U.S.S. Pegasus, Mesa

8 1 0
                                    

Cała obsada mostka sprawdzała każdy pokład po kolei, co rusz napotykając załogantów pilnujących drzwi, lub włazów do kanałów Jeffriessa, albo patrolujących korytarze parami. Od czasu do czasu obsada zamieniała się pojedynczymi członkami grupy i napotykali kolejnych Borg. Kolejnych martwych załogantów. Kolejnych zasymilowanych Wolkanów.
Skup się, skarcił się W'Kos. W kołczanie luźno grzechotało piętnaście strzał. Pozostałe wygięły się lub połamały uderzając o implanty Borg i ściany. Łuk, wbrew wszelkim wątpliwościom, sprawdzał się znakomicie w ciasnych korytarzach Pegasusa. Oczywiście, gdyby kapitan dysponował pełnowymiarowym łukiem prostym, rzeczywiście byłyby problemy. Ale krótki łuk refleksyjny nadawał się do tej sytuacji idealnie. Był niewielki, a zakrzywione zakończenia gryfów dodawały strzałom mocy niezbędnej do przebicia się przez osłony dronów oraz wbicia się głęboko w ich ciało.
Mesa była pusta. W obszernym, oświetlonym błyskającymi na czerwono światłami awaryjnymi pomieszczeniu znajdowały się stoły z ławkami, na większości z nich było niedokończone jedzenie - Dowód na to, że załoga zerwała się w pośpiechu po ogłoszeniu czerwonego alarmu.
Zza wysokich okien ciągnących się wzdłuż ściany rozciągał się widok na dziobową część spodka. Widok lekko ograniczał pierścień baterii fazerów wystających z jego krawędzi, zaś bliżej widniały gigantyczne czarne litery z nazwą statku i numerem identyfikacyjnym, z tej perspektywy widoczne jako ciemna, rozciągnięta linia.
Przy ścianie naprzeciwko okien, pomiędzy replikatorami stały kratowane schody prowadzące do identycznego pomieszczenia wyżej. W przeciwieństwie do innych statków, tutaj mesa była skupiona w jednym miejscu, a nie rozsiana po całym okręcie.
Kapitan ruszył do w stronę jednego ze stolików. Wszyscy poszli za nim luźniejszym krokiem.
Całą mesę sprawdzili już przeczesując pokład szósty. Nic tu nie ma.
Pokład siódmy był ostatnim z górnych pokładów. Niżej są pokłady centralne spodka, oraz dolne, nazywane przez część załogi deflektorowymi, jako, że znajdują się bezpośrednio za głównym deflektorem.
"Siódemka", choć największa ze wszystkich górnych pokładów, nie równała się wielkością z pokładami centralnymi, z których najmniejszy jest ponad dwa razy większy od siódmego.
- Dobra, zróbmy sobie małą przerwę - zarządził kapitan - Powinniśmy trochę odpocząć i ochłonąć od tego wszystkiego.
Wziął dwa talerze z jedzeniem i odłożył do replikatora.
- Komputer, do recyklingu.
Talerze wraz z zawartością znikły.
- Raktajino i... Coś chcecie? - Odwrócił się.
Prawie cała obsada mostka pokręciła głowami, natomiast Sekula odpowiedziała:
- Też poproszę raktajino.
- My też poprosimy - dodał jeden z trójki chorążych, którzy się do nich przyłączyli. Dwóch z nich miało złote mundury, a trzeci niebieski.
- Pięć raktajino, jedno białe- Powiedział W'Kos do replikatora.
Na podstawce urządzenia pojawiło się pięć beżowych płynów, jedno było jaśniejsze od pozostałych.
- Kapitan wziął dwa kubki i podał Pierwszej i jednemu z chorążych. Wykonał jeszcze jedną taką rundkę, po czym usiadł przy stoliku z własnym. Upił trochę.
Klingońska kawa potrafi bardzo szybko dobudzić, a w tym przypadku świetnie koi zszargane stresem nerwy. Można powiedzieć, że większość oficerów Floty jest od niej uzależniona. Część z nich, w tym W'Kos, zazwyczaj piją ziemską kawę lub, jak na przykład kapitan Adamson, nie piją jej w ogóle. Bolianie i Wolkanie piją własne trunki.
Wszyscy w milczeniu patrzyli albo na drzwi, albo przez okno. Jednak to była cisza pełna napięcia, w której wszyscy z niepokojem na coś oczekiwali. Daleko jej było do spokoju, na który liczył Wolkanin.
Pomyślał o Evanlyn. Pewnie teraz siedzi pod drzwiami kajuty i, piszcząc, próbuje wcisnąć pyszczek w szparę, lub śpi zwinięta w kłębek na łóżku owinięta swoim puszystym ogonem.
W'Kos oderwał wzrok od okna prawie niezauważalne potrząsając głową.
- Miło Pan wspomina Akademię, Panie... - Spojrzał na chorążego w turkusowej koszuli pod mundurem.
- Sarkov - Dokończył chłopak ze słowiańskim akcentem.
- Sarkov? - Zapytał się kapitan - Sarkov i co dalej?
- Sir? - Nie zrozumiał Rosjanin
- Jak masz na imię?
- Oh - Chłopak spoważniał - Chorąży Siergiej Sarkov, sir.
- No więc?
- Bardzo miło, sir. Jednak omal nie zdałem z języka obcego.
- Co to za język?
Sarkov się się zarumienił tak, że widać to było przez oświetlenie lamp awaryjnych.
- Wolkański.
Kapitan, który właśnie upijał łyk kawy parsknął i zakrztusił się. Odłożył powoli kubek wydając z siebie dziwne odgłosy równocześnie kaszląc i śmiejąc się. Łzy napłynęły mu do oczu.
- Co za ironia! - Wycharczał - I akurat trafiłeś na statek pod dowództwem Wolkanina!
Wszyscy się roześmiali poza Rosjaninem, który zgarbił się.
W'Kos zauważył to i poklepał go po ramieniu.
- Spokojnie, ja ledwo zdałem z astrofizyki. Kilka miesięcy później kapitam Anderson na Montgomery zapytał mnie o raport dotyczący skanów gwiazdy neutronowej.
Nikt się nie roześmiał, ale na twarzach wszystkich kapitan dostrzegł skrywane półuśmiechy.
Wolkanin podniósł brew w geście zdziwienia udając, że tego nie zauważył. - Aż taki to był słaby przykład? - Mimo wszystko rad był, że napięcie zaczęło schodzić. Spojrzał na jednego z chorążych w złotym mundurze - A Pan, Panie...
W tym momencie gdzieś pod podłogą rozległy się strzały. Wszyscy się zerwali przypominając sobie, że na całym statku rozlegają się mini potyczki z Borg.
- Za mną - Zawołał kapitan jednym chaustem dopijając raktajino i z hukiem odkładając kubek na stół.
Wszyscy wybiegli szybko z mesy.

Star Trek Pegasus. Borg. Opór Jest DaremnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz