Dziennik kapitański, czas gwiezdny 50569.2.
Pegasus stał się Arką Noego. Do ładowni zostały przesłane małe zwierzęta, takie jak lisy, myszy, łasice. Większe się najprawdopodobniej podusiły w całej tej mgle, bo nie mogliśmy ich namierzyć. Lisowi, który się przesłał ze mną dałem trochę replikowanego króliczego mięsa. Nie za wiele, żeby nie zwymiotował. Stworzenie było tak głodne, że bez zastanowienia jadło z ręki. Aktualnie lecimy na Bajor, przeglądając przy okazji archiwum Floty w poszukiwaniu odpowiedniej dla... Hmm... Pasażerów? Odpowiedniej planety, którą będziemy mijać po drodze.Drzwi ambulatorium otworzyły się. Bailey spojrzał nad monitor zobaczyć przez okno gabinetu kto przyszedł.
Do pomieszczenia wszedł kapitan. Oficer medyczny od razu wstał i ruszył w jego stronę. Kiedy wyszedł z gabinetu zobaczył przy nogach kapitana brązowe stworzenie, które rozglądało się zaciekawione. Bailey podniósł brwi i wskazał kciukiem na lisa.
- To chyba nie jest mój pacjent?
- Owszem, jest - odparł W'Kos.
Podniósł zwierzę i ostrożnie położył na stole. To zprotestowało piskiem, gdy zostało podniesione i, już na stole, zaczęło wyglądać za krawędź w poszukiwaniu drogi ucieczki.
Doktor pokręcił głową.
- Jestem lekarzem, nie weterynarzem - zaprotestował.
- To jedno i to samo?
- Moi pacjenci są świadomi tego, że czeka ich operacja, i nie wyrywają się, gdy ich zaboli.
- Chyba od czegoś masz środki uspokajające?
- W humanoidalnych dawkach. Jego - wskazał głową na lisa - uśpiłyby na amen.
- Proszę tylko abyś go przebadał. Nie żądam jakichkolwiek operacji.
Bailey westchnął.
- No dobra - Z szafki wziął trykorder medyczny i ruszył w stronę stołu, po drodze wyciągając z niego skaner.
Na jego widok zwierzę szczeknęło i odwróciło się w stronę kapitana, lecz zatrzymało się na krawędzi. Bailey wyciągnął w jego stronę rękę ze skanerem, lecz lis odskakiwał, unikając jej.
- Przytrzymaj go.
W'Kos chwycił zwierzę w pół i przytrzymał. Warczało i wyrywało się, kiedy doktor przeciągał skanerem nad jego głową do ogona i z powrotem.
- Ma podwyższone ciśnienie...
- Boi się - przerwał mu kapotan.
- Tu nie chodzi o strach - odparł - Jest niedożywiona...
- To i ja... - kapitan przerwał - Ona?
- To samica. Dziwne, że tego nie zauważyłeś - odpowiedział skupiony Bailey spoglądając na odczyty trykordera - I to ja tu jestem lekarzem, sam dojdę do wniosku co i dlaczego.
- Przeoraszam doktorze.
Bailey spojrzał na niego i wrócił do skanów.
- Nanosondy Borg. - Teraz to kapitan spojrzał na niego - Nieaktywne. Ale powodują zator w układzie krążenia. Trzeba przeprowadzić dializę, bo prędzej, czy później może dojść do zawału. - ponownie zerknął na kapitana i uniósł brew - To przez nie to podwyższone ciśnienie.
- Rozumim i przepraszam, doktorze.
Bailey włożył skaner do trykordera i ruszył w stronę szafki.
- Zaprogramuję biofiltry. Za jakąś godzinę proszę się zgłosić z nią do sali transportera. Trzeba będzie zastosować dializę u wszystkich zwierąt w ładowni. Nie chcemy tutaj żadnych Borgów.
- Chyba, że chodzi o Hugh - Wspomniał kapitan
- Słucham?
- Nieważne.
- Ochrona do kapitana - odezwał się komunikator. W tle słychać było jakieś zamieszanie.
- Słucham?
- Dwie grupy lisów gryzą się między sobą.
- Rozdzielcie je.
- Sir?
- Nie wiem... Prześlijcie je do brygu, na przykład...
- Ay, sir.
Kapitan westchnął.
- Ciężki dzień? - spytał Bailey
- Nie pytaj...
- Już zapytałem.
W'Kos spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem. Lisica spoglądała to na kapitana, to na doktora.
- Cały czas są same problemy z tymi zwierzętami. W nocy co chwila mnie budzą, bo jakaś mysz dobrała się do kabli. Nawet kawa mi nie pomogła...
- Dziękuję.
- Za co?
- Dzięki Twojej wypowiedzi mogę oznajmić, iż nasz kapitan jest tymczasowo niezdolny do dowodzenia.
W'Kos natychmiast oprzytomniał.
- Pan chyba śni?!
- Już Panu lepiej? - Zapytał z udawanym zaskoczeniem doktor.
- Zdecydowanie!
- To chyba nie będę musiał podać Panu kordrazyny na pobudzenie?
Kapitan otworzył usta, po czym je zamknął. Po chwili znowu otworzył i znowu zamknął.
- Kiedy wrócimy, będę żądał natychmiastowego przeniesienia Pana.
- Jeśli wrócimy - poprawił go doktor - Póki co będzie musiał mnie Pan znosić.
Kapitan w milczeniu chwycil lisicę i postawił ją na ziemi.
- Dziękuję za badanie, doktorze - oznajmił w końcu - Mam nadzieję, że zajmie się Pan biofiltrem.
- Oczywiście. Już się za to biorę.
- Pan wybaczy, lecz mam małą sprawę do załatwienia w brygu.
- Nie ma sprawy.
- Chodź, mała - Lisica podreptała za nim do drzwi ambulatorium.
Bailey przyglądał się, jak wychodzą, a gdy drzwi się zamknęły, pokręcił głową i wymamrotał pod nosem:
- Chyba nie tylko zwierzę się tutaj przywiązało...
Ruszył do gabinetu i usiadł przed laptopem.
- Nie ma to jak drobna sprzeczka na pobudzenie - powiedział jeszcze i wrócił do pracy.
CZYTASZ
Star Trek Pegasus. Borg. Opór Jest Daremny
Science FictionNad Zjednoczoną Federacją Planet zapadł cień Borg. Kapitan Picard i nowy Enterprise zostają odesłani na patrol Strefy Neutralnej, podczas, gdy sześcian Borg dociera do Ziemi. Gdy Flota doznaje ciężkich strat, Kapitan Picard decyduje się złamać rozka...