie i wolno, żeby zrozumiał.

- Ale pies nie rozumie mowy ludzi…

- No właśnie. – potwierdziłam i udałam się na telewizor. Jeśli się nie mylę, za dokładnie cztery minuty chłopcy wbiegną do pomieszczenia z zdezorientowaną miną. Włączyłam MTV i czekałam, aż się zjawią. Jeden, trzy, dwa…. Bingo !

- Co chciałaś ? – wydyszał Packie. Zaśmiałam się na ich widok. Czerwoni jak buraki ! W sumie, oni są burakami, więc w tym kolorze bardzo im do twarzy. Plan jest taki : najpierw – rozmowa z nimi wszystkimi, potem – zabranie Packa i ochrzanienie go. Idealnie, nie można tego sknocić. Chociaż nie, ja potrafię wszystko zepsuć. Ale nie tym razem.

- Siadajcie. – oznajmiłam tonem władcy. Zaśmiałam się w duchu, jednak była to jedna z tych poważniejszych rozmów…

- No… Przejdź w końcu do rzeczy !

- Jak wiecie, ciocia Linda ma z nami zamieszkać, na zawsze…. Ale jest mały problem. Ona nie może. Choćbyśmy chcieli i ona by chciała, to nie może…

-  A to niby czemu ? – zapytał Ryan.

- Może ty im powiesz ? – zwróciłam się w stronę Lindy. Ona pokręciła głową i wyszeptała :

- Ja nie dam rady…

- Ciocia Linda choruje na Alzheimera. – powiedziałam, a jedna łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją starłam, mając nadzieje, że nit tego nie widział.

- Co ?! – wykrzyknął Olivier. Ciocia podeszła do niego i mocno o przytuliła. Chłopcy siedzieli w oszołomieniu. Oni dobrze nie znali Lindy. Praktycznie widzą ją pierwszy raz w życiu… Więc nie wstrząsnęło to tak bardzo nimi jak mną i Olivierem.

- Packie, chodź ze mną na górę. – teraz albo nigdy. Chłopak nieco zdziwiony poszedł ze mną do mojego pokoju i usiadł na łóżku, gdy ja zamknęłam drzwi.

- Co ty sobie wyobrażasz ?! – wykrzyknęłam.

- Nie wiem o co ci chodzi. – przyznał. Czy on zawsze musi zgrywać takie niewiniątko ?!

- Nie udawaj ! Najpierw do mnie zarywasz, obejmujesz, chcesz pocałować, a potem oznajmiasz, że masz dziewczynę od dwóch lat !

- Obejmuję cię, jak każdą przyjaciółkę. Zarywam ? Ja pop prostu z tobą rozmawiam. Chcę pocałować ? Skąd te przypuszczenia ?

- A wtedy na plaży ?! Nie wykręcisz się ! Może powiedz to tej swojej Natalie !

- Ah, o to chodzi. Sierra jest zazdrosna…

- Bezczelność ! Wcale nie jestem zazdrosna, może bardziej wzburzona twoim zachowaniem !

- Oh, przestań. Oboje wiemy, że tak nie jest. Nie moja wina, że się we mnie zakochałaś, a ja jestem z kimś innym. – powiedział, wzruszając ramionami. On chyba sobie żartuje !

PrzeznaczeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz