VI. Londyn, 21.08

96 4 0
                                    




- Chloe, jesteś gotowa?! - usłyszałyśmy z góry, poważny głos mojej siostry.

- Tak - odpowiedziała dziewczynka. Po chwili, ujrzałyśmy schodzącą po schodach dziewczynę, która niosła dwie walizki.

- Pomóc ci? - wstałam z podłogi, bo bawiłam się z jej córką. Blondynka w kręconych włosach odmówiła.

- Przemyśl to - do mojej siostry podeszła Susan i wzięła dziewczynę w swoje ramiona.

- Kiedy wracasz? - brunetka, tym razem zwróciła się do mnie.

- Nie wiem, może za trzy dni - włożyłam ręce w kieszenie czarnych jeansów. 

- Zaraz podjedzie Stephan z chłopakami - Susan, patrząc w telefon poinformowała nas o tym fakcie, po czym podeszła do Chloe.

- Będę tęsknić za tobą, Diabełku - przytuliła ją, a następnie rozległ się dźwięk dzwonka. Moja współlokatorka, poszła w stronę przedpokoju, aby otworzyć drzwi, a ja chwyciłam za rączkę mojej walizki i przegryzłam wargę. Do pomieszczenia wszedł Markus i Stephan.

- A Wellinger, gdzie? - zapytała rozbawiona Susan.

- W bagażniku - Leyhe, puścił jej oczko.

- Gotowe? - zwrócił się do rodziny Fischer. Pokiwałyśmy głową i wyszłyśmy z mieszkania. Poszliśmy w dobrych nastrojach do auta Stephana.

Otworzyłam bagażnik, a tam faktycznie siedział Andreas. Nie no, żartuję. W bagażniku były walizki skoczków i jakaś reklamówka o nieznanej mi zawartości, o której lepiej nie chcę wiedzieć. Włożyłam swój bagaż i zajęłam przednie miejsce w samochodzie.

- Więc kierunek to dom Fischer? - zapytał brunet, odpalając swój samochód.

- Ta - odpowiedziałam.

- Stary, tylko wysadź mnie, obok sklepu twoich rodziców - powiedział Markus, zapinając pas bezpieczeństwa.

- Czego potrzebujesz ze sklepu moich rodziców? - zapytał brunet wjeżdżając na główną ulicę.

- Tak, chcę przelecieć twoją matkę - na słowa brodatego skoczka, parsknęłam śmiechem. Po chwili usłyszeliśmy głośny plask.

- Zły wujek Markus! - Chloe, uderzyła mężczyznę w ramię, na co wszyscy wybuchli śmiechem.

***

- Zapięłaś Chloe? - odezwała się lekko smutna Pauline.

- Tak, spokojnie - położyłam dłoń na jej dłoń w geście wsparcia. Ułożyłam się wygodniej w fotelu i wyjrzałam za małe okienko. Więc żegnaj Monachium, a witaj ponownie Londynie. Dawno się nie widzieliśmy. 

- Na ile tam lecimy? - zapytał chłodno, stary Fischer.

- Na tyle, ile będzie potrzeba - fuknęłam w jego stronę.

- Może trochę grzeczniej! - skarcił mnie wzrokiem.

- Jeszcze czego? - zaśmiałam się kpiąco. Poczułam lekkie uderzenie w ramię. To Pauline. Posłałam jej zdziwione spojrzenie.

- Przestańcie już - burknęła i założyła do uszu słuchawki. Ja wyciągnęłam laptopa i zaczęłam pisać artykuł.

***

Kiedy wylądowaliśmy w Londynie, była okropna pogoda. Strasznie padało i wiało. Trzymając kolorową parasolkę, rozejrzałam się po starym ryku z utęsknieniem w oczach. Zatrzymałam wzrok na małej, uroczej kawiarence. To tutaj byłam pierwszy raz na randce z Dylanem. Na samą myśl, zrobiło mi się gorąco. Było wspaniale. Mieli tutaj malinowe babeczki, które idealnie smakowały z waniliową latte. Później chodziliśmy tu, co poniedziałek ze znajomymi i rozmawialiśmy o szkole, nauczycielach, imprezach i plotkach. Wspaniałe czasy głupiego licealisty.

Dwóch kochanków przez gwiazdy przeklętych | A. WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz