Prolog

396 32 1
                                    

   Słońce zaświeciło w okno zimnego, ponurego zamku. Ostatni dzień szkoły. Czternastoletnia uczennica domu przebiegłego lisa polarnego, wstała ze swojego łóżka, czując promienie na swojej twarzy. Biel jej domu uspokajała ją odkąd skończyła dziesięć lat i trafiła do Durmstrangu. Pomagała zwłaszcza teraz.

   Kiedy jej brat został wyrzucony dwa miesiące temu, wszyscy się od niej odwrócili. Współlokatorki wyprowadziły się, zostawiając ją samą. Nie miała już nikogo poza bratem, który gdzieś przepadł i jego mundurkiem w kolorze granatu, który został razem z nią. Dumne, inteligentne niedźwiedzie… Szkoda, że nie pomyślał o tym, by najpierw skończyć naukę, a potem obnosić się z dumą związana z jego eksperymentami.

   Nie mieli nikogo. Matka Gellerta zmarła przy porodzie. Ich ojciec się nimi nie interesował. Za to jej matka zostawiła ją pod drzwiami dworku Grindel'ów tuż po narodzinach. O jej istnieniu świadczyło tylko drugie imię czternastolatki. Gerda. Galatea Gerda Grindel. Siostra tego degenerata, którego nawet w Durmstrangu nie chcieli. Siostra Gellerta Gerasim'a Grindel-Wald'a.

   Jasnowłosa stanęła bosymi nogami na zimnej, kamiennej posadzce i podeszła do szafy, wyciągając ubrania na podróż. Czarny, cienki golf, krwistoczerwona peleryna i spódnica sięgająca ziemi w tych samych kolorach. Czarne, skórzane buty na obcasie, ciemne pończochy i czerwony, koronkowy gorset, który zawsze uwierał ją tam, gdzie nie powinien. Ubrana, spakowana, wszystko gotowe. Różdżka w kieszeni spódnicy, obcasy stukające o kamień… Gdyby tylko tego idioty nie wywalili, siedzieliby teraz razem!

– Po cholerę się z tym obnosiłeś?-spytała, siadając na skraju łóżka i zakrywając twarz swoimi bladymi dłońmi.-Po kiego grzyba, Gellert!?

   Jej frustracja rosła od dwóch miesięcy, kiedy nie było go w zamku. Zdawało jej się, że wszędzie nakreślił znaki insygniów. Nikt nie potrafił ich zmazać, czasami nawet nie mogli ich dosięgnąć. Gdzie by tylko nie spojrzała, wszędzie widziała swojego brata. Jedyną osobę, która faktycznie się nią przejmowała. Która wysłuchiwała jej żali i smutków. Która po prostu była.

   Jednak teraz go zabrakło, a ona miała ochotę ukręcić mu głowę gołymi rękami. Cholerny Gellert.

   Słońce ułożyło swe promienie w kierunku okrągłego stolika, na którym znajdowała się torbeka dziewczyny. Galatea wstała z łóżka, zauważając ciemnoniebieską kopertę oraz dwa równie niebieskie kwiaty. Niebieski. Jej ulubiony kolor. Dlatego tak bardzo ukochała sobie chabry.

   Czarownica podeszła do bukowego blatu, chwytając za zalakowaną kopertę. Tylko jedna osoba mogła do niej pisać. I był to właśnie Gellert.

„Siostrzyczko

Przyjedź do mnie. Ciotka Bathilda chętnie by cię zobaczyła. Zatrzymałem się u niej, kiedy mnie wyrzucili. Ojciec pewnie nawet o tym nie wie, co wcale by mnie nie zdziwiło.

Przyjedź. Wątpię, byś chciała spędzać czas samotnie w dworze. Ciotka Bathilda namawia. Urazisz ją, jeśli się nie pojawisz, Galateo. Jestem prawie pewny, że zdołała już przygotować ci pokój. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się raduje, kiedy o tobie wspominam.

Myślę, że spodobałoby ci się w Dolinie Godryka. Ciotka bywa… Specyficzna. Pomimo tego mam wrażenie, że czułabyś się tutaj lepiej, niż gdziekolwiek indziej. Dolina Godryka wydaje się być ostoją dla każdego czarodzieja. Jest tutaj rzeczka, las, a nawet jezioro w tym lesie na pewnej polanie.

Dwa miesiące z daleka od naszego "domu", co na to powiesz?

Twój brat,
Gellert

P.S. Nie wspominaj ciotce o tym, że zostałem wydalony”

– Manipulacyjny niedźwiedź-mruknęła, uśmiechając się kącikiem ust i spowrotem wkładając list do koperty.

   Blondynka chwyciła za torebkę, wiedząc jaki będzie cel jej podróży. Wtedy nie miała jeszcze pojęcia, że to dopiero początek zwiedzania.

DLA NASZEGO DOBRA | era GrindelwaldaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz