III. Wisła, 10.07

104 4 0
                                    




- Przepraszam, że nie uwierzyłem ci - Gregor westchnął, po czym włożył do buzi kawałek naleśnika.

- Nie powiem, zabolało mnie to, bo polubiłam cię 

- Jeszcze raz przepraszam - dotknął mojej dłoni, która leżała na stole. Spojrzałam na nią. Zabrać dłoń? Przecież mam chłopaka. Co prawda chciałam z nim zerwać... Ugh, nie potrafię tak po prostu zostawić Dylana. Wiem, że dla nas obojga będzie tak lepiej, ale nie potrafię.

- O czym tak myślisz? - blondyn zaśmiał się. O tym, że prawdopodobnie jakby byłby tu Dylan, to rozwaliłby ci twarz?

- Nieważne - posłałam mu lekki uśmiech. Chłopak, nie drążył tematu i pogłaskał kciukiem moją dłoń.

- Będziesz na zawodach?

- Tak

Zobaczyłam jak do stołówki wchodzi Wellinger, który obejmuje w pasie Klarę. Nie wiem jak ja mogę spokojnie spać przy tej wariatce. Spojrzała na mnie i posłała mi zwycięski uśmiech, na co przewróciłam oczami.

- Klara? - szepnął Gregor widząc moją skwaszoną minę.

- Witaj Gregor - usłyszeliśmy piskliwy głos szatynki. Chłopak zniesmaczony widokiem wysokiej dziewczyny przewrócił oczyma i odsunął się delikatnie od stołu. 

- Słucham - zaczął niechętnie.

- Słyszałam, że tutaj

- W waszym towarzystwie - zachichotała głupio.

- Było wypowiadane moje imię - podniosłam brew, do góry i spojrzałam na Gregora, który był tak samo jak ja niechętnie nastawiony do głupiej dziewczyny Wellingera.

- Cały świat nie kręci się wokół twojej dupy - posłałam jej buziaka w powietrzu i wstałam, żeby wyrzucić resztki jedzenia, którego nie zjadłam.

- Coś ty powiedziała, suko? - krzyknęła zła.

- Jak mnie nazwałaś? - doskoczyłam do szatynki. Nie dawałam poznać po sobie, że krępuje mnie różnica wzrostów. Uniosłam głowę i wbiłam groźny wzrok w jej tęczówki.

- Ej dziewczyny! - Gregor wstał, w celu załagodzenia sytuacji. Poczułam na sobie wzrok wszystkich zebranych. Zrobiła się cisza na sali, ale ja dalej patrzyłam się groźnie na Klarę. Nasze twarze dzieliło około 10 cm.

- Nazwałam cię suką - prychnęła, na co popchnęłam ją do tylu. Zaskoczona dziewczyna, zachwiała się. Za chwilę, przy jej boku stanął wściekły Wellinger.

- Jedyną suką, która tu znajduje się jesteś ty! Zabrałaś mi ojca, oskarżyłaś o kradzież, a teraz śmiesz nazywać mnie suką?! - wysyczałam.

- Dość! - krzyknął stary Fischer. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.

- Tatusiu, zrób coś! - zapłakana szatynka podbiegła do niego.

- Nie róbcie scen - poprosił spokojniej, na co prychnęłam, wzięłam kurtkę jeansową z krzesła i wybiegłam z pomieszczenia.

- Vee! - usłyszałam głos Schlierenzauera, ale nie zatrzymywałam się.

Wściekła pobiegłam do parku obok hotelu. Usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. Po co zgodziłam się na ten wyjazd? Mogłam odmówić szefowi, ale wtedy najprawdopodobniej straciłabym pracę i nie mogłabym dołożyć się Pauline do długu.

Zadzwoniłam, do Susan i opowiedziałam jej całą sytuację.

- Co za dziwka - skomentowała.

- Wellinger stracił w moich oczach - przyznałam jej racje.

Dwóch kochanków przez gwiazdy przeklętych | A. WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz