2. Dumbledore'owie

248 27 0
                                    

Jeżeli Galatea miałaby zatęsknić za czymś ze Szwajcarii, zdecydowanie byłyby to wiecznie ośnieżone góry i rösti. Nie rozumiała uwielbienia Brytyjczyków do fasolki. Ani do herbaty pitej z mlekiem. Brzydziło ją to. I jak herbaty nie musiała pić, tak codziennie na śniadanie dostawała dwa jajka sadzone, przypalonego tosta z masłem, jakąś kiełbasę i fasolkę. Patrzyła tylko na Gellerta, który jadł śniadanie w wielkim zamyśleniu i każdego dnia odsuwała sobie fasolkę. Nie miała serca powiedzieć radosnej Bathildzie, że jej to nie podchodzi, nawet jeśli spróbowała. Po prostu nie potrafiła tego przełknąć. Wolała jak kobieta sama zauważy i przestanie dawać jej to paskudztwo.

Za to rösti... O tak. Zdecydowanie chciała je zrobić, jednak Bathilda strzegła swojej kuchni niemalże tak bardzo jak wszystkich książek w jej domu. Nie było więc mowy o grubo startych ziemniakach, połączonych w jedną masę i skierczacych na patelni. I mogłaby je zjeść nawet z tymi jajkami. Ale nie. Śniadania i obiadokolacje przygotowuje Bathilda. Galatea mogłaby przyrządzić swój ulubiony przysmak, kiedy ciotka znajdowałaby się zdala od kuchni. Ale jak jeść taki śniadaniowy placek w południe, kiedy Bagshot siedzi nad książką i można spokojnie buszować w składnikach? Przecież to zła pora dnia na ten rodzaj nieba w gębie.

Takim sposobem, czwartego dnia od przyjazdu, rodzeństwo znów siedziało i jadło śniadanie zaserwowane przez ich ciotkę. Ponownie jajka, nieco przypalony tost, kiełbasa i... fasolka. Do uszu nastolatki dobiegł już dobrze znany jej dźwięk. Młody, ośmioletni Fleamont Potter właśnie dorwał się do swojej dziecięcej miotły i teraz śmiał się, latając nad ich rodzinnym sadem. Jego ojciec Henry śmiał się w niebo głosy, co również docierało do domku Bathildy.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. A raczej łomotanie. Gellert spojrzał w stronę korytarza, jakby rozumiejąc co się dzieje. Jego siostra nie miała najmniejszego pojęcia. Spojrzała na brata, by po chwili przenieść wzrok na uśmiechnięta Bathildę, która otwierała drzwi.

- Witaj, Albusie!-powiedziała radośnie.-Herbaty?
- Przepraszam, pani Bagshot, ale przyszedłem do Gellerta. Nie śpi?
- Oh, nie, nie... Wchodź, wchodź... Gellert właśnie je śniadanie.

Bathilda ponownie weszła do salonu, a za nią stanął chłopak o ciemnych, blond włosach, które sięgały mu do żuchwy. Jeśli Grindel miała być szczera, był bardzo przystojny.

Gellert wstał od stołu, na którym oprócz talerzy z jedzeniem znajdowały się Himalaje ksiąg. Podszedł do chłopaka i zaczął mówić przyciszonym głosem. Galatea zmrużyła oczy i odchrząknęła w taki sposób, jakby tylko kaszlała.

- Oh, tak-powiedział Gellert, patrząc jak jego siostra wstaje z miejsca i zgrabnym ruchem różdżki odsyła talerze do kuchni.-Albus... Poznaj, proszę, moją młodsza siostrę Galateę. Gal, to jest Albus Dumbledore. Mówiłem ci o nim, kiedy tu przyjechałaś.
- Miło poznać-powiedział młody Dumbledore, składając pocałunek na dłoni czarownicy.
- Mi również-odparła, patrząc prosto w jego błękitne oczy, by po chwili odwrócić się i spojrzeć na brata z wyczekiwaniem.
- Albus ma siostrę w twoim wieku-powiedział.-Może byście się zapoznały?
- Myślę, że to dobry pomysł-odparł Dumbledore.-Ariana nie ma żadnej pokrewnej duszy w tym miejscu. Jej jedynym przyjacielem jest nasz brat.
- Mam rozumieć, że zostałam zaproszona do waszego domu?-spytała Galatea.
- Oczywiście-odpowiedział Albus z lekkim uśmiechem.-Gellert jest zawsze mile widziany, a ty jako siostra Gellerta...

Siostra Gellerta. Siostra Grindelwalda. Dlaczego wszyscy patrzyli na nią tylko przez pryzmat brata?

- Rozumiem-przerwała.-Miło będzie poznać kogoś w moim wieku, czyż nie, drogi bracie?-spytała, patrząc wymownie na chłopaka.

Ten uśmiechnął się tylko.

⊰⑅⊱

Dom Dumbledore'ów znajdował się po drugiej stronie wioski. Trzeba było przejść przez mostek i iść kamienną ścieżką na skraj lasu. Tam znajdowała się dwupiętrowa chatka o białych ścianach i nieco zmurszałych, drewnianych dachówkach. W oknach wisiały białe firany, a dookoła domu widać było drewniany plotek, z którego odchodziła farba.

- Znowu ty-rozległo się niezadowolone mruknięcie.

Po prawej stronie, tuż za płotkiem znajdował się mały ogródek warzywny. Właśnie stamtąd dobiegł głos. Chłopak musiał być w podobnym wieku do Galatei, jednak odrobinę starszy. Miał krótko ścięte, ni rude, ni blond włosy i jasne, niebieskie oczy. Ubrany był w beżową koszulę i brązowe spodnie z szelkami skrzyżowanymi na jego plecach.

- Aberford...-powiedział Albus błagalnym tonem.
- Chyba mogę powiedzieć, że go nie lubię, bracie-oznajmił chłopak, wstając z klęczek i po raz pierwszy patrząc na całą trójkę.-A to kto?-zapytał, taskując Galateę wzrokiem.
- To Galatea, Aberfordzie-oznajmił Albus.-Siostra Gellerta.
- Wszystko jasne-oznajmił chłopak, wracając do pracy.

Blondynka zmrużyła oczy, patrząc na niego. Nie rozumiała dlaczego nie lubił Gellerta. Spojrzała na swojego brata, który trzymał dłonie schowane w spodniach i wywróciła oczami. Podejrzewała, że sam się podstawił drugiemu z braci Dumbledore.

- Nie potrzebujesz pomocy?-spytała, ignorując palące spojrzenie Gellerta.-Mój brat potrafi być... Specyficzny, ale...
- Gal!-oburzył się blondyn, jednak ta go zbyła.
- Ale ja, w przeciwieństwie do niego, dbam o dobre stosunki z innymi ludźmi-dodała, patrząc na niego ostro.-Jestem Galatea-dodała, obserwując jak chłopak ponownie wstaje z kolan.

Dumbledore ponownie zmierzył ją wzrokiem i wyciągnął do niej rękę. Była brudna od ziemii, jednak jej wcale to nie przeszkadzało. Rozumiała, że chłopak nie jest typem arystokraty, który całuje kobiety w dłoń na powitanie. To również nie miało dla niej zbyt wielkiego znaczenia.

- Aberford-oznajmił.-Zapowiadasz się lepiej, niż on-dodał, patrząc na Gellerta ozięble.
- Uznam to za komplement-stwierdziła blondynka, patrząc kątem oka na swojego brata.
- Albus?

W jednym z okien znajdujących się na piętrze, stała nastoletnia dziewczyna. Miała duże, błękitne oczy, które można było zauważyć z daleka. Złociste włosy związane miała w długi warkocz, a jej suknia była w odcieniu delikatnego różu. Przyglądała się Galatei z wielką niepewnością. Grindel uśmiechnęła się nieznacznie, łapiąc za rąbek swojej jasnoniebieskiej kreacji i kłaniając się lekko. Blondynka w oknie uśmiechnęła się nieśmiało.

- Ariano, zejdź do nas-powiedział najstarszy Dumbledore.-Pragnę ci kogoś przedstawić.
- Oczywiście-odparła, nawet na sekundę nie spuszczając wzroku z Galatei.-Już schodzę.

Blondynka zamknęła okno, upewniając się, że firana nie została przez nie przytrzaśnięta. Chwilę później pojawiła się w drzwiach wejściowych. Tym razem skakała wzrokiem po swoich braciach i rodzeństwie Grindel. Szła powoli, a kroki stawiała delikatnie. Jej trzewiki postukiwały nieco na kamieniach, którymi wyłożona była ścieżynka prowadząca od płotka do drzwi.

Stanęła naprzeciwko Galatei. Nastolatki ukłoniły się sobie w tym samym momencie, wymieniając rozbawione uśmiechy.

Długo siedziały w ogrodzie Dumbledore'ów na skraju lasu. Rozmawiały, śmiały się i plotkowały. Kiedy Albus i Gellert postanowili sprawdzić jak się sprawy mają, stwierdzili, że jest lepiej, niż mogliby przypuszczać.

- Po raz pierwszy widzę, żeby Ariana tak szybko się przed kimś otworzyła, Gellert-powiedział Dumbledore, gdy patrzyli na nie przez kuchenne okno.-Moja siostra potrafi rozpoznać ludzi o dobrym sercu, za to twoja najwyraźniej jest jedną z takich osób.
- W to nie wątpię, drogi Albusie-odparł Grindelwald, myśląc o tym jak bardzo Galatea przywiązana jest do matki, która ją porzuciła. Każdemu potrafiła dać drugą szansę, a on to cenił.-W to nie wątpię...

DLA NASZEGO DOBRA | era GrindelwaldaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz