I. Londyn, 02.07

174 4 1
                                    




- Jesteś tego pewna? - Dylan chwycił mnie za dłoń i mocno ją ścisnął.

- Niczego w życiu, nie jest się pewnym - spróbowałam zażartować, ale chyba nie wyszło mi.

- Nie chcę, żebyś wyjeżdżała - odparł smutnie.

- Ja też, ale za niedługo wrócę do Londynu - otarłam samotną łzę.

- Hej, ale nie płacz! - brunet zaśmiał się i połączył nasze usta w piekielnie gorącym pocałunku.

- Kocham cię - chwycił za moje policzki, przy czym oparł swoje czoło o moje.

- Ja ciebie też - szepnęłam wzruszona i chwyciłam za rączkę mojej walizki.

- Muszę już iść - odsunęłam się niechętnie od chłopaka, na co zacisnął nerwowo szczękę.

- Żegnaj Fischer - chwycił za dłoń, nie spuszczając wzroku z moich niebieskich oczu.

- Powodzenia Weston - odwróciłam się, po czym zaczęłam iść w stronę ruchomych schodów, ale w połowie drogi zrozumiałam, że zapomniałam czegoś. Przerażona odwróciłam się w stronę Dylana.

- Chloe! - krzyknęłam. Zobaczyłam, że dziewczyna trzyma mojego chłopaka za rękę i śmieje się. Poczułam, jak moje ciśnienie skoczyło do góry. Szybkim krokiem zawróciłam po dziewczynkę.

- Ciocia, ja nie chcę iść bez wujka Dylana! - zrobiła naburmuszoną minę, na co brunet zaśmiał się.

- Kochanie, musimy już iść - zdenerwowana chwyciłam za rękę małej blondynki.

- Widzisz, nawet młoda chce zostać - brunet uśmiechnął się, kiedy czteroletnie dziecko schowało się z niewinnym uśmieszkiem za jego plecami.

- Chloe, rozmawiałyśmy o tym - przewróciłam oczami.

- Chodź! - wyciągnęłam rękę w jej stronę oczekując, że dziewczynka za nią chwyci, ale na moje nieszczęście zaczęła uciekać i śmiać się wniebogłosy. Mi wcale nie było do śmiechu. Walczyłam, aby nie rozpłakać się.

- Samolot z Londynu do Monachium ma nieoczekiwane spóźnienie, prosimy zachować spokój i ostrożność - rozległ się donośny dźwięk z głośników lotniska. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ niespodziewany kaprys małej księżniczki o imieniu Chloe, mógł spowodować, że spóźniłybyśmy się na odprawę.

Kiedy byłam blisko dziewczynki, wściekła wzięłam ją na ręce, po czym ruszyłam w stronę barierek, które prowadziły na hangar gdzie znajdowały się samoloty.

- Jeżeli coś ci się stanie, to twoja mama zabije mnie - blondynka zaśmiała się.

- No nie wiem czy to jest takie śmieszne - westchnęłam skanując dwa bilety.

Zanim przeszłam przez barierkę, która uniemożliwiałaby mi powrót upewniłam się, że wszystko mam. Plecak młodej - jest, moja walizka - jest, okulary przeciwsłoneczne - są, torebka z telefonem i pieniędzmi - jest.

- Ciocia, mamy wszystko! - dziewczynka zaklaskała w małe rączki, na co uśmiechnęłam się promieniście.

Nie potrafię długo się na nią gniewać. Przecież to jeszcze dziecko, które w dodatku zostało potargane przez życie. Jej ojciec, przystojny siatkarz z błękitnymi oczyma, uwiódł moją kochaną siostrę. Wydawało się, że to wielka miłość, lecz kiedy dowiedział się, że zostanie ojcem zrobił awanturę i zrzekł się Chloe. Dziewczynka z każdym rokiem staje się niestety coraz bardziej podobna do niego. Moja siostra wychowuje sama Chloe i stara się spłacać długi starego Fischera. Strasznie żal mi kobiety, dlatego postanowiłam ją delikatnie odciążyć i wzięłam jej córkę ze sobą do Monachium. Zaczynam pracę dopiero za tydzień - bynajmniej mam tak zapisane w kontrakcie, aczkolwiek wiemy, że dziennikarstwo rządzi się własnymi prawami.

Dwóch kochanków przez gwiazdy przeklętych | A. WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz