U.S.S. Pegasus, W Drodze Na Bajor

8 1 1
                                    

- Odetnijcie ładownię i uzbrójcie ochroniarzy! Losowa częstotliwość karabinów fazerowych! Strzelać tylko w ostateczności! - zawołał kapitan biegnąc do brygu. Ochroniarze z ładowni musieli uciekać, ponieważ nie byli uzbrojeni. Mieli za zadanie tylko dokarmiać zwierzęta. Wcześniej kazał Wyattowi i Baileyowi uzbroić się w fazery i trykordery. Za nim dreptała Lisica.
Wbiegł do brygu. Zaniepokojone zwierzęta rozglądały się i nerwowo chodziły w tę i z powrotem. W'Kos uderzeniem ręki wyłączył pole. Kiedy Lisica ociągała się z wejściem, lekko popchnął ją butem. Włączył pole i wybiegł na korytarz.
- W'Kos do Liedtke! - zawołał.
- Tak, kapitanie?
- Jak szybko możesz założyć bypass wszystkich przewodów i systemów w ładowni?
- Przynajmniej półtorej godziny.
- Nie mamy półtorej godziny!
- Zrobię to najszybciej, jak się da.
- To i tak za długo! Wyjdźcie z warp, zostawcie jednego z mechaników, by kontrolował maszynownię i lećcie zakładać obejścia!
- Ale...
- TO ROZKAZ!
- Tak jest, kapitanie.
W'Kos zatrzymał się przy jednym z paneli ściennych i zdjął pokrywę. Za nią znajdował się wyświetlacz. Wpisał na nim kod dostępu i panele obok odwróciły się ukazując ukryte w nich karabiny fazowe. Wziął jeden, załączył z powrotem blokadę i założył panel. Pobiegł do najbliższej turbowindy i pojechał na pokład piętnasty.
Do ładowni.
- Komputer - Zawołał - Kiedy dojadę, ogranicz dostęp do kanałów Jeffrisa do mnie oraz obsady maszynowni. Zablokuj jeszcze dostęp ręczny.
- Dostęp ograniczony.
- Ogranicz także turbowindy jadące na pokład szesnasty i piętnasty. .
- Dostęp ograniczony.
Drzwi otworzyły się. W'Kos wybiegł z niej i się rozejrzał. Korytarz był pusty. Pobiegł w stronę maszynowni numer dwa.
Kiedy dotarł do drzwi, otworzył je. Przed nim rozciągał się pomost prowadzący do pomieszczenia kontroli dźwigu. Poniżej, w samej ładowni, zwierzęta w panice biegały po pomieszczeniu próbując uciec od wycia alarmu.
- Komputer - Zawołał kapitan - Wycisz alarm w ładowni numer dwa!
Wycie ucichło, zwierzęta zatrzymały się i zdezorientowane rozglądały się na boki.
W'Kos położył karabin na pomoście, kucnął i przyjrzał się każdemu zwierzęciu szukając jakichś implantów Borg.
Zwierząt był sporo. Kapitan zauważył jeszcze ze trzy grupy lisów, kuny, łasice, a pomiędzy nimi wszystkimi przemykały myszy polne.
Po jakimś czasie kapitan wstał. I tak nic by nie dostrzegł w tym ruchu, co najmniej sześciokrotnie mu się zdawało, że sprawdza tego samego lisa, choć nie był pewien.
Wziął karabin i odwrócił się w stronę dźwigu. Za nim znajdowało się wejście do kanałów Jeffrisa. Zamarł. Przed nim stała łasica. Na jej głowie zaczynał się robić krążek łysiny. Zamiast oka miało implant. Kiedy one je dostają? Najwyraźniej nanosondy w organizmie je produkują. Poruszała się w jego stronę jak źle nakręcona zabawka. Kapitan w pierwszym odruchu wycelował w zwierzę karabin, lecz uznał, że nierozsądnie jest marnować strzał na coś tak małego. Z każdym strzałem Borg dostosowują swoje osłony do częstotliwości pocisku. Po kilku strzałach karabiny i fazery stają się bezużyteczne.
Trzymając Borg na celowniku, powoli wycofał się do korytarza. Przechodząc do niego jeszcze na szybko sprawdził teren. Korytarz był pusty. Kiedy drzwi się zamknęły za zwierzęciem, kapitan z całej siły kopnął je. Kiedy but zetknął się z ciałem usłyszał nieprzyjemny trzask kości, który powtórzył się, gdy Borg odbił się od ściany i upadł na podłogę. Jeszcze się ruszał, ale to już były śmiertelne drgawki.
W'Kos stuknął w komunikator.
- W'Kos do Liedtke.
- Tak?
- Jeden Borg został unieszkodliwiony. Jak idzie zakładanie bypassu?
- Jeszcze kilka minut. Przy ostatnim będziemy musieli wejść do ładowni.
- Rozumiem, będę Was asekurował z góry. Jak skończycie, to zajmijcie się transporterem. Nie chcę, żeby kolejne nanosondy się aktywowały.
- Ay, sir!
W'Kos wrócił na pomost i zaczął znowu obserwować zwierzęta. Te dalej poruszały się niespokojnie, lecz nie aż tak, żeby przez przypadek nie postrzelić jednego z nich w razie pojawienia się Borg.
Kapitan kucnął przyglądając się każdemu zwierzęciu przez przyrząd celowniczy. Na jednym z antygrawów leżała zwinięta w kłębki grupka lisów. Po rurze od półek wzpinała się kuna. Wszystkie omijały szerokim łukiem drzwi wejściowe; Zostało tam uruchomione awaryjne pole izolujące, dzięki czemu zwierzęta nie uciekną, kiedy ktoś spróbuje wejść.
Drzwiczki kanału Jeffrisa otworzyły się, i zaczęli z niej po kolei wychodzić mechanicy podając sobie walizki z narzędziami. Liedtke wyszedł ostatni i się rozejrzał. Kiedy zobaczył kapitana przy dźwigu pomachał ręką. Kapitan zrobił to samo sygnalizując, że wszystko gra. W'Kos spojrzał pod nogi, i, przez oczka w kratowanym pomoście, zauważył pod polem izolującym plamę krwi. Uznałby to za nic dziwnego, skoro zwierzęta czasami atakują się nawzajem, gdyby nie to, że plama była od strony drzwi.
Kapitan stuknął w komunikator.
- W'Kos do Brzezinsky'ego.
- Tak, kapitanie?
- Namierz komunikatory wszystkich członków załogi na piętnastym i szesnastym pokładzie i powiedz mi, czy któryś porusza się w nietypowy sposób.
- Tak jest.
- Liedtke do kapitana.
- Mów.
- Bypass założony, biofiltry skonfigurowane. Problem w tym, że podczas przesyłu zdrowe zwierzęta wymieszają się z zarażonymi, lub, co gorsza, zajmą ich miejsce, uniemożliwiając przesyłu powrotnego.
Cholera, pomyślał kapitan, Czemu nigdy nic nie idzie gładko? Potem przypomniał sobie o czymś.
- Prześlijcie je po prostu do ładowni pierwszej. Po wszystkim prześlecie je z powrotem tutaj.
- Tak jest.
- Kapitanie - Odezwał się Brzezinsky.
- Tak?
- Chorąży Mayers wraz z Daysonem stoją na środku korytarza na pokładzie piętnastym, sekcja 35.
- Rozumiem. Miej ich na oku.
- Tak jest.
- Wyślij tam ochroniarzy. Borg na oewno nie stoją sobie tak o na tym korytarzu.
- Rozumiem.
- Bez odbioru.
W'Kos przyglądał się, jak zwierzęta znikają grupami z ładowni.
Kiedy zostało już tylko kilkanaście stworzeń, kapitan poczył, jak kratka pomostu delikatnie się podnosi.
Normalnie by tego nie zauważył, lecz dzięki odgrywaniu na holodeku Zwiadowców zorientował się, że coś jest nie tak.
Odwrócił się. Przed nim stał blady Mayers. Ledwo kapitan to przyjął do świadomości, potężne uderzenie wyrwało mu karabin z rąk. W'Kos zachwiał się na krawędzi pomostu, lecz Borg chwycił go ręką za kołnierz i pociągnął do siebie. Przyłożył kapitanowi pięść do jego szyi, lecz w tym momencie poszły isktry i Borg upadł na plecy, pociągając za sobą kapitana. Wypadli za krawędź pomostu, lecz kapitan zdołał w ostatniej chwili chwycić się krawdzi pomostu. Jednak ręka Borg dalej była zaciśnięta na kołnierzu, który na dodatek przesunął się na kark. Pod ciężarem drona koszula zacisnęła się kapitanowi na szyi i zaczęła go dusić. Ten puścił się, mając nadzieję, że dron zamortyzuje jego upadek. I, że w ogóle upadnie na drona. Tak się stało. W'Kos usłyszał trzask, nie był jednak pewiem, czy u siebie, czy u Borg. Poczuł jedynie falę ciepła rozchodzącą się od kręgosłupa po całym ciele, po czym ogarnęła go ciemność.

********

W'Kos otworzył oczy, lecz prawie natychmiast je zamknął. W jego twarz świeciło ostre światło oślepiając go.
- Obudził się! - Usłyszał jak przez watę. Nad nim pojawiły się dwa cienie.
- Borg... - Wymamrotał kapitan.
- Spokojnie, kapitanie, Bitwa wygrana. Enterprise wrócił. Byliście... - Resztę słów nie dosłyszał. Była zbyt niewyraźna. Jego wzrok rozmazał się jeszcze bardziej.
- Tracimy go! - Usłyszał jeszcze, zanim ogarnęła go ciemność.

*******

W'Kos otworzył oczy. Po chwili jego wzrok przyzwyczaił się do światła, więc się rozejrzał.
Leżał w ambulatorium. Wzdłuż ściany ciągnął się rząd łóżek. Odwrócił głowę i zobaczył drzwi do gabinetu Baileya. Były otwarte. W srodku siedział doktor, odwrócony do niego tyłem i pracował przy laptopie. Dopiero teraz kapitan poczuł coś ciężkiego i ciepłego na brzuchu. Spojrzał w nogi. Na jego brzuchu leżała Lisica, zwinięta w kłębek. Spała. Kapitan pochylił się, żeby ją delikatnie zsunąć z siebie. Ledwo się poruszył, jego tyłek przeszył ból. W'Kos wzdrygnął się i syknął. Lisica drgnęła i obudziła się.
Bailey wstał, podbiegł do niego i przytrzymał.
- Spokojnie - oznajmił - Masz pękniętą kość ogonową. Jeszcze nadziałeś się na jeden z tych implantów Borg. Gdyby nie to, że Wolkanie mają serca w miejscu wątroby, nie przeżyłbyś.
- Dzięki za pocieszenie. - Kapitan uniósł brew - Co ona tu robi? - Wskazał na Lisicę.
- Posłałem po nią - Brew uniosła się wyżej - Pomyślałem, że potrzebuje Pan towarzystwa, gdy ja będę zajęty. Przecież nie będę Pana wiecznie zabawiał.
W'Kos uniósł drugą brew.
Bailey westchnął.
- Mam ją odesłać?
- Nie trzeba.
W tym czasie Lisica wstała, przeciągnęła się i ostrożnie podeszła do twarzy kapitana; Kiedy ją tu przyprowadzono, czuła od niego zapach tych stworów.
Teraz, kiedy stanęła tuż nad jego głową, spojrzał na nią.
- Co jest, mała? - Podrapał ją za uszami. Ta zaczęła go lizać po policzku.
Kapitan roześmiał się
- No nie... - I odwrócił głowę, by przyjąć atak na lewe ucho.
Na oślep ją podniósł i odstawił kilka centymetrów do tyłu. Ta jednak wróciła i znowu zaatakowała.
Kapitan znowu ją przeniósł z tym samym skutkiem.
- Poddaję się - Dał za wygraną. Odwrócił głowę i spojrzał na doktora. Tym razem to jego brwi się uniosły, kiedy patrzył, jak Lisica łaskocze jego ucho.
- Mam przysłać sanitariuszy, żeby pomogli mi ją przytrzymać?
- Bardzo śmeszne.
Zwierzęciu się w końcu znudziło wylizywanie kapitańskich uszu, więc zwinęło się w kłębek na jego piersi. Duże, brązowe oczy obserwowały go czujnie.
- Co z Borg? - Zapytał się W'Kos.
- Unieszkodliwieni. Było ich tylko trzech, jeśli liczyć tą łasicę. Jednego zabił najprawdopodobniej Pan, drugiego chorąży Jeb Dayers, trzeciego Liedtke.
Zapadło milczenie. Oboje wiedzieli, co to znaczy.
- Zwróciliśmy na siebie uwagę Borg - Powiedział w końcu kapitan.
- Ta...
- Co ze zwierzętami?
- Zdrowe. Nabrały trochę na wadze.
- Co z nanosondami?
- część z nich poszła do recyklingu. Resztę zachowałem dla siebie - Doktor uśmiechnął się - Może zdołam zrobić z nich jakiś pożytek.
- Dobrze by było. Wszelka pomoc mile widziana - W'Kos skrzywił się - Nawet ze strony Borg...
- Przynajmniej dolecieliśmy do Bajoru - Bailey zmienił temat.
W'Kos spojrzał na niego.
- Jak długo byłem nieprzytomny?
- Dwa dni.
Kapitan westchnął.
- Mieliśmy po drodze odstawić zwierzęta...
- Znajdziemy dla nich odpowiednie miejsce w kwadrancie Gamma.
Kapitan zauważył na stoliku obok komunikator. Sięgnął po niego i stuknął.
- W'Kos do mostka.
- Kapitanie - Zawołała zaskoczona Sekula - Obudził się Pan!
- Jak słychać. Status?
- Jesteśmy milion kilometrów od Bajoru. Mamy problem.
-

Jaki?
W odpowiedzi rozległ się męski głos.
- Tutaj stacja Terok Nor. Bezprawnie wkroczyliście na terytorium Zjednoczonej Kardasji. Zidentyfikujcie się.
Kapitan spojrzał na doktora.
- Witamy na Deep Space Nine - podsumował.

Star Trek Pegasus. Borg. Opór Jest DaremnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz